Rozdział 1

14.8K 548 78
                                    

Przypatrując się, mijanym za szybą samochodu, domom zastanawiałam się, przy którym się zatrzymamy. Byłam bardzo ciekawa tego jak będzie wyglądało miejsce, gdzie miałam spędzić kolejne parę lat mojego życia. Westchnąwszy, oparłam czoło o zimną szybę i przymknęłam oczy.

Miesiąc temu zginął mój tata. Był policjantem. Jego ostatnią akcją, było wezwanie do napadu na bank. Wystawili go na pierwszy ogień, przez co jemu dostało się jako pierwszemu. Został postrzelony. Lekarz tłumaczył mi gdzie, jak i dlaczego nie udała się operacja ale nie bardzo go słuchałam. Bowiem jakie to miało znaczenie, skoro on już wtedy nie żył?

Kiedy się o tym dowiedziałam nie załamałam się. Ojciec wiele razy przed wyjściem do pracy, mówił mi, że kiedyś może nie wrócić. Zabronił mi wtedy płakać, przejmować się czy zamykać się na ludzi. Mówił, że zawsze będzie obok mnie. I ja w to wierzyłam.

Może nie mieliśmy wspaniałego domu, samochodu, nie chodziliśmy do wystawnych restauracji, nie mieliśmy plazmy na całą ścianę czy najdroższych ubrań, albo telefonów. Ale mieliśmy siebie. Do szczęścia wystarczała nam zimna pizza, sok i głupi film w telewizji. Dla niektórych mogłoby się to wydawać dziwne. Bo spędzać z ojcem wieczór przed TV, zamiast iść na jakąś imprezę z przyjaciółmi? W moim przypadku nie. Bo Charlie Wood, mój tata, był moim najlepszym przyjacielem. I zawsze nim będzie.

Po zatwierdzeniu zgonu, odnalazła mnie prawniczka. Stwierdzono, że nie byłam jeszcze pełnoletnia, więc w związku z tym musiałam mieć opiekuna. W tamtym momencie padło na moją matkę.

W sumie mogłam śmiało powiedzieć, że nie wiedziałam o niej niczego. Znałam ją tylko ze zdjęć taty sprzed kilkunastu lat. I wiedziałam jak miała na imię. Ale nie nienawidziłam jej. Nie miałam za co. Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałam jakieś pięć lat. Nie poszło o pieniądze, zdradę czy mnie. Razem stwierdzili, że przestali czuć do siebie to coś. Ja zostałam z ojcem, ponieważ matka chciała natychmiastowo opuścić kraj i zacząć karierę, o której zawsze marzyła. ''Nie żeby jej się udało.'' A nie mogła tego zrobić, mając na głowie dziecko. Także, znów zgodnie, stwierdzili, że zostaję w Australii. Jednak kontaktu z matką nie utrzymywałam. Nie chciałam tego. W sumie zadecydowałam o tym, mając tylko pięć lat. I mimo że czasem brakowało mi obecności mojej rodzicielki, to nie zamierzałam zmienić zdania. I nigdy tego nie zrobiłam.

Choć ojciec zapewniał mnie, że nie poczuję nawet jak go zabraknie, ja czułam to dogłębnie. Na wszystkie możliwe sposoby. Bez niego ten świat wydawał się smutniejszy. Wiele rzeczy straciło swój sens. Inne się zmieniły. Miałam teraz mieszkać na innym kontynencie. W nowym kraju. Z moją nową 'rodziną'. Matką Ellą, jej mężem Patchem oraz jego córką z pierwszego małżeństwa Zoey. Miała siedemnaście lat, co oznaczało, że byłyśmy rówieśniczkami. Dużo się zmieniało. Jednak niektóre rzeczy pozostawały tak jak powinny. Wciąż miałam swojego kochanego miśka, dwie walizki z ubraniami, aparat, zdjęcia, rude włosy, zielone oczy, czerwoną pomadkę i te spodnie z dziurami na kolanach, których nienawidził mój ojciec. No i wciąż nazywałam się Louisa Wood. ''Przynajmniej nazwisko pozwolili mi zatrzymać...''

- Lou, już jesteśmy- usłyszałam głos Patcha.

Skinęłam, odrywając głowę od szyby. Chwyciłam torbę oraz kurtkę i wyszłam z auta. Zamknęłam drzwi samochodu, podnosząc wzrok przed siebie. Przede mną stał sporych rozmiarów dom. Wokół działki postawiony był wysoki murek, który był płotem. Przekręciłam głowę w bok i zauważyłam czerwony kabriolet, który na rejestracji miał napisane dużymi literami 'ZOEY'. ''Chyba pieniędzmi to oni grzeszą.'' Wiedziałam, że Patch miał jakąś tam firmę, ale nie sądziłam, że mieli z tego takie pieniądze. Głównie dlatego nie zdziwiłam się, gdy podjechało po mnie na lotnisko czarne duże BMW. ''Które do najtańszych to nie należało.''

Westchnęłam, odwracając się w stronę bagażnika i wyjęłam swoje walizki. Mimo namów Patcha, że to on może je zabrać, chwyciłam jedną za rączkę, a drugą narzuciłam na ramię. Ruszyłam do drzwi zaraz za państwem Redbird. Stąpałam ostrożnie po brukowanym chodniku, wsłuchując się w stukot kółeczek walizki.

Po chwili byłam już na przedpokoju. O ile można tak nazwać cholernie wielki korytarz, z dużymi schodami prowadzącymi na drugie piętro i jakimiś pięcioma przejściami do innych pomieszczeń. Odłożywszy wszystko na podłogę, niepewnie zsunęłam trampki i odwiesiłam kurtkę do szafy.

- Zoey!- zawołała Ella.

Po upłynięciu paru sekund po schodach zaczęła schodzić wysoka brunetka. Zaczęłam się jej uważnie przyglądać. Długie, falowane włosy, niebieskie oczy i mocny makijaż, który dodatkowo je podkreślał. Dodatkowo zauważyłam, że miała na sobie sukienkę, na którą w życiu nie byłoby mnie stać. Zeskoczyła z ostatniego schodka i podeszła do nas.

- To moja córka, Zoey- skinął na dziewczynę- A to jest Louisa- popatrzył teraz za mnie.

Po tym jak dziewczyna zmierzyła mnie od góry do dołu, uśmiechając się pod nosem, stwierdziłam, że jako pierwsza raczej się nie odezwie. Więc to ja zrobiłam pierwszy krok.

- Hey- uśmiechnęłam się przyjaźnie, wystawiając w jej stronę dłoń.

- Cześć- mruknęła pod nosem i chwyciła moją dłoń, lekko ją ściskając.

- Pokażesz Lou jej pokój?- zapytała zachęcająco matka.

Dziewczyna skinęła i ruszyła w stronę schodów. Szybko chwyciłam swoje rzeczy, dreptając za nią. Weszłyśmy na górę, gdzie znajdowało się sześć par drzwi.

- To sypialnia rodziców, obok łazienka, potem dwa razy pokój gościnny- wskazała na pierwszą ścianę. Przytaknęłam, a dziewczyna kontynuowała- Na końcu korytarza mój pokój- pokazała na duże, białe drzwi z napisem 'Zoey'- A na drugim końcu twój- odwróciła się na pięcie, wskazując palcem ostatnie, białe drzwi, po drugiej stronie- To miłego, siostrzyczko- uśmiechnęła się sztucznie, po czym odrzucając włosy na bok, skierowała się do swojej sypialni.

Popatrzyłam chwilę na te wszystkie drzwi. ''Ciekawe jak ja to zapamiętam...'' W Canberze mieszkaliśmy w bloku. Mieliśmy jedną łazienkę, dwa pokoje, salon i kuchnię.

Przeczesałam dłonią trochę już za długą grzywkę i z torbami ruszyłam do mojego nowego pokoju. Lekko nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. Pierwsze w oczy rzuciło mi się ogromne łóżko. Przed nim stała brązowa skrzynia. Westchnęłam, wchodząc do środka. Ściany były jasnofioletowe. Na jednej z nich znajdywało się wielkie okno z miejscem do siedzenia. Wszystkie meble były drewniane. Biurko, ogromna szafa, dwie komody i toaletka. ''Ciekawe tylko czym ja to zapełnię.' Położywszy walizki na dywanie, podeszłam do drzwi po prawej. Po otwarciu ich okazało się, że miałam własną łazienkę.

Zastanawiałam się tylko czy oni wiedzieli, że to wszystko nie było mi potrzebne.

~*~

Hey! Pierwszy rozdział. Kogoś zainteresowało Butterfly? :)

Butterfly | HSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz