He Was Banished

329 20 4
                                    

Blady jak ściana Bellamy odwrócił głowę, sprawdzając dlaczego strzeliłam.

Za nim leżała martwa, mała puma.

- Przecież cię nie zabije - mówię, chowając broń z powrotem do kurtki. Jego mina jest bezcenna - Nie jestem taka.

- Więc jaka jesteś? - teraz go to zaczęło interesować? - Cały czas coś kręcisz, ukrywasz i..

- A ty niby jaki jesteś? - proszę bardzo. Niech się teraz popisze - Zapatrzony w siebie dupek, o niewyparzonej gębie, który czuje się lepiej po zadaniu innemu człowiekowi bólu. - tak go widzę - Przez cały czas oceniasz innych, a swoich błędów zdajesz się nie zauważać - widzę, że nie patrzy na mnie , a jakiś punkt przed sobą. - Zresztą, po co ja ci to mówię ?  Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy wymieniać swoje wady przez resztę dnia - to nie ma sensu - Po prostu nie chodź za mną i nie rozmawiajmy z sobą. Tak będzie najlepiej

Odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie. 

Nie mogę uwierzyć, ze po tym wszystkim co mi zrobił myślał, ze zwykle przeprosiny wystarczą.
Nie wiem co by się musiało stać, aby tak było.

- Murphy?! - krzyknęłam przerażona, odbiegając do całego zakrwawionego chłopaka - Co ci się stało?

- Ashley? - powiedział prawie niesłyszalnie - To..

- Co się tu dzieje?! - Bellamy podszedł do nas. A już myślałam, że sobie poszedł...- Murphy?

- Weźmy go do obozu - powiedziałam patrząc na niego - Pomożesz mi czy nie?

- Został wygnany. - zastanowił się - Nie powinien..

- Jeśli teraz go zostawimy, umrze. Będziesz miał go na sumieniu Bellamy! - widzę, ze cały czas się waha - Weźmy go. Gdy tylko nabierze sił, możesz znów go wygnać. W takim stanie i tak nie narobi wielu szkód. - powiedziałam, starając sie go przekonać.

- Chwyć go za ręce

—————

- Z drogi! - krzyczę, kiedy kolejne osoby blokują nam wejście do kapsuły - Clark! Pomóż mu! - kładziemy bruneta na wolnym łóżku.

- Murphy?!

- Znaleźliśmy go w lesie - mówię szybko - Spójrz na niego. Na pewno nie zrobiłoby mu tego żadne zwierzęta - gdy go niosłam, zauważyłam, ze ma powyrywane paznokcie - Ziemianie go torturowali

- Dobrze, ze go przynieśliście. Zajmę się nim - Clark podeszła do poszkodowanego - Bellamy, zostań na chwile. Mam do ciebie sprawę.

Uznałam to za znak, ze nie chcą mnie tam, wiec szynko stamtąd wyszłam.
Najpierw martwiłam się o Jaspera, teraz o Johna.
Kto będzie następny?

- O! Ashley !- słyszę jak ktoś mnie wola - Chodź do nas! - Octavia i Jasper machają w moją stronę. 
Podeszłam do nich

- Słyszałem jak bardzo zaangażowałaś się w moje leczenie - Jasper wstał i bez wachania mnie przytulił - Dziękuje

- Robiłam to, co trzeba - uśmiechnęłam się delikatnie - Jak tam rana? Goi się? - usiadłam obok Octavii

- Mam wielką bliznę na brzuchu i plecach- usiadł obok nas - Ale nie rozmawiajmy już o tym. Wiecie może, gdzie przechowują alkohol?

Słucham jak ze sobą rozmawiają, cały czas myśląc o tym, jak bardzo Murphy musiał cierpieć. Całe szczęście, że go nie zabili.
Swoją drogą ciekawa jestem jak udało mu się uciec.

- Ekhem - usłyszałam nad sobą. Odwróciłam głowę w jego stronę i ujrzałam Bellamy'ego. - Musimy porozmawiać - przekonana, że mówi to do swojej siostry, odwróciłam głowę - Ashley. Nie zachowuj się jak pięciolatka

- O czym chcesz rozmawiać? - naprawdę nie rozumie co znalazcy „odwal się ode mnie"?

- Nie sądze, aby..

- Nigdzie z tobą nie pójdę  - przewróciłam oczami - Chcesz coś powiedzieć, mów przy nich - spojrzałam na moich towarzyszy. Im tez obecność Bellamy'ego zepsuła humor.

- Chodzi o twojego ojca - spojrzałam na niego w szoku. Czemu chce o nim rozmawiać? - I kanclerza

- Zaraz do was wrócę - wstałam z miejsca - Mów - odeszliśmy trochę od Octavii i Jaspera.

- Raven naprawiła radio - zaczął - Skontaktowała się z Arką. Będą tu za kilka dni. - a wiec to tyle. Zostało mi kilka dni.

- Okej - odwróciłam się i zaczęłam iść z powrotem w stronę jego siostry. Nie wiem co zrobię, kiedy kanclerz trafi na ziemie.
Jestem już pełnoletnia. Zabije mnie.

- Clark ma plan - usłyszałam za sobą jego głos.- Chodź

Murderer  | The 100जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें