~9~

1.4K 89 105
                                    

(Dwudziesty pierwszy września, sobota)
[Izuku]

Jak się obudziłem była już dwunasta. Kacchan cały czas spał przytulony do mnie i nie zapowiadało się na to, że szybko miałby się odsunąć.

~~Nasz Omega jest uroczy...

--Nie masz kurwo prawa głosu. Przez ciebie wczoraj płakał.

~~Nie mogłem się powstrzymać tylko...

--Chyba aż. Skrzywdziliśmy go! A raczej ty, korzystając z okazji, że jestem osłabiony i śpię.

~~Marudzisz. Przecież sam do nas wrócił i nie ma ci tego za złe.

--Ale skrzywdziliśmy go kurwa.

Alfa mi już nie odpowiedział. Leżałem bawiąc się włosami Katsukiego jakieś trzydzieści minut zanim blondynek zaczął się budzić.

-Izuku... śpisz?- Usłyszałem pytanie ze strony Kacchana, który dalej twarz krył w moich objęciach.

-Nie śpię.

-Jak się czujesz..?

-Lepiej, dzięki tobie. Dziękuję i przepraszam za wszystko.

-Nic się nie stało.- Odpowiedział mi, mocniej zaciskając dłonie na mojej koszulce.- Która godzina?

-Przed trzynastą.

-Tak długo spaliśmy?

-Na to wychodzi Kacchan.

-Nie chce mi się wstawać.- Przyznał a ja cicho się zaśmiałem.

-Nie musimy wstawać.

Leżeliśmy do czternastej. W kompletnej ciszy nic nie mówiąc. Po prostu leżeliśmy przytuleni do siebie.
W końcu to Kacchan stwierdził, że przydałoby się wstać i coś zjeść.

-Pokaż mi to.- Rozkazał, podchodząc do mnie. Akurat zdążyłem usiąść. Powoli i delikatnie zsunął mi opatrunek i zaczął oglądać ranę.- Szybko rany ci się regenerują...

-Wiem. Odkąd pamiętam tak mam.

-Niesamowite... za dwa dni, nie będzie śladu po tym. Zaczekaj pójdę po plastry.

Po chwili wrócił z jednym dużym opatrunkiem, który nakleił wzdłuż mojego draśnięcia. Resztę opatrunków zebrał i wyrzucił.

-Idziemy na śniadanie?

-Teraz to już raczej obiad.- Prychnął sięgając sobie ubrania.- Tylko się przebiorę.

-Zaczekam słonko.

Po pięciu minutach już szliśmy do kuchni w której zastaliśmy Dabiego, który ewidentnie nie był w humorze.

-Siema Dabi.

-Tja, siema Izuku. Kto tam się czai za tobą?- Spytał nie odrywając wzroku od telefonu.

Rzeczywiście, Katsuki znów starał się nie wychylać.

-Mój Omega.

-Ta... wspominałeś coś...- Mruknął podnosząc w końcu na nas wzrok.- Chwila, ja go znam. To ten smarkacz z UA.

-Odpierdol się ode mnie.- Fuknął na niego, mocniej chwytając moją koszulkę. Jego Omega zaczyna panikować.

-Jeszcze nic nie zrobiłem.- Zaśmiał się.- Podkreślam. Jeszcze.

-Dabi daj spokój.- Westchnąłem. Katsuki usiadł kilka miejsc dalej od Dabiego a ja poszedłem do lodówki.

-No co. Dzieciak lepiej niech nie zaczyna.

Więzień  [DekuBaku]Onde histórias criam vida. Descubra agora