part one

2.4K 67 36
                                    

*Oczami Chaeyeon*

     Uwielbiam budzenie się w rodzinnym domu. Tutaj czuję się najbardziej komfortowo, a również bezpiecznie jak nigdzie indziej. Promyki słońca rozświetlają mój pokój, który nabiera kolorów po ciemnej nocy. Wygodne łóżko pozwala porządnie się wyspać, a poduszki umilają sen. Spędziłam w tym miejscu ponad osiemnaście lat mojego życia, które swoją drogą były w przeważającej części przyjemne, chociaż nie raz zdarzały się smutne momenty. Kiedy zaczęłam studia na jednym z Seulskich uniwersytetów zamieszkałam w niewielkim akademiku. Stamtąd rzut beretem do uczelni, co bardzo ułatwia mi życie. W domu rodzinnym bywam zazwyczaj w weekendy. Znajduje się on w całkowicie innej części miasta niż uniwersytet, ale nie jest to żaden problem, żebym tu często przyjeżdżała.

    Mogłabym się napawać pięknym, styczniowym porankiem, gdyby nie fakt, że moja starsza (o pięć lat) siostra, Min Chaejin urodzi za parę godzin córeczkę — od dawna przez nas wyczekiwaną Mihae. Powinnam być w szpitalu jak najszybciej, dlatego dobrze by było gdybym w końcu wstała z łóżka. Byłabym w prywatnej placówce już jakiś czas, ponieważ Mihae około godziny piątej rano zrozumiała, że już czas pojawić się na świecie, a wtedy moja rodzina pojechała tam z moją siostrą i jej ukochanym.

       Rodzice zabronili mi wtedy jechać, kazali, żebym wstała trochę wcześniej niż normalnie i dopiero wtedy się tam znalazła. Chyba myśleli, że pojawię się w szpitalu około godziny dziesiątej, bo zazwyczaj śpię co najmniej do jedenastej, ale ja zaplanowałam, że wybiorę się tam z samego rana. Budzik nastawiłam na wpół do siódmej. Sześć godzin snu daje się we znaki, ale krótki prysznic na pewno poprawi moje samopoczucie i może orzeźwi do tego stopnia, że nie będę już śpiąca. 
 
    Po kilkuminutowej przyjemności ubrałam się i szybko udałam się do kuchni na śniadanie. Zrobiłam sobie kanapki, popiłam ciepłą herbatą, następnie pobiegłam na górę, do mojego pokoju po kluczyki do samochodu. Chwilę później byłam już w drodze do szpitala. Droga na szczęście była jedną z krótszych, a korkami w niedzielę, dziesięć minut przed siódmą nie musiałam się martwić nawet w mieście, gdzie mieszka dziesięć milionów osób. Mimo wielu wad, które wynikają z liczby mieszkańców, lubię żyć w stolicy. Tutaj zawsze jest blisko do ważnych dla kraju miejsc, rzadko kiedy można się nudzić, ponieważ są setki różnych atrakcji, które warto odwiedzić. Każdemu do stolicy po drodze i dobrze umieć odnaleźć się w tak dużym mieście. 
 
    Drogę do szpitala umiliła mi jedna z piosenek BTS, zespołu, którego słucham od jego początków. Debiut i emocje związane z dodawaniem przez nich kolejnych utworów pamiętam, jakby to było wczoraj. Sukcesy, ważne występy, filmiki to coś, co nie odstępuje mnie ani na chwilę od czerwca 2013 roku. Radosne i smutne momenty od lat poruszają moje serce. Tyle razy uśmiechy chłopaków poprawiały mi humor, wystarczyło kilka sekund piosenki, którą stworzyli a ja zaczynałam się uśmiechać i kołysać w rytm muzyki.

       Piękno "Fake Love" puszczanego w radiu sprawiło, że znużenie spowodowane długim czekaniem od razu minęło. W głowie przelatywały mi kadry znanego na pamięć teledysku. Zaczęłam podśpiewywać z uśmiechem, zapominając o zdenerwowaniu. Nim zapaliło się zielone światło utwór zdążył minąć prawie do połowy. Spowrotem skupiając swoją uwagę na jeździe, zatęskniłam za przeszłością. Jeszcze trzy lata temu nie miałam problemów z tańcem, mogłam cieszyć się wykonywaniem każdej choreografii, której pragnęłam się nauczyć. Teraz bałam się biegać (robiłam to, ale z obawami) nie mówiąc już o skakaniu albo różnych trudnych figurach, które niegdyś udawało mi się robić z łatwością. Taniec był moją największą pasją, ale coś zniszczyło moje marzenia. Właśnie z tego powodu nie umiałam choreografii z "Fake Love", "Idola" i tych z utworów wydanych po lutym 2017 roku. Moje wspomnienia z tamtego miesiąca są owiane cierpieniem, ale pełne muzyki Bangtanów, która wtedy sprawiała, że znajdywałam w sobie choć troszeczkę siły, by wstawać każdego dnia z rana i żyć. Koniec tańczenia to najbardziej przygnębiające wspomnienie mojego życia, lepiej po prostu nie rozpamiętywać zła przeszłości. 
      
       Na szczęście pokonałam odcinek dzielący dom ze szpitalem w krótszym czasie niż przypuszczałam. Zabrałam wcześniej położoną tam torebkę z siedzenia i wyszłam z samochodu. Trzydzieści sekund późnej po zapytaniu w recepcji, szukałam sali, w której odbędzie się poród. Chwilę zajęło mi wejście na czwarte piętro, gdzie na prawym skrzydle miałam szukać rodziców. Nie były to długie poszukiwania, bo po przejściu przez dwa korytarze niemal stanęłam twarzą w twarz z tatą. Trochę się zdziwił widząc mnie poza domem przed dziesiątą w weekend. Takie sytuacje zdarzały się może raz na trzy miesiące.

attacked under the cover of darkness [Park Jimin] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz