Rozdział 3

8.7K 487 19
                                    

Szybko zarzuciłam torbę na ramię, po drodze złapałam jeszcze telefon i wybiegłam z pokoju. Jak na złość, już pierwszego dnia, mój budzik zadzwonił za późno. A to przez to, że zapomniałam przestawić godzinę. ''Pieprzona strefa czasowa.'' Zbiegłam ze schodów, uważając aby się nie wywalić. Co było bardzo prawdopodobne z moją koordynacją ruchową.

Podbiegłam do szafy. Wyciągnęłam kurtkę, zarzucając ją na ramiona. Wcisnęłam się w trampki i szybo zawiązałam sznurówki. Ostatni raz przeglądając się w lustrze, stwierdziłam, że nie wyglądałam chyba tak źle. Ukochane, dziurawe spodnie. Szara, zwykła koszulka z krótkim rękawem. Czarne trampki i skórzana torba. Włosy luźno opuszczone na ramiona, dzisiaj kręciły się jak głupie. Trochę makijażu i moja kochana czerwona pomadka. Założywszy jeszcze na głowę czarną beanie, wyszłam z domu.

Patch już czekał na mnie w samochodzie. Szybko podbiegłam do niego i wsiadłam do środka.

- Przepraszam- uśmiechnęłam się przepraszająco, zapinając pas.

- Nic się nie stało młoda- uśmiechnął się, a ja szybko spuściłam wzrok. ''Ale trafiłeś...''- Nie chciał...

- Nie szkodzi- przerwałam mu- Po prostu tata tak do mnie mówił- posłałam mu nikły uśmiech, po czym odwróciłam się w stronę szyby.

Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Mi w sumie to nie przeszkadzało. Nie czułam jeszcze potrzeby nawiązywania z nim większego kontaktu. ''Albo nie byłam na to gotowa...'' Jednak moje towarzyszowi chyba zaczęła ciążyć, bo jakoś po piętnastu minutach włączył radio. Samochód wypełnił śpiew nieznanej mi wokalistki. Zresztą i tak nie zwracałam na nią uwagi. Z uwagą wpatrywałam się we wszystko co mijaliśmy. Zabawne, kiedy byłam mała mówiłam, że zamieszkam w Nowym Yorku razem z ojcem. Cóż, byłam tu. ''Ale bez niego...''

Potrząsnęłam głową i westchnęłam. Robiłam tak zawsze, gdy chciałam przestać o tym myśleć. Po chwili za szybą, jakby z nikąd, wyrósł ogromny parking razem z wielką szkołą oraz jakimiś setkami osób. Dokładnie jak w tych wszystkich tandetnych, amerykańskich filmach. Patch znalazł wolne miejsce i zaparkował. Odpięłam pas, już łapiąc za klamkę, kiedy usłyszałam głos mężczyzny.

- Jakby coś, możesz zawsze do nas zadzwonić- uśmiechnął się lekko.

- Dziękuję- skinęłam, przypominając sobie, jak rano Ella wpisywała mi numery całej trójki do telefonu. I jak mówiła, że musi mi kupić nową komórkę. Która wcale nie była mi potrzebna.

- Masz pieniądze na lunch?- zapytał, sięgając do kieszeni marynarki- Zoey ma kieszonkowe, więc nigdy jej o to...

- Patch- westchnęłam- Nie potrzebuję pieniędzy.

- Ale jesteśmy rodziną- dał nacisk na odpowiednie słowo- Zresztą źle bym się czuł, gdybym wiedział, że nie masz przy sobie nawet grosza- uśmiechnął się znów lekko, wystawiając w moją stronę papierkowy banknot.

- Ale ja naprawdę...

- Nie chcę tego słuchać. To też twoje pieniądze. Bierz- wystawił dłoń jeszcze bliżej mnie.

- Dziękuję- uśmiechnęłam się, wzdychając i zabierając od niego banknot.

- Nie ma za co- uśmiechnął się szerzej- Daj znać jak skończysz zajęcia. Przyjadę po ciebie.

- Okey- przytaknęłam, opuszczając pojazd.

Przeszłam jak najszybciej przez cały parking. Kręciło się na nim dużo samochodów, więc trzeba było szybko uciekać, albo mieć dobry refleks, aby nie zostać przejechanym. Stanęłam przed wejściem, przyglądając się budynkowi. Wielki napis 'NEW YORK HIGH SCHOOL' widniał nad dużymi drzwiami. Dwie marmurowe kolumny, podtrzymujące poddasze nad wejściem, niewielka fontanna i idealnie przystrzyżone żywopłoty nadawały szkole dobrego wrażenia. Wielu uczniów siedziało na zewnątrz. Niektórzy na ławkach, inni pod fontanną, trzeci stali w grupkach, a reszta, tak jak ja, zmierzała do wejścia.

***

Zaraz po wejściu, odnalazłam gabinet sekretarki. Była to starsza, urocza kobieta. Dała mi mój plan zajęć oraz numer i kluczki do szafki. Kiedy wreszcie ją namierzyłam, zadzwonił dzwonek, więc jak poparzona zostawiłam resztę książek i pobiegłam w stronę sali. Której też nie mogłam znaleźć, ale pomogła mi jakaś dziewczyna. Na angielskim siedziałam sama. Podobnie na kolejnych lekcjach. Dopiero na chemii, musieliśmy dobrać się w pary, więc nauczyciel przydzielił mnie do chłopaka, z którym nie zamieniłam słowa. Próbowałam się odzywać, ale on nie odpowiadał, więc po pewnym czasie dałam sobie spokój. Cały dzień nie widziałam także Zoey. Co zmieniło się na lunchu.

Stałam z tacką w dłoniach, kompletnie nie wiedząc gdzie usiąść. Większość stolików była zajęta. Jeżdżąc wzrokiem po całym pomieszczeniu, natrafiłam w końcu na nią. Siedziała przy stoliku z trzema dziewczynami oraz czterema innymi chłopakami. Wszyscy razem wyglądali dobrze, bogato i żałośnie jednocześnie. To tak bardzo przypinało mi te elity szkolne we wszystkich filmach dla nastolatków. ''Czuję się jak w jakimś beznadziejnym musicalu.'' Prychnęłam pod nosem, odwracając od nich spojrzenie. Wtedy zauważyłam jedyny, wolny stolik pod ścianą. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w jego kierunku. Kiedy już do niego podeszłam, położyłam tackę na stole i usiadłam na ławeczce, po czym położyłam obok siebie torbę. Wyjęłam z niej butelkę wody, a kiedy zaczynałam ją odkręcać ktoś się do mnie przysiadł. Podniosłam wzrok i ku mojemu zdziwieniu była to Zoey.

- Słuchaj- zaczęła konspiracyjnym szeptem- Nie widziałam cię cały dzień, więc muszę ci to powiedzieć teraz- posłałam jej pytające spojrzenie- Nie mów nikomu, że jesteśmy teraz rodziną. Że w ogóle się znamy. Długo pracowałam sobie nad reputacją, to jedyne co tutaj mam, jasne?- skinęłam, patrząc na nią znudzona- Więc mi tego nie zniszcz- mruknęła jeszcze, po czym wstała i odeszła dumnym krokiem.

Zaśmiałam się pod nosem z tego jakie ta dziewczyna wyrażała wartości i zajęłam się swoim lunchem.

~*~

Osobiście nie sądziłyśmy, że nowy rozdział pojawi się TAK szyboko, ale cóż... Dla kochanej Lou zrobimy wszystko :)

I tak, znowu nuda, ale spokojnie, później będzie może lepiej !

Przeczytałaś? To zostaw chociaż gwiazdkę :)

I do następnego xx (pewnie już nie tak szybko)

Butterfly | HSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz