— Odniosłem wrażenie, że było coś na rzeczy między waszą dwójką — powiedział nagle Snape, a Hermiona niemal natychmiast posłała w jego stronę pytające spojrzenie. — Tobą i Weasleyem — wyjaśnił nieco poirytowanym tonem mężczyzna. Jakby nie wysławiał się wystarczająco jasno.

Panna Granger roześmiała się perliście, a kiedy jej oczy ponownie skierowały się na Snape'a, towarzyszył im pobłażliwy uśmiech.

— Och nie, nie — zaprzeczyła odruchowo. — To znaczy tak — dodała szybko, wymownie się krzywiąc. — Ale to było dawno temu. Zwykłe, nastoletnie zauroczenie.

Zobaczyła, jak ciemna brew na beznamiętnej twarzy Severusa unosi się w nieco pogardliwym wyrazie i poczuła przewrót w żołądku, wiedząc, co z reguły towarzyszyło takiej minie.

— Niedostatecznie dobra partia? — zakpił mężczyzna, a szatynka zmarszczyła mocno brwi, zatrzymując się w półkroku, tuż przy wejściu na klatkę schodową prowadzącą na pierwsze piętro, gdzie miały za niedługo odbyć się jej zajęcia.

Snape niemal od razu dostrzegł, jak ciepły uśmiech Hermiony znika, a w jego miejsce pojawia się surowszy wzrok i oburzony grymas.

— Nie wiesz, czy to ja nią nie byłam — odgryzła się, zeźlona jego słowami.

Ona i Ronald może faktycznie — całkiem obiektywnie — nie pasowali do siebie, zarówno poziomem emocjonalnym, jak i intelektualnym, ale przede wszystkim różnili się stylem życia, ambicjami i tym, czego szukali w życiu. Nie chodziło o różnice między nimi, a o to, czego nie mieli ze sobą wspólnego.

Severus posłał jej drwiące, surowe spojrzenie, widząc jednak, że poczuła się urażona tym, co powiedział. Nie wiedział czemu, ale poczuł się dziwnie źle z tym, że ją rozgniewał — ale tylko trochę. W końcu mowa była o Ronaldzie Weasleyu.

— Cóż, kwestie wyborów Weasleya pozostają niezmiennie i konsekwentnie sprzeczne z logiką — rzucił, a Hermiona wywróciła oczami, ignorując jego kolejny przytyk. Mimo wszystko na jej ustach pojawił się nikły, krótki uśmiech. — Tak czy inaczej, nie brzmi jak wielka strata.

— To zwyczajnie nie było coś, czego żadne z nas chciało — odparła szybko kobieta, a wyraz jej twarzy z powrotem nabrał ciepła. — Ani coś, za czym którekolwiek tęskni.

— Jak widać — wtrącił Snape, wymownie poruszając brwią, po czym wcisnął dłonie do kieszeni spodni i prychnął gorzko pod nosem. — A ponoć przeciwieństwa się przyciągają, co za bzdury.

— Jak widać istnieją wyjątki od tej reguły — stwierdziła Hermiona. Wiedziała, do czego pił Severus; uważał Rona za kretyna, nigdy tego nie ukrywał, za to ją, zdążyła dowiedzieć się, że mimo wszystko cenił za inteligencję. Błędnie więc założył, że to tu wystąpił główny problem. Mistrz dedukcji, pomyślała nieco rozbawiona. — Chociaż byłbyś zaskoczony, jak prawdziwe to powiedzenie czasem jest.

Nie byłby. A ona zupełnie o tym zapomniała.

— Nie wydaje mi się, że cokolwiek ma szansę zaskoczyć mnie w tej kwestii bardziej, niż okoliczności, w jakich to wszystko się zaczęło — powiedział Snape jadowicie pewnym siebie głosem.

Głosem, który zawsze wywoływał w Hermionie pragnienie protestu i poczucie rzuconego jej wyzwania.

— Poczekaj, aż usłyszysz z kim spotyka się Harry — mruknęła złośliwie.

Wiedział, że sam ją sprowokował, a mimo to skrzywił się pod nosem. To, o czym rozmawiali było dla niego co prawda coraz mniej abstrakcyjne, coraz mniej... dziwaczne. Wciąż jednak nie zatarła się dla niego granica pomiędzy przeszłością, którą pamiętał, a rzeczywistością, w której przyszło mu żyć. I wciąż była mowa o gówniarzach, których nie znosił. Nawet jeśli nie byli już tymi samymi ludźmi.

Sojusz, Granger?Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