Rozdział 11

7.1K 422 22
                                    

Patrzyłam na mijane za szybą budynki, opierając głowę o zagłówek. Dzisiaj byłam nie do życia. Wszystko albo mnie dołowało albo wkurwiało. Dosłownie, lepiej było ze mną nie rozmawiać, a najlepiej to trzymać się w odległości co najmniej pięciu metrów. Nie odezwałam się do nikogo słowem, nie licząc krótkich odpowiedzi skierowanych do Alex w ciągu przerw. Mówiłam jej, że nie miałam dzisiaj nastroju do jakichkolwiek rozmów, ale ona to po prostu olała i mimo mojego niezbyt miłego zachowania, to była przy mnie cały dzień. ''I szczerze jestem jej za to wdzięczna...'' Miło mi było ze świadomością, że mogłam mieć gorszy dzień, a ktoś przy mnie był. Nawet jeśli byłam chamska i irytująca.

Dzisiaj wyjątkowo jechałam na zajęcia razem z Ellą, ponieważ musiała gdzieś i tak odwieźć Zoey. A ja nie miałam ochoty przepychać się do centrum metrem. I to w taką pogodę, która musiała mieć humor podobny do mojego, bo od rana lał deszcz.

- Muszę zatankować- oznajmiła Ella, zjeżdżając na stację paliw.

Skinęłam, patrząc na zegarek. Cóż, ostatnio się spóźniłam, a dzisiaj będę zapewne za wcześnie. Westchnęłam i opadłam na fotel. Domyślałam się, że kobieta tylko ode mnie dostała jakąś reakcję, bo Zoey nie odezwała się ani słowem odkąd wsiadłyśmy do samochodu. Pomińmy już to, że zdziwił mnie fakt, iż ona sama usiadła z tyłu. Uważałam, że będzie się pchała na przód, a mnie ukryje z tyłu. Jednak zrozumiałam jej zachowanie, gdy zauważyłam przyciemniane szyby.

Ella zatrzymała się przy jednym z dystrybutorów i wysiadła z samochodu. Nie mając nic lepszego do roboty, wsłuchiwałam się w głos dziewczyny z radia. Nagle usłyszałam Zoey.

- Schyl się!- prawie, że krzyknęła. Zdziwiona, odwróciłam się do niej- Co się tak gapisz do cholery?! Mam ci to napisać?!

- O co ci znowu chodzi?- jęknęłam.

- Obok jest samochód moich znajomych. Nie mogą nas zobaczyć razem!

- Wiesz, że siedzisz za przyciemnianą szybą, prawda?- uniosłam brwi. ''Ja pierdzielę, ona jest pochrzaniona.'' ''Nie żebym nie wiedziała tego wcześniej...''

- Ale i tak można coś przez nie zobaczyć! Schowaj swój rudy łeb do cholery, no!-  ''Przeginasz...''

- A ty opanuj swoje ego- prychnęłam, opadając z powrotem na fotel.

- Myślisz, że jak nagle masz dostęp do kasy, to jesteś jakaś bardziej wartościowa?- warknęła. ''Okey, masz ostatnią szansę.''

- Bez tych pieniędzy jestem więcej warta niż ty- wysyczałam.

- Bo ojciec ci umarł, dostałaś się do bogatszej rodziny i jesteś taka święta?- prychnęła- Błagam cię. Założę się, że w życiu z nikim nie spałaś. Boże, o czym ja mówię?!- zaśmiała się- To się w życiu pewnie nie całowałaś! A co tu już mówić o chłopaku?- znów wybuchła śmiechem. I tym wkurzyła mnie do granic możliwości.

- Słuchaj- warknęłam, odwracając się do niej- Jesteś tylko rozpieszczoną idiotką. Myślisz, że jak masz więcej kasy od innych czy jesteś drożej ubrana, to jesteś lepsza? Nie. Większość ma cię za głupią i zdzirowatą- widziałam jak jej źrenice się powiększyły- Pobudka księżniczko! Nie jesteś pieprzonym kłębkiem świata.

- Ty choler...- nie skończyła, gdy Ella wskoczyła do samochodu.

Posłałam Zoey wredny uśmiech, po czym wróciłam na swoje miejsce.

Resztę drogi nikt się nie odezwał. Choć nie pokazałam, że słowa dziewczyny w jakiś sposób mnie dotknęły, to było całkiem inaczej. Cały czas nad nimi myślałam. Bo może miała rację? Miałam to pieprzone siedemnaście lat i w sumie nigdy tak naprawdę nie miałam chłopaka. Ale szczerze nie żałowałam niczego co powiedziałam. Wreszcie dałam upust temu, co czułam ostatnio bardzo często, w stosunku do niej.

Gdy podjechałyśmy pod szkołę, szybko opuściłam samochód. Przewiesiłam sobie przez ramię torbę i ruszyłam do drzwi.

***

Po zajęciach skierowałam się do szatni, kiedy poczułam wibrację w dłoni. Spojrzałam na telefon, a kiedy zobaczyłam, że dzwoniła Ella, szybko odebrałam.

- Słucham?

- Lou, spóźnię się. Na drodze jest cholernie długi korek- kobieta westchnęła.

- Okey, będę czekać w szkole- stanęłam i zaczęłam się rozglądać.

- Może mi trochę zejść...- usłyszałam głośne trąbienie.

- Nie ma sprawy. Wybacz, muszę kończyć- rzuciłam, gdy zobaczyłam jak Zayn wychodzi z sali. Rozłączyłam się i podbiegłam do chłopaka.

- Wybacz, że cię zatrzymuje, ale czy mogłabym zostać jeszcze tutaj?- zapytałam, uśmiechając się lekko.

- Nie ma problemu, tylko ja muszę wyjść. Ale kręci się tutaj jeszcze sporo osób, więc nie będziesz sama- chłopak posłał mi uroczy uśmiech. A ja wpadłam nagle na naprawdę głupi pomysł. ''Może mogłabym...?''

- A mogłabym podłączyć telefon do twojego odtwarzacza?- wyszczerzyłam się, na co chłopak zaśmiał się głośno.

- Tylko nic mi nie poprzestawiaj- wyciągnął w moją stronę pęk kluczy- Jak skończysz zamknij salę i oddaj je komuś w szatni- skinęłam i zabrałam przedmiot z dłoni chłopaka- Do środy Lou.

- Do środy- uśmiechnęłam się, kierując się już w stronę sali. Nagle odwróciłam się na pięcie, przypomniawszy sobie o najważniejszym- Dziękuję!- krzyknęłam jeszcze za chłopakiem, który był już na końcu korytarza. Uśmiechnął się tylko, znikając na schodach.

Podeszłam do drzwi i szybko je otworzyłam, zapalając światło. Weszłam do środka, od razu kładąc wszystko na podłodze. Po jakiś piętnastu minutach udało mi się puścić muzykę. Nie ustawiałam jej jakoś bardzo głośno, nie chciałam komuś przeszkadzać, tym bardziej, że już było po zajęciach. Jednak skoro miałam okazję, chciałam spróbować tego tutaj.

W nocy nie mogłam za bardzo spać. Nie wiem co mi odbiło, ale włączyłam sobie po cichu muzykę, zapaliłam w rogu lampkę i tak po prostu zaczęłam tańczyć. Stworzyłam swój mały układ. Nie było to szybkie. Wręcz przeciwnie. To było co innego tańczyć tutaj, w przeznaczonym do tego miejscu, niż w pokoju, prawie po ciemku. ''Tak, tutaj jest zdecydowanie lepiej.''

Stanęłam przed wielkim lustrem i patrzyłam w swoje odbicie, dopóki nie usłyszałam właściwej piosenki. Odetchnęłam głęboko, zaczynając się ruszać. Może nie było to mistrzostwo, ale mi się podobało. Było takie... moje. Z każdym krokiem wkręcałam się coraz bardziej. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zapomniałam, że nie byłam w pokoju, gdzie nikt nie mógł mnie zobaczyć.

Właśnie miałam zrobić obrót, kiedy zauważyłam coś przy drzwiach. A raczej kogoś. To rozproszyło mnie na tyle, aby stracić równowagę i runąć na podłogę. Skrzywiłam się, gdy mój tyłek spotkał się z twardą powierzchnią.

- Boże, przepraszam!- usłyszałam niski głos nad sobą. Podniosłam wzrok i ujrzałam zielone oczy, wpatrzone we mnie z troską. ''Hey Harry...''

~*~

Wybaczcie mi powyższe. :(

Ale... CO SIĘ DZIEJE?! 68 GŁOSÓW! 707 WYŚWIETLEŃ! Jejku, tak bardzo dziękuję :) Nie sądziłam, że to opowiadanie komukolwiek się spodoba... :)

Butterfly | HSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz