Rozdział 74 [część 2]

Start from the beginning
                                    

— Wystarczy — usłyszeli nagle. W zgiełku niespodziewanego incydentu zebranym w holu czarodziejom umknął dźwięk ponownie otwieranych drzwi, a kiedy odwrócili się w stronę źródła głosu, dostrzegli jak Pratney podchodzi do nich z poważną miną w asyście kolejnej pary strażników. Stanął przy zbiorowisku, strofując wysokiego ochroniarza ciętym spojrzeniem i zapytał: — Co tu się dzieje?

— Proszę upomnieć swoich świadków — ostrzegł go tęższy z mężczyzn, chowając różdżkę. — Takie zaczepki mogą się źle skończyć, a czas leci.

— Minuta sędziego nie zbawi — odparł prawnik. — Możecie być przy tej rozmowie.

Hermiona poczuła zimne poty, kiedy strażnik obrzucił obrońcę równie ostrym spojrzeniem, po czym bez słowa odpowiedzi odwrócił się i wyprowadził Malfoya z okrągłego pomieszczenia. Odprowadzony przez zaskoczone spojrzenia wszystkich, którzy przysłuchiwali się całemu zajściu z nadzieją na coć krótką rozmowę, Draco zniknął za drzwiami do łazienek, a dopiero po długiej chwili ktoś zdecydował się przerwać milczenie.

— Musicie zaprzestać takich prób — ostrzegł ich Pratney, zwracając się do Harry'ego i Narcyzy. Posłał im wyrozumiałe spojrzenie, zerkając przez ramię na strażników, którzy eskortowali jego samego i dodał: — Sędziowie zdecydowali o przerwie, także uzbrójcie się w cierpliwość. Pozwolili nam wyjść tylko na chwilę, ale potem musimy tam wrócić.

— Dostał chociaż miejsce do siedzenia? — zapytał Potter, a Hermiona zerknęła na przyjaciela pełnym bólu wzrokiem.

— Udało mi się wynegocjować dla niego ciepły posiłek — mruknął Winston. — Przenieśli go już wczoraj, więc podlegało to pod przedłużoną opiekę. Proszę się nie martwić. Nie zginie tam ze mną.

Młoda gryfonka spuściła głowę, czując, że musi przymknąć powieki. Nie wierzyła, w to co słyszała; że tyle lat po wojnie, żyjąc w tak cywilizowanym społeczeństwie, dalej dopuszczano do tak barbarzyńskich zachowań. "Wynegocjować ciepły posiłek" brzmiało tak absurdalnie, że Hermiona miała problem z zaakceptowaniem, jak brutalnie było prawdziwe.

— Dziękuję — mruknął Harry, wciąż wspierając ciało Narcyzy, która objęła się szczelnie ramionami i przyglądała się prawnikowi w milczeniu.

— Jeszcze walczymy, panie Potter — odparł Pratney, zerkając dookoła na świadków i zahaczając wzrokiem o Ginny Weasley. — Później przyjdzie na to pora.

Kiedy odszedł, Narcyza Malfoy poddała się emocjom. Odeszła od towarzystwa, siadając obok Minerwy McGonagall i pozwoliła, aby kilka łez spadło z zastygłych, błękitnych oczu, dając upust mimo wszystko skrywanym w środku emocjom. Snape widział, że odegrana szopka wcale nie była dla niej taka udawana, a tęsknota za dzieckiem odcisnęła trwałe znamię na masce obojętności i powściągliwości, jaką na co dzień nosiła Narcyza.

Harry również ją obserwował, aż w końcu sam odszedł na bok i przysiadł zmęczony na pustej ławce. Hermiona, która bez słowa za nim podążyła, zajęła miejsce obok niego, nie bardzo wiedząc, co miała mu powiedzieć. Wszystko będzie dobrze? Posłała niepewnie spojrzenie na Ginny, która przykucnęła przy kolanach matki w ciszy siedzącej obok męża w innym kącie holu i zmarszczyła brwi. Nigdy nie widziała takich Weasleyów. Nigdy nie widziała, aby tak radośni ludzie nie mieli w sobie w ogóle życia. Chociaż zdawali się na pozór radzić najlepiej, Molly Weasley również poddała się drążącej z energii potędze majestatu Ministerstwa i skryła twarz w dłoniach, oddychając głęboko. Oczy szatynki odruchowo odszukały wysoką, szczupłą sylwetkę, tnąc przelotnym spojrzeniem Severusa, który dołączył do Minerwy i Narcyzy.

— Chciałabym móc życzyć sobie, żeby to było prostsze — mruknęła.

Nie umiała sobie tego życzyć, Harry zresztą też nie. Doskonale wiedzieli, że naiwne prośby, aby ich droga nie była trudna, aby wszystko poszło sprawnie i gładko, nigdy nie miały się spełnić. Nigdy nie miały na to nawet cienia szansy. A oni zwyczajnie chcieli być naiwni — chcieli móc powiedzieć "wszystko będzie dobrze", "wszystko się jakoś ułoży" i wiedzieć, że mają prawo do szczeniackiej wiary, jakby znów mieli po siedemnaście lat. Nie mieli.

Sojusz, Granger?Where stories live. Discover now