Cichy krzyk - Reylo ✔

By EsmeraldaLavoie

87.2K 5.9K 2.9K

Każdego dnia walczysz z potworami, które zamieszkały w twojej wyobraźni. Jednak najgorsze jest to, kiedy uświ... More

Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Epilog

Rozdział XXIII

1.8K 144 53
By EsmeraldaLavoie


Ren jeszcze nigdy nie leciał swoim myśliwcem tak bardzo zdenerwowany. Czuł, jak jego ręce, które trzymał na sterze, trzęsą się ze złości. Kiedy zobaczył zarys symbolu Ruchu Oporu na planecie Crait, wyszedł z siebie. Co jego matka... znaczy, co ta ich generał sobie wyobrażała? Że jak narysują sobie jakiś tam znaczek, to Najwyższy Porządek się przestraszy i się podda? Nie ma mowy.

Ren zgrabnie manewrował pomiędzy innymi myśliwcami TIE, które ścigały malujące X-wingi. Zanurzył się w Ciemnej Stronie i wstrzymał oddech. Teraz już nic się nie liczyło. Widział, jak pojazdy przed nim wybuchają, jeden po drugim. Nie czuł nawet satysfakcji. Nie czuł już nic.

Z Mocy ponownie wyrwało go to głupie uczucie od jego matki. Ona wiedziała, że tu jest. Starała się przesłać mu wici Mocy. Bena to nie uspokajało. Nerwowo szarpnął sterem i zaczął wzbijać się ku niebu. Próbował wyczuć swoją matkę. Musiał ją zabić, bo to ona ściągała go na Jasną Stronę. Nie mógł jej na to pozwolić.

Rena atakowały lecące w jego stronę X-wingi, jednak te od razu stawały w płomieniach. Nigdy nie pudłował. W końcu znalazł się bliżej ciężkiego krążownika Ruchu Oporu. Manewrował on, zwinnie wymijając strzały z działek. Ufał Mocy. To dzięki niej był taki potężny.

Myśli jego matki stawały się coraz wyraźniejsze. Czuł ją. Leciał równolegle do ściany ogromnego statku. Zbliżał się do centrum, w którym to znajdowała się generał Organa. Zacisnął mocniej dłonie na sterze. To już za chwilę... Zaraz zabije własną matkę.

*

Lando zniknął już jakiś czas temu z pola widzenia zdenerwowanej Organy. Ich bezpieczniki zaczęły się psuć, a pole siłowe słabło. Byli podatni na ostrzał. Ackbar wciąż zarządzał bitwą, a Leia przystanęła przy ogromnym oknie, przez które wszystko widziała. Wybuchy, zwłoki... bitwę. Zamknęła oczy, prosząc Moc o pomoc. Jednak zamiast wybawiania, poczuła coś zupełnie innego. 

To był jej syn, Ben. Otworzyła oczy, jednak nic się nie zmieniło. Jej oddech w jednej chwili stał się ciężki. Oblał ją zimny pot. Musiała mu pomóc. Zaczęła robić to, czego nauczył ją Luke. Próbowała zapomnieć o wszystkim, co działo się wokół. Skupiła się jedynie na rodzinie i nadprzyrodzonej sile.

- Uratujesz go? - Zapytał Han Solo, który stanął obok niej. Kobieta spojrzała na niego, jednak od razu zajęła się wysyłaniem myśli do syna.

- Nie przeszkadzaj mi - odparła do zmarłego męża. - Zawsze musisz pojawiać się w nieodpowiednim momencie.

- On cię zabije - odpowiedział Han, którego widziała jedynie generał. Ta zamknęła oczy, starając się nie zwracać uwagi na stojącego obok mężczyznę. - Uciekaj.

- Nie. Jesteś tylko moją wyobraźnią - westchnęła, próbując powstrzymać się od wszelakich wspomnień z mężem. Poczuła, jak chwyta ją za ramię, a twarz zbliża do jej ucha.

- Tylko tyle, że ja jestem prawdziwy - wyszeptał, a Leia otworzyła szeroko oczy. Obok niej nie było już męża. Widziała tylko myśliwca Najwyższego Porządku, lecącego wprost w jej stronę.

*

Rena ponownie zaczęły ścigać X-wingi. Odleciał od statku, starając się je zgubić lub sprytnie zniszczyć. Niektóre wleciały wprost na ścianę, rozbijając się na milion kawałków. Idioci. Inne, nie mogąc go trafić, wycofały się, zostawiając go pilotom lepszym od siebie. 

Kylo nie wyczuwał już jedynie matki. Czuł również Hana Solo.

Zawrócił gwałtownie i z wrzaskiem skierował się na krążownik. Już wiedział, gdzie ma ich szukać. Moc ponownie nim zawładnęła. Jak maszyna rozstrzeliwał każdego kolejnego myśliwca, który stanął mu na drodze. Był coraz bliżej. Czuł krew rodziny na swoich rękach. Czuł dumę Snoke'a. Widział płacz matki. Słyszał śmiech swojego ojca. Wyczuł Moc wujka. Poczuł się dzieckiem.

W jednej chwili w jego oczach pojawiły się łzy. Łzy bólu. Jego panel wymierzył cel na centrum sterowania. Nagle się zaciął, kiedy ujrzał w oknie sylwetkę swojej matki, a obok niej stojącego Hana Solo. Drżącymi palcami musnął przyciski do strzelania, jednak jeszcze się zawahał. Po jego policzku spłynęła słona łza. Dowód jego słabości. Dowód... jego Jasnej Strony. 

W jednej chwili coś wyrwało go z przemyśleń. Już wciskał guziki, jednakże poczuł, jak jego myśliwcem szarpie. Ktoś go zestrzelił. W jednym momencie zawrócił, próbując oddać cios, jednak ujrzał Sokoła Millenium, który wskakiwał w nadświetlną. Nagle cały Ruch Oporu zaczął się ewakuować, zostawiając po sobie jedynie ogromny symbol wolności i buntu. 

*

Lando miał już dosyć tej szopki. To, że był stary, nie oznaczało, iż ma bezczynnie siedzieć i nic nie robić. Prawie rozbił Staturze głowę, więc ten szybko pozwolił mu zająć awaryjnego myśliwca, znajdującego się w garażu. Czarnoskóry szybko popędził w tamtą stronę.

- Chodźmy załatwić armię pana "mam spłaszczony ryj" - warknął cicho, siadając za sterami. Przypomniała mu się audycja na żywo, w której przemawiał ten szpetny Snoke. - Co on sobie myślał?! To ja powinienem lecieć na żywo - mruknął, zakładając kask i włączając silnik. - Żryjcie moje spaliny. - Zdenerwował się.

Szczęśliwy, że w końcu może wziąć udział w bitwie, zaczął strzelać do każdego statku Najwyższego Porządku, jaki widział. Jego uwagę przykuł jednak czarny myśliwiec, lecący wprost na... na ich centrum dowodzenia. Zawrócił zwinnie, wykonując obroty dookoła własnej osi. W ostatniej chwili strzelił do V-winga, który przez niego chybił.

- Juhuu! - Krzyknął uszczęśliwiony. Dawno nie czuł się taki dumny. - Możecie mi...

- Szerszenie, wycofać się - usłyszał w słuchawce admirała Ackbara.

- Co? - Jęknął nieszczęśliwie. Przecież dopiero się rozkręcał!

*

Luke ładował już czwartą skrzynkę, kiedy z transu wyrwał go dźwięk silnika. Wręcz rzucił diament do skrzynki, a Rose, stojąc obok niej, krzyknęła z przerażenia.

- Mogłeś nas zabić! - Wrzasnęła. Starzec jednak patrzył zamyślonym wzrokiem na dziurę w suficie, a po paru sekundach się otrząsnął. 

- Bierz to, co zebraliśmy! Ewakuujemy się! - Wrzasnął, chwytając za skrzynię, która znalazła się w powietrzu. Zdezorientowana Rose wykonała polecenie Luke'a i zaczęła transportować kolejne sztuki. 

