Zagubiona | Ninjago

By Cat2996

127K 8.7K 7.4K

Zwyczajna dziewczyna pewnego dnia wychodząc z domu, przypadkiem odkrywa portal do innego wymiaru, który późni... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 7
Rozdział 8
Przepraszam
Rozdział 9
Arcydzieło
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Ciekawe
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
info
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Niestety nie rozdział :c
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Hej?
Powrót?

Rozdział 6

3.4K 229 432
By Cat2996

Po prostu kocham tego fanarta ❤❤❤👆

Poczułam, jak promienie słońca zaczynają łaskotać mnie po twarzy, więc przewróciłam się na drugi bok. Jednak zamiast wciąż leżeć w łóżku, z hukiem znalazłam się na podłodze.

Wydałam z siebie cichy jęk i naciągnęłam bordową kołdrę na głowę, po to, by powrócić do snu.

Chwila... bordową kołdrę? Zawsze miałam niebieską pościel!

Zrzuciłam ją z siebie, znajdując się w pozycji siedzącej. Zamrugałam kilka razy, rozglądając się wokół, a kiedy zrozumiałam, że to, co spotkało mnie w ciągu tych kilku dni nie było jakimś dziwnym snem, natychmiast poderwałam się do góry.

Zrobiłam pierwszy krok do przodu. Daleko nie zaszłam, ponieważ nogi zaplątały mi się w kołdrze i zaliczyłam dzisiaj już drugą glebę.

- Coś czuję, że to będzie mega pechowy dzień - mruknęłam pod nosem i wstałam z ziemi, otrzepując się z brudu, po czym wyszłam z pokoju.

Nagle zza rogu wyszła kobieta, którą widziałam wczoraj za ladą w herbaciarni.

- Och, już wstałaś. Świetnie. Właśnie mamy jeść śniadanie - oznajmiła z uśmiechem, gdy tylko mnie zobaczyła.

- Śniadanie?- spytałam z dozą niepewności.

- Czyżby czegoś takiego nie było w twoim wymiarze?

- Ja... nie. To znaczy jest, ale - nie dokończyłam, bo ona złapała mnie za ramię i zaczęła prowadzić w jakieś miejsce.

Czemu tu nigdy nie mogę dokończyć tego, co mówię?

Po chwili stałyśmy przed papierowymi drzwiami, tak jak w tych wszystkich świątyniach w Japonii. Moja towarzyszka rozsunęła je.

Za nimi znajdowało się pomieszczenie z długim, drewnianym stołem, na którym było już porozstawiane jedzenie, a przy nim siedzieli już chyba wszyscy mieszkańcy tego statku.

Wraz z otwarciem drzwi, każdy spojrzał się na naszą dwójkę, głównie na mnie. Chłopcy których wczoraj poznałam, czyli droid i czarnowłosy uśmiechnęli się w moją stronę. Chciałam odwzajemnić gest, jednak zamiast tego uniosłam obydwie brwi do góry, kiedy zobaczyłam, że ten drugi ma buzię całą wypchaną jedzeniem.

A myślałam, że on jest najdojrzalszy z nich wszystkich.

Od dziś uważam, że to ten robot.

Jeden z chłopaków, którego jeszcze nie miałam okazji spotkać, posłał mi zdziwione i pełne niezrozumienia spojrzenie.

- Proszę, usiądź - szepnęła stojąca obok mnie kobieta.

Z wielką niechęcią wykonałam jej prośbę i usiadłam na puste, jakby czekające specjalnie na moją osobę miejsce. Siedziałam obok chłopaka z brązowymi, nieogarniętymi włosami, które sterczały chyba w każdą możliwą stronę oraz niebieskookiego, którego widziałam wczoraj.

Dwójka ninja nie zwracała na mnie większej uwagi, czasami tylko uśmiechała się szeroko w moją stronę. Mia gdzieś zniknęła, a ta kobieta sobie poszła, więc zostałam sama na pastwę okrutnego losu. Czułam na sobie wzrok pozostałych dwóch uczniów mistrza.

Zacisnęłam usta w cienką linię, wiedząc jak bardzo jestem teraz w dupie.

Dlaczego, życiu? Dlaczego ten wymiar? Nie mogłam trafić do krainy wiecznego szczęścia, gdzie spełniają się marzenia i każdy jest dla siebie miły?

Nie mogłam, do jasnej cholery?!

Westchnęłam ciężko i nałożyłam sobie na talerz jakąś sałatkę. Chwyciłam w rękę widelec i wzięłam kęs.

Cóż, nawet dobre. O wiele lepsze od ohydnej zapiekanki z brokułami i szpinakiem pani Johnson.

- Jay, kto to jest?- zadał pytanie brązowowłosy, swojemu koledze.

