Rozdział 33

5.6K 312 6
                                    

- No działaj- jęknęłam cicho, usiłując włączyć mojego laptopa.

Od dobrej godziny ślęczałam nad nim i próbowałam go uruchomić, ale cholerstwo za bardzo się zawzięło. Zresztą jak zwykle kiedy akurat chciałam coś na nim zrobić. A dzisiaj miałam zamiar poszukać jakiegoś nowego aparatu, bo mój ukochany staruszek już wysiadł. Przez to od jakiś trzech tygodni musiałam zadowalać się marnymi zdjęciami z telefonu. Który najczęściej zabierałam Harremu, z racji tego, że mój miał tak małą matrycę, że na zdjęciu widać było tylko jakąś marną zlewkę plam.

Wzdychając ciężko, odrzuciłam urządzenie na koniec łóżka. Zsunęłam się z miękkiego materaca i skierowałam na dół. Było już około jedenastej, co oznaczało, że Patch był od dwóch godzin w swojej firmie, a Zoey pewnie nie wyściubiła nosa poza swoje łóżko. Elli jeszcze dzisiaj nie słyszałam, ale ona zapewne siedziała w ogródku. Uwielbiała przesiadywać porankami na dworze, pielęgnując swoje kwiaty.

Stwierdziwszy, że miałam ochotę na kubek mrożonej kawy, weszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki mleko, z zamrażarki lody kawowe, a z szafki kawę. Do blendera dodałam wszystkiego tyle ile zawsze, po czym zalazłam dwa kubki zimnym napojem. Dodałam jeszcze po dwie kostki lodu oraz łyżeczkę cukru. Ogarnęłam blat, który trochę zabrudziłam i z kawą w dwóch dłoniach udałam się na taras.

Tam właśnie zastałam Ellę. Kobieta, ku mojemu zdziwieniu, siedziała w wiklinowym krześle, patrząc gdzieś przed siebie. Wyglądała jakby nad czymś głęboko myślała, a ja nie chcąc jej przeszkadzać, już chciałam się wycofywać, jednak kiedy się odwróciłam usłyszałam jej cichy głos.

- Lou?- zapytała, patrząc na mnie, o czym się przekonałam, gdy obróciłam się w jej stronę.

- Wybacz, nie chciałam ci przeszkadzać...

- Nie przeszkadzasz- uśmiechnęła się ciepło, kładąc dłoń na krześle obok- Siadaj.

- Zrobiłam dla ciebie mrożoną kawę- wystawiłam w jej stronę jeden kubek.

- Oh, dziękuję- zabrała go ode mnie, a ja usiadłam na wiklinowym siedzeniu, podkulając pod siebie nogi.

Przez pewien czas siedziałyśmy w kompletnej ciszy. Miałam wrażenie, że Ella chciała coś powiedzieć, dlatego siedziałam cicho i cierpliwie czekałam. Jednak gdy po dłuższej chwili nie usłyszałam z jej strony żadnego słowa, moja ciekawość wzięła nade mną górę.

- Coś się stało?- zapytałam, spoglądając na jej profil. Kobieta wypuściła powietrze z ust, z głębokim westchnięciem, po czym spojrzała na mnie niepewnie.

- Zadzwonił do mnie prawnik twojego ojca.

Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć jej słowa. Bo po co Bart, prawnik i najlepszy przyjaciel mojego taty miałby się kontaktować z moją matką...? Ella, zauważając moją dezorientację, zaczęła mówić dalej.

- Próbował się z tobą skontaktować wczoraj, ale mówił, że nie odbierałaś- westchnęła, a ja od razu skojarzyłam to z wczorajszym zakończeniem szkoły Harrego- Powiedział, że znaleźli coś w testamencie Charliego. Przepisał na ciebie całe wasze mieszkanie w Canberze.

- Myślałam, że my je tylko wynajmowaliśmy- rzuciłam, przypominając sobie jak tata coś mi o tym wspominał.

- Tak było- uśmiechnęła się delikatnie- Ale chciał ci zrobić niespodziankę. Tydzień przed wypadkiem wykupił je całe. I teraz jest twoje Lou- spojrzała w moją stronę- Bart powiedział, że musisz się w piątek wstawić o dwunastej w jego kancelarii, inaczej mieszkanie przejdzie pod zarząd miasta.

- O mój boże...- westchnęłam cicho, po czym, nie chcąc już nic więcej mówić, wstałam z krzesła. Nie mogłam dłużej siedzieć obok Elli. Miałam wrażenie, że zaraz mój umysł wybuchnie od natłoku myśli, a nie chciałam, aby ktokolwiek mnie wtedy widział.

***

Weszłam po schodach do budynku, w którym od razu skierowałam się do szatni. Rzuciłam na ławkę swoją torbę i usiadłam obok niej. Już bardziej z przyzwyczajenia, niż myślenia, wyjęłam z niej buty, przy okazji zdejmując te, które miałam na sobie. Sięgnęłam po jednego z czarnych adidasów, chcąc go rozwiązać. Jednak kiedy po dwóch minutach sznurówki zamiast rozdzielić się, zaplotły się w mocny pęceł, moje nerwy nie wytrzymały.

- Ugh!- jęknęłam, upuszczając buta na ziemię. Podciągnąwszy pod siebie nogi, oparłam na nich głowę. Za cholerę nie wiedziałam co miałam zrobić. W piątek były zawody. Zawody, na które wszyscy tak długo czekali i pracowali. A zwłaszcza Harry. Jednak tak jak bardzo chciałam tam być z nim, tak samo nie chciałam zawieść taty. Czułam się zobowiązana do tego, aby przejąć mieszkanie. Kochałam to miejsce. To byłaby ostatnia okazja, aby zjednoczyć się jeszcze z tamtym życiem.

Co bym nie zrobiła, wiedziałam, że kogoś zawiodę. I w tym momencie kompletnie nie wiedziałam co powinnam wybrać.

- Coś się stało?- usłyszałam nad sobą głos, więc szybko podniosłam głowę, przez co trafiłam na brązowe oczy Malika- Lou, ty płaczesz?- ponownie zapytał, skanując wzrokiem moją twarz. Rzeczywiście, po przyłożeniu dłoni do policzka, przekonałam się, że nawet nie poczułam, kiedy łzy zaczęły spływać z moich oczu.

- Nie- zaprzeczyłam, przecierając dłońmi twarz- Coś mi tylko wpadło do oka- wzruszyłam ramionami.

- Lou...

- To naprawdę nic- zapewniłam, po czym jak najszybciej zgarnęłam swoje buty i boso poszłam do sali. Nie chciałam nikomu zawracać głowy. To był mój problem i moja sprawa. I miałam nadzieję, że tak pozostanie.

Całą próbę starałam się nie rzucać w oczy. Robiłam to co mi kazano. Nie odzywałam się. Na przerwach uciekałam na dwór na schody. Widziałam jak Harry patrzył na mnie, nie rozumiejąc mojego zachowania. Próbował parę razy podejść do mnie i zapytać o co chodzi, ale ja skutecznie go unikałam. Wiedziałam, że gdyby tylko zapytał, powiedziałabym wszystko. A tego nie chciałam.

Dlatego, kiedy tylko usłyszałam z ust Stylesa, że to koniec na dzisiaj, a ostatnia próba odbędzie się w czwartek, wybiegłam z sali z prędkością światła. Zebrałam swoje wszystkie rzeczy i nawet nie zmieniając już butów, skierowałam się do wyjścia. Gdzieś z tyłu słyszałam swoje imię, ale nie mogłam się zatrzymać. Musiałam jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy po otworzeniu drzwi, zobaczyłam długie, brązowe włosy i zielone oczy.

- Alex?- zapytałam, z nadzieją w sercu. Dziewczyna spojrzała w moją stronę.

- O, już wyszłaś- uśmiechnęła się do mnie lekko.

Schodząc ze schodów, dziękowałam losowi, że właśnie mi ją zesłał. Nie wiedziałam skąd, ani dlaczego dziewczyna na mnie czekała, ale tak bardzo cieszyłam się, że tu była.

- Twoja matka powiedziała mi, że jesteś tutaj- wyjaśniła, przyglądając się mojej twarzy. Nie dziwiłam się jej. Czułam jak łzy na nowo zbierają mi się w oczach- Chcesz porozmawiać?- zapytała, delikatnie dotykając mojej dłoni.

- Tak- wydusiłam, kiwając głową- Ale nie tutaj. Nie chcę, żeby Harry mnie widział...

~*~

WTOREK...

Butterfly | HSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz