True

201 15 2
                                    

- Zejść z drogi! - krzyczę, gdy do obozu weszli uzbrojeni Ziemianie. Część z nich jest konno, wiec jeśli nie chcą zgonąć pod kopytami, muszą się mnie podsłuchać.

- Zaprowadź nas do Clark - podeszła do mnie dziewczyna, która wcześniej była w kapsule. Za nią stoi uzbrojona kobieta, która patrzy na mnie jakby chciała mnie zabic.

- Przed chwilą zabiła swojego ukochanego - jakby nie patrzeć, byli ze sobą blisko - Dajcie jej chwile..

- Ten chłopak miał zapłacić za wszystko co zrobił - czarnowłosa najwidoczniej chciała go do torturować - Zaprowadź nas do Clark, albo podzielisz jego los..

- Indra - komandor uspokoiła podwładną. Wzięłam głęboki wdech.

- Za mną - nie czekając na ich reakcje, zaczęłam prowadzić do skrzydła szpitalnego. Mam wielką nadzieje, że je tam znajdę. - Clark? - widzę blondynkę przytuloną do matki - Ktoś chciał sie z tobą spotkać - jest mi tak głupio, a zarazem przykro, że muszę przerwać tak trudną dla niej chwile.

- Lexa, Indra - Clark szybko wytarła łzy - Mamy pokój? - pyta prosto z mostu.

- Niektórzy z moich ludzi upierają się, że Finn za mało wycierpiał - zaczęła komandor, patrząc kątem oka na ciemnoskórą - Ale ja wiem,że cierpienie, które teraz odczuwasz, będzie ci towarzyszyło do końca życia - niezbyt pocieszające - Wyrzuty sumienia będą cię dręczyć, a właśni przyjaciele obwiniać - znów przypomniała mi się chwila śmierci Chrisa - Dlatego dziś świętujemy rozejm, jutro przygotujemy się do walki, a później zabijamy górali.

- I odbijamy uwięzionych - dodałam, by mieć pewność, że mamy ten sam cel. Wszystkie patrzą na mnie w ciszy - Prawda?

- Tak - komandor zastanowiła się chwile -Zostawcie nas same. Chce porozmawiać tylko z Clark - na jej prośbę wszystko trzy wyszłyśmy z sali szpitalnej. Najchętniej bym sobie stąd poszła, ale nie chce zostawiać mamy blondynki w towarzystwie bezlitosnej wojowniczki.

- Może wyjdziemy na zewnątrz i uspokoimy swoich? - nawet stąd słychać krzyki tłumu. A przy okazji wszystkie unikłybyśmy niezręcznej ciszy i wpatrywania się w ścianę.

- Idźcie przodem - Indra poparła mój pomysł.

Bez dłuższego namysłu, nie czekając na lekarkę, zaczęłam iść szybo w stronę wyjścia. Na powierzchni panuje bardzo napięta atmosfera. Ziemianie na koniach widocznie nie robią sobie nic z wrzeszczących na mich ludzi z Arki. A nasi strażnicy musza trzymać ludzi, którzy przez złość mogą narobić tylko problemów

- Widziałeś gdzieś Raven? - pytań Murphy'ego, który podtrzymuje nieznanego mi chłopaka.

- Cały czas tam - odpowiedział, o mały włos nie dostając po twarzy pięścią. Tak nie może być.

Szybko wyjęłam z kieszonki spodni mały pistolet i wystrzeliłam nim w powietrze. Ziemianie odruchowo chwycili za broń, a ludzie z arki wreszcie się uspokoili.

Mały, ale głośny.

- Albo się uspokoicie, albo traficie za kratki ! - muszę ich jakoś wystraszyć. Clark na pewno by mnie poparła - Oczywiście mówię tu o moich ludziach - dodaje trochę ciszej w stronę Indry. Ta pokiwała delikatnie głową, nie chowając jednak broni - Zrozumiano?! - spojrzałam w stronę oszołomionego chłopaka. Ten wystraszony zdołał tylko spuścić głowę - Pytałam o coś!

- Zrozumiano - słyszę za sobą głos blondynki - Każdy człowiek z nieba, który nie będzie przestrzegał zasad pokoju, zostanie surowo ukarany i wygnany z obozu! - wiedziałam - Jutro dzień przygotowywań! Radzę się wyspać!

- this also applies to you. we're coming back - Lexa powiedziała coś w swoim języku, na co jej ludzie zaczęli zbierać się do wyjścia. Zdecydowanie muszę nauczyć się tego języka. Może się przydać.

Murderer  | The 100Where stories live. Discover now