Harry

485 23 0
                                    

Szybko wyszliśmy z samochodu  i zaczęliśmy biec w stronę obozu. Najlepiej byłoby dostać się tam jeszcze przed zmierzchem.

Ciekawe ilu ludzi zostało rannych.

Oczywiście najlepiej by było, gdyby nikt nie ucierpiał , ale z doświadczenia wiem, ze ludzie nie postępują rozsądnie.
Chociażby wtedy w kapsule, gdy zaczęli się rozpinać z pasów. Nie powiem, ze ja nie chciałam tego zrobić, ale szybko Clark uświadomiła mnie jak jest to głupie.
I tylko dzięki temu przeżyłam.

Dlatego sądzę, ze nawet jeśli wiedzieli by o tym ,jak bardzo ta mgła jest niebezpieczna, niektórzy i tak wyszliby na zewnątrz, aby sprawdzić to na własnej skórze.

- Pomocy! - usłyszeliśmy kobiecy głos z głębi lasu.

- To nasi! - Bellamy natychmiast zawrócił w stronę głosu.  Chcąc zobaczyć co się dzieje podążyłam za nim i po kilku chwilach biegu niestety przekonałam się, ze miałam racje.

- Ch..chcieliśmy u..uciec - nieznajoma mi blondynka klęczała koło nieprzytomnego ciała chłopaka. Z tego co widzę to żyje, ale jego oddech jest bardzo nieregularny, a skóra ma oparzenia trzeciego stopnia.
Skoro mnie tak bardzo bolą ręce, to nie chce myśleć jak jego musi teraz boleć całe ciało.

- Już spokojnie - podeszłam do niej i uklękłam naprzeciwko. Zignorowałam pieczenie brzucha - Postaramy się mu pomóc - dziewczyna lekko pokiwała głową i odsunęła sie dając tym samym miejsce Belli - Oddycha

- Może by tak... - Chłopak dotknął policzka poszkodowanego, na co ten odzyskał przytomność i zaczął zwijać się z bólu.

- Proszę... To boli! - całe białko w jego oczach było czerwone. Ciekawe czy jego wzrok rowniez ucierpiał - Zabijcie mnie ! To tak strasznie boli! - zaczął wiercić się z boku na bok.

Patrze w szoku raz na Belle raz na chłopaka.

Nie dostaliśmy przecież żadnych leków przeciwbólowych od Arki.

- Masz - brunet podał mi sztylet - Wiesz co robić -wyszczerzyłam oczy nie wierząc w to,co właśnie usłyszałam. Mam go zabić. Co z tego, ze ten chłopak tego chce. Mam go zabić.

Podniosłam sztylet, przez który piecze mnie ręka, na wysokości serca chłopaka i patrze prosto w jego oczy. Mimo tego, ze widzę w nim sam ból ,nie potrafię się przełamać. Biorę wdech uspokojenia i..

- Nie zrobię tego - ułożyłam sztylet w taki sposób, ze Bellamy może go ode mnie wziąć nie kalecząc się przy tym.

- Myślałem, ze...

- Dość! - przerwał mu poparzony.

Wyrwał z mojej ręki sztylet i sam wbił go sobie w szyje. Prosto w tętnice 

- Nie! - odrazu podbiegła do niego dziewczyna. Zanosiła się ona płaczem.

Ze smutkiem przyglądałam sie tej scenie. Samobójca miał przed sobą jeszcze całe życie, a przez kanclerza skończył w ten sposób.

- Musimy iść - Bellamy pierwszy wstał z klęczek i otrząsnął się z szoku.

Kolejna wstała nadal płacząca dziewczyna.

Nie umiem nawet wyobrazić sobie tego co musiała przezywać będąc sama w jakimś schronie, w czasie, gdy jej bliski cierpiał na zewnątrz.

- Ashley  - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Belli. Niepewnie wstałam z ziemi i otrzepałam się z niewidzialnego kurzu - Dogonię was - powiedział, gdy zaczęliśmy iść w stronę obozu.

Przez całą drogę nie odezwałyśmy się do siebie.
Obie musiałybyśmy wszytko poukładać sobie w głowie

- Gdzie Bellamy? - naskoczyła na mnie Octavia, gdy tylko weszłam na teren obozu. Muszę przyznać, ze bardzo szybko idzie im budowa ogrodzenia.

- Szedł z tyłu - nawet się nie zatrzymując, udałam się do miejsca, gdzie przespałam ostatnią noc. Zdjęłam przewiązaną w pasie kurtkę i powiesiłam ją na jednej z gałęzi tak, aby pozbyć się z niej tej durnej mgły.

Czując delikatne pieczenie na brzuchu podwinęłam bluzkę w celu sprawdzenia rany.
Tam, gdzie rękawy dotykały bluzki została mi mało wyraźna, czerwona linia.
Przeżyje.

Usiadłam na trawie, a moje myśli cały czas wracały do Jaspera i chłopaka z mgły. Jesteśmy tu dwadzieścia cztery godziny, a już kilka osób zdażyło stracić życie. Jeśli nic nie zmienimy, nie zdołamy przetrwać.

Nagle zrobiło się bardzo głośno. Chwile zajęło mi zrozumienie, ze to Bellamy wrócił do obozu z martwym chłopakiem na rękach.
Ludzie zaczęli panikować, a Clark jak zwykle próbowała załagodzić sytuacje.
Kiedy tylko usłyszałam oskarżenie, ze to na pewno ja go zabiłam natychmiast wstałam z ziemi z zamiarem obronienia się. Nie mam zamiaru dłużej ignorować takich tekstów.

- Czemu wy się mnie tak uczepiliście, co ? - zwróciłam na siebie uwagę większości ludzi - Jest nas setka. Naprawdę myślicie, ze tylko ja zostałam skazana za morderstwo? - rozejrzałam się - Tak czy inaczej nie jesteśmy już na Arce, a przestępstwa, za które tam zapłacilibyśmy życiem nie powinny być już brane pod uwagę. Tutaj mamy czystą kartę

- Morderca zostanie mordercą! - krzykną jakiś chłopak z tłumu. Kojarzę go

- Tak jak złodziej złodziejem - z tego co wiem właśnie za to go posadzili - A mimo wszytko ja nie oskarżam ciebie za kradzież prowiantu

- Ashley ma racje - Clark zabrała głos - Jeśli chcemy przetrwać ,musimy trzymać się razem i wybaczyć dawne błędy - spojrzałam się na blondynkę. Ona na prawdę stanęła po mojej stronie - Bellamy potwierdził, ze to nie Ashley zabiła Harrego, wiec nie widzę tutaj żadnego problemu - A wiec ten biedak miał na imię Harry

- Robi się ciemno! Czas rozpalić ognisko - Bel przerwał krótką chwile ciszy swoim rozkazem. - Dziś nie będzie kolacji

Murderer  | The 100Where stories live. Discover now