- Ashley..- słyszę czyjś głos obok siebie - Ashley..!
- Clark - przez chwile, w mojej głowie jest totalna pustka. Po kilku sekundach przypomniałam sobie, ze skoczyłam z ogromnej przepaści - Przeżyłam? - otwieram delikatnie oczy.
Z tej perspektywy widzę tylko gałęzie drzew i Clark pochylającą się nade mną.
- Cudem - spojrzała lekko w gore - Ale jeśli się nie pośpieszymy, to może się zmienić - wystawiła rękę w moją stronę - Wstawaj i przyłóż to sobie - podała mi jakiś mokry materiał - Krwawisz.
Przyjęłam pomoc blondynki i szybko obejrzałam się za siebie. Z daleka można już zauważyć idących w naszą stronę, uzbrojonych mężczyzn, którzy mierzą we wszystko zielonymi laserami.
Zaczęłyśmy uciekać.
Wtapiałyśmy się w tło, zmieniałyśmy kierunki, byłyśmy najciszej jak tylko się da.
A oni i tak idą za nami.- Może mają jakiś nadajnik? - nie możliwe, że cały czas nas widzą. Nawet zwierzęta nie zdradzają naszego położenia. - Coś, co pokazuje im gdzie jesteśmy - wiem , że na Arce tak kiedyś robili.
- Racja..- zamyśliła się - Sprawdź czy nie masz czegoś pod skórą. Taki jakby guzek - powiedziała i sama zaczęła sprawdzać swoje ciało.
Nogi.. nic, brzuch.. czysty, ręka.... Krwawiąca ręka.
- Coś takiego? - pokazuje dziewczynie rozciętą skorę na przedramieniu, która już nie krwawi. - Myślałam, że to jakaś opuchlizna.
- Nie, to nadajnik - przegryzła nerwowo usta - Znajdź jakiś ostry kamień. Zdezynfekuje go i wyciągnę..
Nie dokończyła, bo do rany włożyłam swoje palce.
- Nie dam się złapać - szepcze sama do siebie, czując piekielny ból. Rana znów zaczęła krwawić.
Gdy wyczułam palcami metalowy przedmiot, wyciągnęłam go z siebie i rzuciłam w kierunku przeciwnym do tego, gdzie zamierzamy iść.
- Szybko - przykładam do przedramienia materiał, który dostałam wcześniej od Clark - Co to jest? - gdy spojrzałam w gore, dostrzegłam wielki, unoszący się wysoko ponad gałęzie najwyższych drzew, balon.
- To nasi - uśmiechnęła się blondynka - Chodźmy. Trzeba ci to opatrzeć.
Zaczęłyśmy biec.
Tak jak myślałam, gdy pozbyliśmy się nadajnika, pozbyliśmy się także ogona.
Jesteśmy już naprawdę blisko obozu.
To ludzie z Arki.
- Ziemianie! - słyszę krzyk, a następnie strzał.
To my jesteśmy celem.
- Padnij! - krzyczę do Clark, bojąc się, że dostanie kulkę. Niestety ja sama nie zdążyłam się przed tym uchronić i oberwałam w łydkę.
Na szczeźnie amunicja tylko się o nią otarła.Wszystko słyszę i widzę jak przez mgle.
- To ziemianki! -Leżę twarzą do ziemi, wiec nie jestem w stanie stwierdzić, czy znam kobietę, która to wykrzyknęła - Zabrać je do obozu ! - nie mam już siły.
Kiedy dwóch strażników podnosi mnie, spełniając rozkaz swojej przełożonej, nawet im się nie wyrywam.
Jestem bezpieczna.
Nigdy wcześniej nie myślałam, że kiedykolwiek pomyśle tak o schwytaniu przez ludzi z Arki.
- Zabrać je do celi..
- Nie! - kolejny damski krzyk - To moja córka ! - krzyki, szepty. Wszytko zlało mi się w jedno.
W zaskakująco szybkim tępie, adrenalina przestała działać na moje ciało.
Resztkami siły podniosłam jeszcze delikatnie swoje powieki. Moja twarz jest centralnie przed kałużą, w której widzę swoje odbicie.
Brudna, zakrwawiona twarz, cała w siniakach i błocie.
Do ostatniej chwili walczyłam, by nie zamknąć oczu.
YOU ARE READING
Murderer | The 100
FantasyDwunastolatka skazana za morderstwo? Takie rzeczy dzieją się tylko na Arce. Co się stanie, gdy już prawie dorosła Ashley trafi na Ziemie? Czy zdoła przekonać do siebie resztę „wybrańców"?