- Co się dzieje? - Zapytała. Skywalker nawet jej nie usłyszał.

- Chewie! Zawiadom Leię, że już skończyliśmy! - Rozkazał, biegnąc po kolejny ładunek. - Startuj! 

Niespodziewanie do jaskini wleciały dwa TIE. Zaczęły one krążyć wokół stojącego Sokoła. Luke patrzył się na nie tępo.

- O, to ci. - Usłyszeli głos z myśliwców.

-Debilu! Masz włączony mikrofon! - Odpowiedział mu głos drugiego pilota, który najwyraźniej także wcisnął zły przycisk. Luke ponownie zaczął ładować skrzynki na statek. Wiedział, że ci nie mogą ich ustrzelić ze względu na diamenty. - Poddajcie się. Wyjdźcie w rękami podniesionymi w górę. 

Rose wybiegła z Sokoła i spojrzała na myśliwce tuż nad jej głową. Na chwilę rozległa się cisza. 

- Pani Sheldon! - Krzyknęli zgodnie żołnierze, a kobieta wstrzymała powietrze. Czy to właśnie tak umrze? W jaskini pełnej łatwopalnych surowców? Już miała zdejmować maskę przeciwgazową z twarzy, kiedy szturmowcy zaczęli się zniżać, jednak Luke chwycił ją za ramię. Jedynym ruchem sprowadził ją na Sokoła, który od razu wystartował. Obił się o ścianę przy wylocie, powodując mocne trzęsienie. Rose stała zamyślona, wpatrując się tępo w szybę. Właśnie tak skończyła się jej reputacja w Najwyższym Porządku.

*

Generał wrzasnął na całą salę, a ze zgiełku powstała całkowita cisza.

- Strzelać! Śledzić! Zabić! - Krzyczał, widząc odlatujące statki Ruchu Oporu. Jego ludzie zdążyli zestrzelić jeszcze myśliwca, jednak po chwili statki zniknęły im z pola widzenia. - Ale... jak to możliwe? - Zapytał sam siebie. Zerknął przez okno i omal ze złości nie rozbił szyby. Widok symbolu Ruchu Oporu obrzydził mu całe życie. 

- Nadawać transmisję na żywo! Teraz! - Rozkazał, zakładając swoją czapkę. Ostatnie, co mignęło mu przed oczami, to przelatujący w myśliwcu Kylo Ren, który zdawał nie przejmować się niczym.

*

W Galaktyce ludzie próbowali żyć jak zawsze. Pomimo wszędzie panujących flag Najwyższego Porządku, funkcjonowali normalnie. Jednak wszyscy zatrzymali się w jednym momencie, kiedy na bilbordach dostrzegli propagandowy symbol.

Zapanowało to wszędzie. W miastach na ogromnych tablicach, prywatnych telewizorach, a nawet w radiu. Cała Galaktyka ucichła na właśnie tę chwilę. Po chwili ludność ujrzała twarz rudowłosego generała i usłyszała jego głos.

Ledwo powiedział słowo, a ludzie zaczęli buczeć. Szturmowcy, pilnujący porządku, zaczęli atakować komentujących transmisję. Czyli wszystkich. Starali się uciszyć ich kijami, blasterami oraz gazami, jednak ludność nie przestawała. Mieli tego dość.

- ...dlatego trzeba zniszczyć Ruch Oporu od środka. Za informację o ich bazie czeka nagroda w postaci ogromnej ilości kredytów - mówiła postać generała na ekranach. Ludzie próbowali atakować szturmowców, których było mniej niż ich. Mieli przewagę liczebną.

- Wezwać posiłki! - Krzyczeli do nadajników żołnierze z pomarańczową przepaską. Pomimo broni, stworzenia na planetach ich przytłaczały. 

- ...godzina policyjna, zwiększenie podatków, wzrost cen na rynku...

Generał nakładał karę na całą Galaktykę jako konsekwencję buntu. Miał nadzieję, że pomoże im to w znalezieniu ich bazy. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że dolewał oliwy do ognia. Ludność obrzucała jego podobiznę zgniłymi warzywami. Flagi Najwyższego Porządku zaczęły płonąć. Panował chaos. Rozpoczął się bunt.

*

Wściekły Ren wylądował na Niszczycielu. Z jego myśliwca kopciło się mocno, jednak nawet nie zwrócił na to uwagi. Z bolącym sercem udał się do swojego wahadłowca i ponownie wystartował. Nawet nie zamierzał ścigać Ruchu Oporu. Wiedział, że Hux na pewno już się wściekł i zdążył się zemścić. Ponownie zginą tysiące niewinnych, cywilnych stworzeń. 

Wystartował i skierował się w stronę planety, na której zostawił Rey. Skoro teraz przez jakiś czas był niepotrzebny Najwyższemu Porządkowi, postanowił, że poszuka Drzewa Mocy tajemniczej dziewczyny. Musi zdążyć przynajmniej przed miesiącem.

W końcu wyrwał się z myśli i dostrzegł przed sobą planetę, na której pozostawił dziewczynę ponad pół dnia temu. Miał nadzieję, że poradziła sobie sama. Nie przyleciał w końcu zbierać jej zwłok. Zerknął na ekran i dostrzegł migającą kropkę. To była właśnie Rey. Poleciał na wskazane współrzędne i dostrzegł niewielką chatkę. Wylądował nieopodal. Domyślił się, że Rey znajduje się właśnie tam.

*

Kobieta na fotelu przeraziła się. Krew odpłynęła jej z twarzy, a mężczyzna obok także skamieniał. W pomieszczeniu rozlegał się jedynie dźwięk strzelającego drewna w kominku. Młoda dziewczyna zaczęła zastanawiać się, co powinna powiedzieć. 

- Edgar... - wyszeptała siwowłosa, nie spuszczając wzroku z gościa. - Kim.. kim ona jest? 

Rey chciała uczynić krok do tyłu, jednak napotkała się na drzwi, do których wręcz przywarła. Jej uśmiech zamienił się w speszenie. Mężczyzna podejrzliwie przyglądał się dziewczynie.

- Czego chcesz? - Warknął. Rey przełknęła ślinę i próbowała zdobyć w sobie jakąś siłę.

- Jestem Rey... - Zaczęła powoli, a kobieta wstała i wyrwała się z uścisku męża.

- Rey! - Wyszeptała cicho, a jej ręce zaczęły się nerwowo trząść. Mężczyzna wstrzymał powietrze. - Mieliśmy kiedyś córkę imieniem Rey... - Kontynuowała, a dziewczyna poczuła, jak ściska ją w żołądku. Czyli.. To mogli być jej rodzice?

- To ja! Ja jestem waszą córką! Widziałam was we śnie! - Uśmiechnęła się i podeszła bliżej do małżeństwa, które od razu cofnęło się do tyłu. W tym momencie Rey przystopowała.

- Mieliśmy córkę! - Krzyknął mężczyzna, a dziewczyna skamieniała. Co to miało znaczyć? - Ale była... potworem!

Rey długo przetwarzała w myślach te słowa. Co oni mieli na myśli? Zerknęła z powrotem na drzwi i dostrzegła, że stoi w nich uśmiechnięty, młody Skywalker. 

Wszedł on do środka i zbliżył się do małej dziewczynki, przed którą lewitowała zabawka.

- Dzień dobry - powiedział do małej, a ta podskoczyła, widząc gościa. 

- Czy to pan tak potrafi? - Zapytała. Rodzice za dziewczynką przytulili się do siebie, obawiając się tego, czego Jedi może od nich chcieć. 

- Tak - odpowiedział. - Powiem ci też, że ty także możesz się tego nauczyć - odparł. - Podskoczysz trzy razy. - Machnął jej dłonią przed twarzą, a ta wykonała polecenie.

- Wow! Jak pan to zrobił? - Zapytała podekscytowana, a Luke się zaśmiał.

- Proszę opuścić nasz dom... - odezwała się w końcu matka małej Rey. Skywalker podniósł wzrok.

- Przepraszam państwa... Ta mała posiada ogromną Moc - poinformował przerażonych rodziców. - Odnawiam Zakon Jedi dla właśnie takich, jak ona.

- Proszę stąd wyjść... - zagroził ojciec, próbując pozbyć się tego dziwaka z domu. - Natychmiast! 

- Tato! Pozwól mi, proooszę - zawyła słodko dziewczynka, jednak matka chwyciła ją za ramiona i szarpnęła mocno, przyciągając do siebie. Dziewczynkę to zabolało.  

Krzyknęła i w jednej chwili wszystkie osoby w pomieszczeniu znalazły się na ścianie. Tym razem nawet Luke się przeraził. Zerknął na małą. Czuł od niej potęgę. Dziewczynka tupnęła nogą, a ziemia nagle zaczęła się trząść. Obrazy zaczęły spadać, a ogień z kominka powiększył się trzykrotnie. Zajął on stolik oraz dywan.

Edgar szybko chwycił za szmatę w wiadrze z wodą i próbował ugasić płomienie. Luke także postanowił zainterweniować, próbując uspokoić ogień Mocą. Kiedy już trochę przygasł, wszyscy niespokojnie spojrzeli na małą Rey, która oddychała ciężko ze złości. W jej oczach można było dostrzec łzy.

- Dziecko, musisz się wiele nau... - Zaczął Luke, jednak przerwał mu ojciec małej, wypychając go za drzwi.

- Wynocha! Nigdy tu nie wracaj, ty świrze! - Wrzeszczał Edgar, prawie bijąc Jedi. Ten nie chciał wdawać się w bójki i nadal będąc w ogromnym zdezorientowaniu, opuścił chatkę.

Tylko raz spotkałem się z taką potęgą. Wtedy mnie nie przeraziła, ale teraz tak, usłyszała Rey w swojej głowie. Widziała, że Luke chciał w końcu po nią powrócić. Myślał, że to tylko przypadkowa złość, jednak pod tym kryło się coś więcej... To była siła, z którą mogła się mierzyć jedynie Moc samego Anakina Skywalkera.

Kiedy mężczyzna opuścił dom, rodzina wyglądała przez okno, czekając, aż nieznajomy odleci statkiem. Kiedy już to uczynił, rodzice spojrzeli na zapłakaną Rey.

- Mamo, tato... - chlipnęła, jednak matka chwyciła ją za ramię i zaczęła prowadzić w stronę drzwi. 

- Jesteś potworem! Zabiłaś naszą córkę! - Wrzeszczała, cała czerwona na twarzy. Rey jeszcze bardziej zaczęła płakać. Matka otworzyła drzwi, a ta poczuła chłód bijący z zewnątrz. 

- Tato..! - Jęknęło dziecko, jednak ten tylko ją wypchnął.

- Wynocha! Nie pokazuj mi się na oczy, dziwaku! - Zamknął jej drzwi przed nosem. 

Starsza dziewczyna słyszała jedynie pisk małego dziecka, które próbowało dobić się do domu. Trwało to jakiś czas, aż w końcu jej cieniutki głos w końcu ucichł. 

Continue Reading

You'll Also Like

24.5K 1.8K 30
Nat to zwykła dziewczyna, studentka psychologii. Pewnego dnia, po jednym telefonie, jej życie zmienia się o 180°. Czy dziewczyna sobie z tym poradzi...
63.9K 3.3K 13
Tytuł oryginału: Beauty and the Beast: A Dramione Story Autor oryginału: HufflepuffMommy Autor tłumaczenia: Arcanum Felis Zgoda na tłumaczenie: jest ...
229K 8.1K 43
Ona - Prefekt Naczelna z bagażem złych doświadczeń i załamaniem nerwowym, On - Prefekt Naczelny z bagażem ognistej w pokoju. Przed nimi ostatni rok n...
119K 749 7
Po stuletniej wojnie między istotami magicznymi wreszcie nastał pokój. Aby go utrzymać, każda z ras co rok była zobowiązana wyprawić w swojej krainie...