Rozdział 17

6.7K 378 17
                                    

Kiedy się obudziłam, nie wstałam z łóżka. Nie miałam na to najmniejszej ochoty, więc okryłam się szczelniej kołdrą i przewróciłam na drugi bok. Jeździłam wzrokiem po całym pokoju, aż moje oczy spotkały się z aparatem. Wyciągnęłam jedną rękę spod kołdry i sięgnęłam po urządzenie leżące na półce nocnej. Nacisnęłam odpowiedni przycisk, włączając album. Pierwszym zdjęciem jakie się pokazało było ujęcie Alex.

W tym momencie poczułam się dziwnie. Nie umiałam tego wyjaśnić. Coś na wzór złości. Głównie do siebie. ''Bo przecież mogłam jej powiedzieć wcześniej...'' Właśnie, mogłam. Ale ja do cholery nie byłam na to gotowa. Sama sobie się dziwiłam, że jakoś opowiedziałam to Harremu. Jednak w jego przypadku miałam wrażenie, że on nie będzie mnie oceniał na podstawie tego wszystkiego. I nie myliłam się. Jednak w przypadku Alex... Nie wiedziałam. Nie znałam jej długo, a zdążyłam ją naprawdę polubić. Dlatego bałam się jej reakcji. Może przesadzałam, bo w końcu nie byłam jakąś morderczynią, czy coś, ale to jednak zmienia sposób patrzenia na osobę. Głównie jeśli chodzi o współczucie. A tego cholerstwa nie chciałam od nikogo. Do końca życia wystarczą mi spojrzenia ludzi z pomocy społecznej, policji i sąsiadów.

Bo właśnie, gdy otworzyłam wczoraj dziewczynie drzwi, obie byłyśmy niemało zdziwione. Nie zdążyłyśmy porozmawiać, bo zaraz przyszła Zoey i zabrała Morgan do siebie, a ja wróciłam do Stylesa. Nie widziałam jej już później, jednak jej ostatnie spojrzenie na mnie tak boleśnie wbiło mi się w pamięć... Nawet nie chodziło o zdziwienie czy złość lub zdezorientowanie. Widziałam w jej oczach zawód. Coś czego nienawidziłam jeszcze bardziej od współczucia.

W sumie zawsze uważałam, że moim jedynym przyjacielem mógł być tylko tata. Trwałam w tym przekonaniu tak długo i mocno, że chyba czasem po prostu nie chciałam zawierać bliższych znajomości niż te na etapie 'znajomi'. Ale teraz gdy nad tym myślałam... Chciałabym nazwać Alex Morgan moją przyjaciółką.

- Lou, zjesz z nami?- usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Patcha, stojącego w drzwiach.

- Tak- skinęłam, szybko zakrywając usta dłonią, a po chwili ziewając.

- To zejdź za chwilę- uśmiechnął się przyjaźnie, po czym zamknął drzwi.

Z westchnięciem odłożyłam na bok aparat, odrzucając od razu kołdrę. Leniwie zsunęłam się z łóżka, znów ziewając. Wsunęłam na stopy kapcie i ruszyłam w stronę łazienki. Po szybkim załatwieniu się i obmyciu twarzy, pokierowałam się do drzwi. Już miałam nacisnąć klamkę, gdy mój wzrok przykuła bluza na fotelu. I to należąca do Harrego.

Po tym jak przygotowaliśmy sobie 'lody ze wszystkim co słodkie znajdujące się w kuchni' przyszliśmy z powrotem do pokoju. Rozmawialiśmy tak naprawdę o zwykłych pierdołach. Przechodziliśmy z jednego tematu do drugiego z taką lekkością jakbyśmy znali się już od bardzo dawna. Wtedy nawet zapomniałam o Alex i moich wyrzutach sumienia. Byłam wdzięczna chłopaki, że nie pytał o nią. Ani więcej o moje życie. W sumie po opowiedzeniu mu wszystkiego, nie zauważyłam u niego żadnej zmiany w stosunku do mnie. Z czego byłam cholernie zadowolona. Współczucie, i to od Harrego było ostatnim czego chciałam.

Szczerze, dziwne było dla mnie to, że tak normalnie umiałam z nim rozmawiać. Ale tłumaczyłam sobie to tym, że to przez jego podejście do mojej osoby, które udzieliło się i mnie w stosunku do niego.

I w pewnym momencie po prostu zdjął bluzę, tłumacząc, że było mu gorąco. Wtedy znów zobaczyłam tatuaże na jego ramionach. Pytając o nie, zaczęliśmy kolejny, neutralny temat. W końcu nadeszła jakoś dwudziesta trzecia, więc Styles stwierdził, że na niego już pora. Oboje zapomnieliśmy o bluzie. Ja odprowadziłam go do drzwi, a gdy już odjechał samochodem, wróciłam do pokoju. Nawet jej nie zauważyłam.

Uśmiechając się do siebie samej, wyszłam na korytarz. Zerknęłam na drzwi do pokoju Zoey, które były już otwarte, co oznaczało, że dziewczyna była na dole. Szybko pokonałam schody i znalazłam się w jadalni.

W sumie mieszkałam tu już równe dwa tygodnie. Zdążyłam ogarnąć gdzie co było, więc już przestałam się gubić we własnym domu.

''Dwa tygodnie...'' To brzmi tak krótko, a tak wiele się przez te czternaście dni zmieniło. Nowy dom, nowe życie, rodzina, szkoła, Alex, taniec, Harry. Tak, zdecydowanie to były dwa długie tygodnie.

- Dzień dobry- uśmiechnęłam się w stronę Elli i Patcha, siadając obok Zoey. Nadal nie potrafiłam zwrócić się do Elli 'mamo'. To chyba za dużo mnie kosztowało.

- Widzę dobry humor- kobieta odwzajemniła mój uśmiech.

- To pewnie przez tego chłopca, który był u niej wczoraj- dołączył się Patch.

Pokręciłam głową, sięgając po dzbanek z herbatą. Gdy zalazłam sobie kubek, przejechałam wzrokiem po całym zastawionym stole. Choć tą rodzinę zdecydowanie było stać na co najmniej dziesięć gosposi, to Ella gotowała sama. Jednak do sprzątania nie podejmowała się tak chętnie. W piątki, kiedy my byłyśmy w szkole a oni w pracy, przychodziła sprzątaczka. Choć ja jej tak nie nazywałam. Była to starsza urocza kobieta. Nadal nie znałam jej imienia, ale rozmawiałam z nią raz, gdy akurat jeszcze złapałam ją w domu. Od razu zyskała moją sympatię. Była przemiłą osobą.

- Właśnie- usłyszałam głos Zoey, więc spojrzałam na nią- Jak twój przyjaciel ma na imię?- uśmiechnęła się sztucznie.

- Nie twój interes- uśmiechnęłam się tak samo jak ona.

Dziewczyna zmrużyła na mnie brązowe oczy, po czym utkwiła wzrok w telefonie. ''Lou- trzy, Zoey- zero.'' Przybiłam sobie mentalną piąteczkę w głowie, wracając do śniadania. Złapałam jedną z kanapek z dżemem, od razu odgryzając kawałek.

- Lou- zwrócił się do mnie mężczyzna. Podniosłam na niego wzrok i spojrzałam pytająco- Dorobiłem ci już klucze do domu- uśmiechnął się znów, co szybko odwzajemniłam, dziękując skinieniem głowy.

- Jadę po śniadaniu na zakupy- stwierdziła Ella- Chcecie jechać ze mną?- spojrzała na mnie i na Zoey. Dziewczyna szybko pokręciła głową.

- Ja chcę- odezwałam się, a po chwili zobaczyłam szeroki uśmiech Elli. ''Co z tego, że nie lubię chodzić po sklepach?''

Po śniadaniu pomogłam posprzątać wszystko do kuchni. Patch był trochę zdziwiony, a kiedy zapytałam dlaczego, stwierdził, że Zoey nigdy mu w tym nie pomagała. Bo umowa była taka, że Ella gotowała, a on sprzątał. I dotąd zazwyczaj robił to sam. ''Nigdy nie zrozumiem rozumowania tej dziewczyny...''

Kiedy wszystko już było powkładane do zmywarki i ogarnięte, ruszyłam do pokoju. W łazience rozczesałam włosy, po czym zebrałam je w kitkę. Nie miałam ochoty się malować, zwyczajnie nie chciało mi się stać dzisiaj przed lustrem. Wcisnęłam się w moje podarte, czarne spodnie i podeszłam do szafy. Zaczęłam szukać mojej bluzy, ale jak na złość nie mogłam jej znaleźć. Stanęłam na środku z założonymi rękami i jeździłam wzrokiem po pokoju, próbując ją gdzieś namierzyć. Wtedy znów trafiłam na bluzę Harrego.

- Lou, jedziemy!- usłyszałam głos Elli z dołu.

- Idę!- odkrzyknęłam.

Nie wiele się zastanawiając, chwyciłam bluzę chłopaka, naciągnęłam ją na siebie i zbiegłam na dół.

~*~

Chyba mi się podoba ten rozdział :) Jest taki... prosty i nudny. :)

Ale jestem ciekawa Waszych odczuć :)

I takie sprostowanie, Butterfly na samym początku miały pisać dwie osoby, jednak po zastanowieniu się piszę tylko ja-Tusiak :) Od samego początku pisałam tylko ja, chodziło o to, że perspektywę Harrego miała pisać druga dziewczyna, ale mi się za dobrze pisało, żeby komuś to oddać... :)

Więc... Podoba Wam się 17? :)

Butterfly | HSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz