~33~

910 82 40
                                    

[Izuku]
(Dwudziesty siódmy października, piątek)

Gdy się obudziłem była ósma. Kacchan smacznie spał, rozwalony na łóżku niczym żaba na liściu. A dokładnie leżał na plecach w pozycji przypominającej iks. Jego prawa noga jak i ręka leżała na mnie a mój Omega w dodatku lekko się ślinił.
Powoli się wygramoliłem spod i tak ledwie okrywającej mnie kołdry, w ten sposób by przy tym nie zbudzić mojego chłopaka.
Wstałem i udałem się do kuchni.
Zacząłem szykować śniadanie. Postawiłem na jakieś gofry bo mam ochotę na słodkie a Kacchan na pewno nie pogardzi takim śniadaniem, bo on prawdą a Bogiem uwielbia wszystko co ma zbyt dużą ilość cukru w swoim składzie. Co prawda, bardziej niż to, woli pikantne, ale to będzie na obiad.
No a poza tym mamy dziecko pod dachem. Nie nasze niestety... Ale jest. Rin pewnie będzie zadowolony z takiego posiłku, w sumie sam jak byłem dzieckiem to uwielbiałem zaczynać dzień właśnie od gofrów.

Kacchanowi chyba zdążył uruchomić się w jakimś stopniu instynkt matczyny. Od razu zauważyłem, jak bardzo jest mu żal chłopca i pewnie skończy się tak, że będzie chciał by ten pięciolatek tu został...
A prawda jest taka, że ja sam nie wiem czy go zaakceptuje jako swoje.
Nie chciałem adoptować dziecka. A mimo tego, że uwielbiam dzieci, a na żadnego malucha nawet ręki nie podniosę to inna kwestia. Nie raz ratowałem dzieci z różnych sytuacji, nawet tych wywołanych przeze mnie.

Ale co ja poradzę? Jeżeli Kacchan się w nim zakocha, ja się zgodzę. Jeśli będzie chciał oddać (mam cichą nadzieję, że będzie chciał) to dla mnie jeszcze lepiej.

Trudno jest nakłonić Alfę do adopcji obcego szczeniaka. Betę już prędzej się uda, nie mówiąc o Omegach które zazwyczaj uwielbiają wszelki dzieciaki...

Przygotowałem śniadanie. Pełne trzy talerze ładnie przyzdobionych gofrów z bitą śmietaną i owocami. Na moje szczęście Kacchan beze mnie nie potrafi wytrzymać godziny, gdy to razem śpimy a ja mu ucieknę, więc tym sposobem teraz schodził po schodach. Idealnie na posiłek.

-Hej Deku.- Mruknął trąc prawą piąstką oko.

Zchodził powoli po schodach, prowadząc za rękę czarnowłosego chłopczyka, który zachowywał się identycznie co mój partner. Ledwie patrząc na zaspane oczy, schodził po schodach, trąc jedno oko.

-Witam moją Omegę.- Powiedziałem z uśmiechem podchodząc i przytulając go.

-Pokażesz mu zaraz tę ranę.

-Czemu pierwsze co to, Wspominasz mi o niej? Gdzie jakieś "kocham cię"?

-Jesteś w samych spodniach od piżamy. Bandaż rzuca się w oczy i nie pozwala mi cię w pełni obserwować.- Zaśmiał się, po czym przelotnie pocałował w usta.- I tak, kochasz mnie.

-Aha?

-Tak, tak kocham cię.- Zachichotał wtulając się we mnie.

A chłopiec puścił go za rękę i nas obserwował ze zdziwieniem na twarzy.

-Zrobiłem nam śniadanie. Chodźcie.

Udaliśmy się do kuchni i w ciszy zjedliśmy. Mały Omega ewidentnie się mnie obawiał, bo zajął miejsce przy stole jak najdalej ode mnie, jednocześnie pilnując by Kacchan był stosunkowo blisko niego. Nie dziwiłem się. W końcu w tak krótkim czasie tyle przeszedł.

Porwali go w lipcu. We wrześniu uciekł. Miesiąc się szwędał po lasach szukając pomocy w pobliskich wsiach ale każdy reagował tak samo.
Skąd wiem? Jego porywacze od miesiąca próbowali go schwytać. Ale ich ludzie ginęli z jego rąk. Zamordował blisko sześćdziesiąt osób. W przeciągu ostatnich trzydziestu dni.

Nie powiedziałem Kacchanowi całej prawdy, jaką poznałem. Fakt, znalazłem budynek, a w nim trupy, ale tamten facet którego spotkałem był żywy. Nie umierający... Wręcz w pełni funkcjonujący.
Przedstawił mi się jako Akyo. Opowiedział historię tego chłopca. Racja, mafia go porwała, zabiła jego rodzinę i go katowała do momentu aż dał radę uciec.
Akyo jest agentem wyższej rangi. Znam go aż za dobrze, jak na to, że jest "bohaterem" a raczej po prostu płatnym detektywem, dorabiający jako zabójca. Od miesiąca śledził chłopca z misją zamordowania go, ponieważ praktycznie każdy kogo napotkał ginął.
A teraz sprawę przejąłem za niego, ja.

Więzień  [DekuBaku]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz