It Was You

366 20 2
                                    

Jasper obudził się i zaczął mamrotać coś o alkoholu i o tym jak bardzo nas wszystkich kocha.
Mimo, ze wiem, ze mówi tak tylko dlatego, ze jest nafaszerowany jakimś lekiem, był to bardzo uroczy widok.

Postanowiłam nie patrzeć się na Jaspera jak na jakiś nowy gatunek mały w zoo i wyszłam z kapsuły. Z tego co usłyszałam ,Octavia chciała pójść za mną ,lecz przeszkodził jej w tym jej brat mówiąc, ze muszą pogadać.

Wyszłam wiec sama.

Muszę przyznać, ze nasz obóz wyglada całkiem Nieźle.  Nie wiem jak, ale zorganizowali sobie namioty.  Oczywiście mi nic o nich nie powiedzieli.

Plus jest taki, ze upolowali panterę.

Będzie kolacja.

- Octavia, czekaj chwile - chciałam zapytać o jej relacje z Lincolnem, ale ona zdaje się mnie nie usłyszała - Hej, czekaj - złapałam ją za ramie, a ta szybko mi się wyrwała. Spojrzała na mnie nienawistnym wzrokiem.

- Zostaw mnie! - krzyknęła i pobiegła w tylko sobie znanym kierunku. A tej co?

Spojrzałam na wyjście z kapsuły.
Mogłam się tego spodziewać.

- Co ty jej nagadałeś?! - krzyknęłam w stronę Bellamy'ego.  Ten tylko się ma mnie patrzył - To, ze ty mnie nienawidzisz ,nie znaczy, ze Octavia tez musi! - nie wiem co ten dupek sobie wyobraża.

- Powiedziałem prawdę - skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej - Połączyłem fakty

- Nie jestem jasnowidzem Bellamy. Mów jaśniej - przewróciłam oczami

- Ile miałaś lat, gdy zamordowałaś człowieka? - te pytanie mocno zbiło mnie z tropu.

- A co to ma do rzeczy? - nie rozumiem

- Ile?! - krzykną zwracając przy tym uwagę ludzi.

- Dwanaście - odparłam. Myślałam, ze o tym wie

- Ile masz teraz? - zadał kolejne pytanie. Co to, przesłuchanie?

- Osiemnaście -  nadal nie wiem do czego zmierza

- Tak się składa, ze równo sześć lat temu zginą mój tata. Strażnik. - chwila - Na Arce nie działo się to często, dlatego uważnie przyjrzałem się tej sprawie - patrzy na mnie morderczym wzrokiem - Zginą od postrzału - zrobił krok do przodu, przez co ja się cofnęłam - Ktoś miał dobry cel, bo trafił go jedna kulą - kolejny krok - Później dowiedziałem się, ze stało się to na wschodnim skrzydle - kolejny - Podobno poszedł tam po swojego kolegę - nie. To nie może być prawda - Wiesz czego się jeszcze dowiedziałem?  W tamten czas sądzona była tylko jedna osoba. To byłaś ty ! - chcąc zrobić kolejny krok w tył, potknęłam się o wystający korzeń, przez co poleciałam na ziemie - Zabiłaś mojego ojca

- Nie.. To niemożliwe! - jakie jest prawdopodobieństwo, ze to na pewno był jego ojciec? 

- Najpierw mój ojciec, a później ci ludzie! - krzyknął wskazując na kapsule. - Kogo jeszcze chcesz zabić, co?

- Ja..ja - nie umiem dobrać słów. Ojciec zawsze mówił mi, ze ten facet był samotnym wdowcem bez rodziny i dzieci. Okłamał mnie..

- Ty.. ty.. - zaczął mnie przedrzeźniać - Kiedy wreszcie zrozumiesz, ze wszędzie gdzie pójdziesz, niesiesz smierć? Ze tak naprawdę nikt cię tu nie chce?!

- Two..twoje oczy - zaczęła z nich wypływać krew. On tez jest zarażony

- Nie wybaczę ci tego, rozumiesz?! -krzyknął odchodząc z powrotem w stronę kapsuły.

Chwile zajęło mi dojście do siebie.

Może i Bellamy Blake jest dupkiem, ale co do jednego ma racje.

Nikt mnie tu ani nie chce, ani nie potrzebuje.
Jestem zbędna.

Z takim przekonaniem wstałam z ziemi i zaczęłam iść do wyjścia z obozu. Nie jestem potrzebna? Będę.
Zdobędę informacje, miejscówkę, alkohol, cokolwiek.

Nie będę zbędna.

Murderer  | The 100Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu