— Możesz łaskawie wyjaśnić mi, dlaczego to ja znów obrywam za coś, co nawet nie jest moim dziełem? — spytał głośno, kiedy wchodzili po schodach. Grupka uczniów, którą właśnie mijali obróciła się gwałtownie, chowając przed nim jak przed żywym ogniem.

— Nie wiem, Severusie, może dlatego, że cały czas wmawiasz nam, jaki to ty nie jest inteligentny?— zakpiła Minerwa, nie zwalniając kroku. Kiedy dotarli na korytarz przed skrzydłem szpitalnym, Snape zaczął łączyć wątki. — Może dlatego, że wtrącasz się we wszystkie sprawy ślizgonów, a teraz udajesz, że nic nie wiesz?

— Minerwo. — Anabella Clark w puchowym, pudrowo-różowym szlafroku podeszła do nich ze zbolałą miną, ale kobieta zbyła ją machnięciem ręki. — Co się...

— Nie teraz, Anabello, muszę iść do Poppy.

Snape bez słowa, za to z ponurymi myślami, wszedł za kobietami do przedsionka. Przy ścianie siedział Ben Starrick, chłopak uczennicy, która stanowiła przedmiot kłótni profesorów. Ciemnowłosy nastolatek wyglądał strasznie, jakby nie spał kilka nocy, przy okazji nic nie jedząc. Gryzł paznokcie, zerkając na nauczycieli niepewnym, błagalnym wzrokiem.

— Pani dyrektor... — zaczął, podnosząc się z klęczków. — Proszę... Proszę jej pomóc...

— Pani Pomfrey zrobi co w jej mocy — obiecała spokojniej Minerwa. Podeszła do chłopaka i położyła na jego ramieniu szczupłą, pomarszczoną dłoń, zerkając ukradkiem na Horacy'ego. Obraz nędzy i rozpaczy. Zżerały go wyrzuty sumienia, ale Snape'a wcale to nie ruszało. Zasłużył sobie. Był dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem, a spieprzył sprawę koncertowo, pozwalając, aby załamana nastolatka przejęła kontrolę nad swoimi czynami.

— Ale nic jej nie będzie? Christie? Ona nie... — Chłopak zapowietrzył się, tłumiąc łzy. — Ona nie umrze?

— Swoim mazgajeniem się na pewno jej nie pomożesz — warknął Snape, nie spuszczając wzroku ze Slughorna. Kiedy mężczyzna spojrzał na niego, zaskoczony jego agresywną postawą, Severus pokręcił głową. — I jak się skończyła ta twoja wyrozumiałość, Horacy? Zadziałało?

— Severusie — zbeształa go Anabella. — Mógłbyś sobie darować. Zwłaszcza w takiej sytuacji.

— Zwłaszcza, że jesteś jej winny — dodała cicho Minerwa. Cała trójka spojrzała na nią zaskoczona, ale zaraz potem zarówno starszy czarodziej jak i nauczycielka run pokiwali głową ledwo zauważalnie. — Mogłeś coś zrobić.

Zapadła długa, ciągnąca się wręcz w nieskończoność cisza. Slughorn potrafił tylko kiwać głową, kompletnie odcięty od rzeczywistości. Anabella krytycznym wzrokiem spoglądała na Severusa, który nie wierzył, że trzy lata po wojnie ktoś nadal wymagał od niego posłuszeństwa.

Zbawieniem okazał się dźwięk otwieranych drzwi.

— Minerwo — zaczęła poważnie Poppy, zerkając po zgromadzeniu spokojnie. — Zrobiłam co mogłam, ale jeśli za godzinę stan dziewczyny się nie ustabilizuje, będziemy musieli wysłać patronusa do Mungo.

— Mogę do niej wejść? — Ben wyrwał się do przodu, zerkając ponad ramieniem pielęgniarki na łóżko, gdzie leżała jego dziewczyna.

— Nie ma takiej możliwości, panie Starrick — odparła kategorycznie czarownica. — Poczekasz tutaj.

— Anabello, zostań proszę z Benem, ja pójdę porozmawiać z Poppy — poprosiła spokojniej Minerwa. Kobieta skinęła głową swojej przełożonej, obejmując ramieniem załamanego chłopaka i wyprowadzając go na korytarz. Minęli w drzwiach zdyszaną Hermionę, która zaalarmowana wezwaniem, przybiegła do skrzydła. Miała na sobie nauczycielską, granatową szatę, ale nie zdążyła uczesać włosów, które teraz okalały jej twarz w dość nieokiełznany sposób.

Sojusz, Granger?Where stories live. Discover now