Rozdział 8

7.4K 395 14
                                    

Szłam korytarzem szkolnym, nie zwracając na nikogo uwagi. I jeśli mam być szczera, wątpię aby ktoś zwracał ją na mnie. Chociaż miałam to naprawdę gdzieś. Nie obchodzili mnie ci obcy mi ludzie, którzy mają idealne życie, wszystko czego pragną, rodziców, pieniądze. ''Czemu się nimi przejmujesz?'' ''Bo mnie irytują.''

Zatrzymałam się przy swojej szafce. Patrzyłam się tępo w niebieską  farbę, aż w końcu odetchnęłam. Oparłam głowę o zimny metal, wzdychając głęboko. To wszystko było takie trudne. Kiedy zaczęło się układać, musiałam to rozpieprzyć. Miałam być silna. Nie tylko dla siebie. Dla taty. Ale nie wytrzymałam. I miałam przez to cholerne poczucie, że go zawiodłam. Że patrzył gdzieś z góry, kiedy ja płakałam w objęciach Elli.

Otworzyłam oczy, siadając na łóżku. Chwilę mi zajęło ogarnięcie sytuacji. Poczułam jak bardzo się trzęsłam i byłam spocona. Gdy chciałam lekko unieść dłoń, cała drgała. Podniosłam wzrok i ujrzałam Ellę. Siedziała przede mną, wpatrując się w moją twarz z nieznaną mi z jej strony troską. I wtedy zrozumiałam co się działo. Obudziłam się z tego pieprzonego snu. Który nie śnił mi się po raz pierwszy. Przez tydzień po śmierci nawiedzał mnie ten obraz. W rzeczywistości nigdy się z nim tak naprawdę nie pożegnałam. Nie powiedziałam mu ostatniego 'kocham cię'. I chyba nie umiałam się z tym pogodzić, co było powodem tych snów. Od jakiś trzech tygodni miałam spokój. Ale on znów powrócił. Kolejny raz to tak cholernie bolało.

- Lou?- usłyszałam niepewny głos kobiety. Spojrzałam w jej oczy. Pełne troski, współczucia i... miłości. ''Miłości do mnie.'' To przerwało moją osłonę. Dłużej tak nie umiałam.

- Tak bardzo mi go brakuje...- szepnęłam, a po chwili poczułam łzy na policzkach. Płakałam. Po raz pierwszy od kiedy zginął.

- Rozumiem- Ella uśmiechnęła się lekko, wyciągając ręce w moją stronę. Nie zastanawiałam się długo. Potrzebowałam bliskości drugiego człowieka. ''A kto da mi jej więcej niż własna matka?'' Wtuliłam się w ciało kobiety, zaciągając się jej zapachem. Był naprawdę kojący- Lou, tak bardzo przepraszam- wyszeptała. Spojrzałam na nią, nic nie rozumiejąc- Przepraszam, że was zostawiłam- westchnęła- Nie powiem, że rozwód z twoim ojcem to był błąd, bo nie był. Nie kochaliśmy się, a ja nie chciałam żyć w takim związku- skinęłam- Ale nie chciałam stracić ciebie, Lou.I wiem, że pewnie w twoich oczach jestem najgorszą matką na świecie, ale...- westchnęła- Dasz mi drugą szansę?

Oczywiście, że dałam jej szansę. Była moją matką. A ja nie chciałam znowu stracić bliskiej osoby. Ale to nie zmienia faktu, że jestem słaba. Tak cholernie słaba. A ojciec nie chciałby tego. ''Nie tak mnie wychował...''

- Louisa!- usłyszałam krzyk, przez co lekko podskoczyłam. Spojrzała w bok i zobaczyłam Alex- Wybacz, ale stoję tu od pięciu minut, a ty nie reagowałaś- uśmiechnęła się lekko.

- Wybacz- posłałam jej przepraszający uśmiech, wyciągając kluczyki do szafki.

- To o czym tak myślałaś?- dziewczyna oparła się o szafki obok i wbiła we mnie to swoje palące spojrzenie.

- Nie bardzo chcę o tym rozmawiać- odpowiedziałam trochę niepewnie.

- Okey, ale jakbyś zmieniła zdanie to podobno jestem dobrym słuchaczem. A jeszcze lepszym pocieszycielem- uśmiechnęła się szeroko, co wywołało i u mnie mały uśmiech- Ale... Nie zabiłaś nikogo?- zniżyła głos do szeptu, patrząc na mnie uważnie. Przez chwilę przetwarzałam w głowie to co powiedziała, aż nagle wybuchłam śmiechem.

- Wyglądam ci na zabójcę?

- Nie. Ale właśnie tacy są najlepsi- Alex wzruszyła ramionami, a ja znów się zaśmiałam- Przypomniał mi się taki kawał! O boże, normalnie posikasz się ze śmiechu!

I tak. Resztę przerwy słuchałam słabych kawałów dziewczyny. I choć niektóre nie powinny być w ogóle zabawne, to i tak się śmiałam. Nie umiałam inaczej. Alex zarażała swoim dobrym humorem. W sumie spędziłam z nią cały dzień. Na przerwach mnie znajdywała, a lunch zjadłyśmy przy jednym stoliku.

Naprawdę polubiłam tą dziewczynę. Była taka inna od tych wszystkich ludzi jakich tutaj spotykałam. Ona jedyna zainteresowała się mną. I nie zostawiła po piętnastu minutach. Może to dziwne, bo zawsze trudno było zdobyć moje zaufanie, ale Alex wystarczyła dosłownie chwila. Miałam wrażenie, że mogłam jej wszystko powiedzieć. I zamierzałam to zrobić. ''Kiedyś...''

Po raz pierwszy czułam, że mogłam mieć przyjaciółkę. Mimo że znałam ją naprawdę parę dni. Ale czasem tak jest, prawda? Do niektórych musimy się przekonywać, niekiedy latami. A niektórzy po prostu stają się nam bliscy, tak z dnia na dzień.

~*~

Biedna Lou :(

Czy komuś się podoba taki powolny rozwój akcji? :)

I ważne pytanie. Częste rozdział-krótkie. Czy dłuższe ale w większych odstępach czasu? :)

DZISIAJ TYGODNICA BUTTERFLY :)

Butterfly | HSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz