definitions of pain

Start from the beginning
                                    

Mogły minąć sekundy, a może minuty, może całe godziny. Czas gnał wciąż naprzód, odbierając jej ostatnie chwile. Odbierając im ostatnie chwile. razem.

Krzyk.
Krótki, jakby urwany, wydobywający się z jej gardła, pełen rozpaczy i pełen łez, zduszony.

Czkawka został wyrwany ze snu i niemal od razu postawiony do pionu. Odrzucił pospiesznie futro, zauważając brak Astrid po drugiej stronie ich szerokiego łóżka. Założył pospiesznie protezę i zarzucił koszulę, po czym zbiegł szybko po schodach.

Palenisko rozświetlało sporą część dolnej części chaty. Mężczyzna nie mógł nadal odnaleźć własnej żony, której krzyk usłyszał. Przeszedł szybko do niewielkiej kuchni i wtedy ją ujrzał.

Klęczała na podłodze, we łzach. I we krwi.
Podpierała się dłońmi, jakby zaraz miała upaść. Wokół niej było mnóstwo krwi. Cała dolna część jej koszuli była przesiąknięta krwią, w powietrzu unosił się swąd krwi.

Podszedł do niej szybko i ukląkł, nie bacząc na bałagan. Poczuł jak po plecach przebiega mu lodowaty dreszcz, do oczu napłynęły mu łzy, jednak szybko je otarł.

– Astrid?

– Wszystko jest w porządku. Daj mi tylko chwilkę, zaraz – urwała, czując kolejny silny i bolesny skurcz. Ciało zmusiło ją do parcia, choć ze wszystkich sił próbowała to powstrzymać. Wstrząsnął nią niepohamowany szloch, a łzy stoczyły się po policzkach.

Czkawka zareagował szybko; pomógł jej usiąść w taki sposób, by mogła oprzeć się na jego ciele. Poczuł ciepłą krew na swoich dłoniach. Z całych sił zacisnął zęby byle nie wybuchnąć płaczem. Nie teraz.

– Wszystko zaraz będzie dobrze – powiedziała, a jej dłonie zniknęły pod nocną koszulą. Kałuża wokół nich powiększyła się, a krew wypływała coraz szybciej.

– Astrid! – prawie krzyknął, reagując szybko.

– Jest jeszcze za wcześnie, Czkawka. Ono musi wrócić, musi wrócić do mnie – wyszeptała, a on szybko zareagował, owijać dłonie wokół jej nadgarstków, wyciągając je. Krew spływała po ich palcach, brudząc ich nocne odzienia.

– Musisz urodzić, Ast – powiedział, choć miał wrażenie, że słowa wcale nie opuściły jego ust. Nie chciał, by tak było. Nie chciał tego mówić. Nie chciał, by dziecko urodziło się trzy miesiące za wcześnie.

Wydała z siebie jęk. A może skowyt? Nie był pewien.

Chciał odebrać ból. Chciał poczuć go jak najdotkliwiej, pozostawiając jej resztki nadziei. Pragnął jej uśmiechu, pragnął spokojnego spojrzenia jej oczu, pragnął delikatnego oddechu, który mógłby muskać jego szyję. Marzył, by nie znikała. Nie na zawsze.

– Ciii... – wyszeptał w jej włosy, zamykając ją w ramionach. Astrid krzyknęła, wbijając palce w jego kolana. Zacisnęła mocno zęby, czując jak kolejna fala skurczy rozlewa się po jej ciele, a ciepła krew po raz kolejny wypływa na podłogę. Czkawka zamknął oczy, niezdolny do patrzenia na jej cierpienie.

– Czkawka – jęknęła cicho, pochylając się nagle do przodu. Jej dłonie znów wsunęły się pod koszulę, jednak tym razem po prostu wyciągnęła dziecko. Maleńka istotka. Mały człowieczek.

Maleńkie dziecko, które nie płakało, nie poruszało się. Maleńkie dziecko, które nie żyło.

– Proszę cię, musisz coś zrobić, Czkawka. Musisz je uratować – wyszlochała Astrid, przytulając maleństwo do piersi. Mężczyzna po czuł jak po policzkach spływają mu łzy, nie potrafił ich jednak zetrzeć.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now