- Jakaś dziewczyna z innego wymiaru - odpowiedział obojętnie, posyłając mi znudzone spojrzenie i ugryzł kanapkę trzymaną w dłoni.

Koleś z nieogarniętą czupryną zmarszczył zaskoczony brwi, spoglądając w moją stronę.

- Tak, wiem. To jest dziwne. Tak jak całe moje życie - przyznałam, gestykulując widelcem.

- Jakim cudem tu trafiłaś?

- Portal mnie wessał, skubany. Mogłam iść inną drogą... ale nie. Jak zwykle muszę mieć pecha - Mówiąc to, odłożyłam widelec na talerz i zakryłam twarz dłońmi.

- O, nie. Jaka ty jesteś biedna - Udawał przejętego rudzielec, a następnie zrobił smutną minę.

Nie skomentowałam tego.

- Przepraszam cię za niego. Ostatnio jest bardziej wnerwiający niż zwykle - wyjaśnił zielonooki (tak, Kai ma tu zielone oczy. Ach, te fanarty ❤), na co ten drugi prychnął.- Tak w ogóle, to jestem Kai - przedstawił się.

- Rye.

- Nie brzmi jak imię z innego wymiaru - powiedział to samo, co Zane wczoraj.

- Niczego już nie wiem - Pokręciłam głową.- To wszystko jest coraz bardziej pokręcone. Do tego wasz sensei stwierdził, że jestem jakąś mistrzynią - wyjawiłam.

Rudzielec pijący dotąd herbatę, wypluł ją, a Kai, czy jak mu tam, wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.

- Mistrzynią?!- krzyknęli obydwaj naraz, przez co podskoczyłam wystraszona na krześle, a droid i... Colin? Dobrze pamiętam? Chyba tak. Oni przyłączyli się do rozmowy.

- Tak, to Mistrzyni Transformacji - potwierdził Zane.

- Czekaj... to znaczy, że - zaczął... yy... Kevin?

- Ona jest jedną z nas - dokończył... szlag!

Czemu ja mam taką słabą pamięć do imion?! Tylko Zane'a pamiętam!

Ten rudy dokończył.

- Nie, nie jestem - powiedziałam stanowczo.

Wstałam z krzesła i skierowałam się do wyjścia, lecz nie udało mi się stąd zniknąć, bo w progu stanął sensei.

Pytam po raz kolejny! Dlaczego ten wymiar?!

- Witaj, Rye - Przywitał się ze mną. Otoczył mnie ramieniem i razem podeszliśmy do chłopców.

Nie po to zaczęłam iść do wyjścia, żeby znowu przebywać w towarzystwie tych chłopaków.

Zadziwiam samą siebie, naprawdę. Nigdy nie lubiłam spędzać czasu z osobami płci przeciwnej i w ogóle się do nich nie odzywałam. Po tym osiągnięciu czegoś tam, mam wrażenie, że nabrałam większej odwagi.

I co będzie potem? Będę dojeżdżać smoka?

Ha! Na pewno.

- Mistrzu, którego imienia nie pamiętam, kiedy będę mogła wrócić do mojego wymiaru?- spytałam z przejęciem, patrząc na niego wyczekująco.

Staruszek puścił mnie i westchnął, posyłając mi smutne spojrzenie.

- Mówiłem ci już, drogie dziecko... nie znam żadnego sposobu na to, aby umożliwić ci powrót do domu - wytłumaczył i położył mi rękę na ramieniu.- Jedyne rozwiązanie, to pozostanie tutaj.

- Proszę pana, ja zrobię wszystko. Proszę...

Ten pokręcił głową i poszedł zająć miejsce przy stole. Przeleciałam wzrokiem po każdej osobie. Większość z nich patrzyła na mnie z przejęciem.

Spuściłam głowę w dół i wyszłam z pomieszczenia. Idąc tak korytarzami, dotarłam na zewnątrz statku. Od razu zaatakował mnie delikatny powiew wiatru.

Spojrzałam w górę. Zamiast pięknego błękitu nieba, widziałam szare chmury, które zwiastowały nie byle jaką ulewę. Westchnęłam ciężko i usiadłam na krawędzi statku, tak, że moje nogi swobodnie zwisały w dół.

Nigdy nie lubiłam deszczu. Wtedy zawsze świat wydaje mi się taki ponury i smutny. Dokładnie tak, jak teraz.

- Rye?- Słysząc czyjś głos, odwróciłam głowę w jego stronę.

- Ce... ca... Carl?- zapytałam niepewnie, mrużąc oczy.

Czarnowłosy wybuchł śmiechem i usiadł obok mnie w podobny sposób.

- Jestem Cole - przypomniał mi.

- Ta... mam słabą pamięć do imion - Mówiąc to, złapałam się za ramię, patrząc w dół.

- Nie przejmuj się tym, co mówił ci mistrz - zaczął i wzruszył ramionami, a ja popatrzyłam na niego, jak na idiotę.- Wiem, że to trochę dziwne, ale nie zastanawiałaś się, dlaczego trafiłaś akurat tu?

- Bo... no, nie wiem, mam pecha?- zadałam mu ironiczne pytanie.

- To nie był żaden pech ani przypadek - odpowiedział. Chciałam zaprzeczyć, ale mnie uprzedził.- a to, że masz moc żywiołów? Tylko osoby z naszej krainy rodzą się z czymś takim.

- Ja się z tym nie urodziłam. Poza tym, wokół mnie po prostu pojawiło się jakieś dziwne światełko... i lewitowałam - rzekłam.- to jeszcze nic nie znaczy.

- Kupić ci okulary?

Posłałam mu mordercze spojrzenie, po czym zaczęłam patrzeć w dal.

- Myślisz, że to takie łatwe?- zaczęłam, a on skupił się na mnie.- Utkwić w jakimś obcym miejscu? Potem po kolei spotykać się z magicznymi sytuacjami?- wymieniłam po kolei.- A następnie staruszek mówi ci, że nie ma sposobu na to, żeby wrócić. No proszę cię!- krzyknęłam i machnęłam bezsilnie rękoma.

- Czy jest ktoś, do kogo masz tam wrócić?

Westchnęłam. Oparłam łokcie na kolanach, a na rękach położyłam głowę.

- Właściwie, to nie. No, może oprócz moich trzech przyjaciółek... ale od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że jestem jak piąte koło u wozu. To znaczy, nie to, że było mi z nimi źle czy coś, ale zawsze byłam nieogarnięta i niezdecydowana. Chyba lepiej byłoby im beze mnie... a Johnsonowie? Ci idioci? Definitywnie nie będę za nimi tęsknić. Niech idą w cholerę! Jestem w końcu wolna!- Uświadomiłam sobie i wyprostowałam się uśmiechnięta, jednak po chwili uśmiech zniknął.- Tylko szkoda, że nie zdążyłam napisać tego testu z biologii...

- A co cię obchodzi test z biologii? Jesteś wolna. Tutaj nie będziesz musiała pisać kartkówek albo sprawdzianów - oznajmił.

Rozchyliłam delikatnie usta w zachwycie.

Może to nie jest kraina wiecznego szczęścia, ale jedno z moich największych marzeń się spełniło! Nie muszę wybierać liceum i Johnsonowie nie są mi już straszni!

- Jestem taka szczęśliwa!- krzyknęłam podekscytowana i zeszłam na pokład, a chłopak również.- W końcu jestem wolna! Mogę robić wszystko, to, co chcę! Nic nie jest w stanie mi przeszko...

Przestałam mówić, kiedy usłyszałam głośny ryk, a nad naszymi głowami przeleciało coś wielkiego i zielonego. Wydałam z siebie krótki krzyk przerażenia i przewróciłam się na twarde deski.

Super. Kolejna gleba.

Ciekawe ile mam już siniaków na ciele.

- Co to było, do licha?- spytałam, wciąż leżąc na ziemi.

Cole podszedł do mnie. Złapał za moje ramiona, tym samym podnosząc do góry. Zachwiałam się łagodnie i złapałam go za ramię.

- Dzięki.

Poklepałam go po ramieniu i podeszłam do barierki, żeby sprawdzić, co przed chwilą się wydarzyło.

Koło herbaciarni stał...

Ludzie.

Trzymajcie.

Mnie.

Tam.

Stał.

Smok.

- Czy to jest smok?!- zapytałam, patrząc wyczekująco na czarnowłosego.

- Tak - potwierdził.- Niech zgadnę, w twoim świecie ich nie ma?

- Zgadłeś, daję ci równe sto punktów - odparłam, nieustannie wpatrując się w wielkiego, zielonego smoka, na którym ktoś siedział.

Wydawał mi się być dziwnie znajomy. Czy to jest ten dupek, który uratował mnie z płonącego budynku? Tak, to on. Wszędzie rozpoznam ten wzrok.

Chłopak zsiadł z bestii, nawet nie zwracając na nas uwagi i szybkim krokiem wszedł do herbaciarni.

- Kto to był?

- To Lloyd. Zielony ninja.

- Lloyd... zielony ninja - szepnęłam pod nosem ze wzrokiem utkwionym w wejście do małego, białego budynku.

Nie wiem, czemu, ale coś czuję, że tego imienia nie uda mi się prędko zapomnieć.

Continue Reading

You'll Also Like

84.4K 2.9K 47
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
38K 2.3K 39
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
205K 6.3K 32
Wojna została wygrana, a Hermiona Granger powraca do Hogwartu na "Ósmy rok" nauki. Jest zdeterminowana, aby raz na zawsze zmienić swoją łatkę mola ks...
12.6K 926 34
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...