— Pięcioletnia wersja mnie chciałaby posłuchać, co masz do powiedzenia.

— Pani Murphy nie była... optymistycznie nastawiona do całej sprawy — zaczęła Minerwa zrezygnowanym tonem. — Wiesz, jaki ma do ciebie stosunek po konflikcie z jej córką.

— Widzę, że obiektywizm był rzeczywiście hasłem przewodnim obrad Rady — prychnął pod nosem Severus. Nie zachował się w stosunku do Amandy Murphy w żaden nadzwyczaj niemiły sposób, a to, że jej matka była hipohondryczną nie było jego winą. Miał jednak pecha, bo od dwóch lat była przewodniczącą Rady Rodziców.

— Daruj sobie — poprosiła Minerwa, choć ton jej głosu sugerował, że nie ma zamiaru się kłócić. — To była ciężka sytuacja, Severusie. Dziewczyna co prawda nie poroniła, ale jest w kiepskiej kondycji psychicznej.

— A ma mnie to obchodzić bo...? — spytał Snape przeciągle.

— Bo jesteś tylko człowiekiem i wiem, że tak naprawdę przejąłeś się jej stanem.

— Prędzej ta pięcioletnia wersja mnie się przejęła — mruknął. Dyrektorka posłała mu lekko rozbawione spojrzenie, w którym nie było już widać urazy ani złości. Mimo, że dopiero teraz rozmawiali po raz pierwszy od czasu ostrej wymiany zdań.

— Rada zdecydowała, że w tej sytuacji nie zawinił nikt — stwierdziła w końcu Minerwa. — Horacy powiadomił mnie o sytuacji wcześniej, więc może spać spokojnie, a co do ciebie...

— Niech zgadnę — przerwał jej Severus, pochylając się w stronę Minerwy i opierając łokcie na blacie. — Jestem bezdusznym draniem, który w dodatku zignorował problem kolegi po fachu, ale nie można zarzucić mi nic nieprofesjonalnego.

— Poza sposobem nauczania i odzywkami — dodała jego rozmówczyni, wymownie ruszając brwiami. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, które wyrażały w ich wypadku więcej niż słowa, a kobieta posłała w stronę Snape'a lekki uśmiech. — Ale tak, jak zwykle masz całkowitą rację.

Na chwilę pomiędzy dwójką nauczycieli zapadło milczenie. Severus przyglądał się starszej przyjaciółce, badając oznaki ulgi, które w końcu zdecydowała się pokazać. Minerwa z kolei czuła, że to dobry moment na przeprosiny, które jednak za nic nie chciały jej przejść przez gardło. Stała nad swoim podwładnym, zaciskając mocno dłonie złączone przed sobą i próbowała w głowie ułożyć słowa, aby zabrzmiały jakkolwiek dobrze mogły w tej sytuacji.

— Rada wyciągnęła wobec ciebie jakieś konsekwencje? — spytał w pewnej chwili Snape. Minerwa spojrzała na niego i pokręciła lekko głową.

— Gdyby Mungo zdecydował o jej przeniesieniu, lub co gorsza straciłaby dziecko... Wtedy pewnie wyciągnęliby konsekwencje — przyznała spokojnie, choć wyczuł w jej głosie ulgę, że tak się jednak nie stało. — Dopóki jednak jej stan jest w miarę stabilny i Poppy nad nią czuwa, Rada nie zdecydowała się wyciągać konsekwencji wobec nikogo.

W jej głosie pobrzmiewała złość na samą siebie, co Snape wydedukował po sposobie, w jaki zacisnęła szczękę.

— Ale zagrozili ci, że następnym razem stracisz posadę — dokończył za nią, wysuwając - jak się okazało - słuszne wnioski.

— Zagrozili — przyznała Minerwa. Snape nie mógł oprzeć się uczuciu tryumfu, które ogarnęło jego umysł, kiedy widział potulną minę Minerwy. Widok jej skruchy poprawił mu humor, co mogło świadczyć, że może naprawdę był bezdusznym draniem. — Ale póki co nadal jestem tu dyrektorką i... — Zwiesiła głowę, jakby miała trudność z odnalezieniem dobrych słów. — Severusie, przepraszam. 

Uniósł brew, kompletnie zaskoczony jej słowami.

— Nie powinnam tak agresywnie na ciebie napadać — dodała. Cała Minerwa, pomyślał Snape. Przyzna się do błędu, ale nie będzie się zbędnie tłumaczyć.

Sojusz, Granger?Where stories live. Discover now