Rozdział 22: Zgoda

242 18 0
                                    

Kiedy wstała kilka dni później dostrzegła list na biurku w jej gabinecie. Z początku postanowiła go zignorować i przygotować się na kolejny dzień pracy. Po chwili jednak ciekawość wygrała, dlatego udała się do gabinetu i zaczęła czytać wiadomość.

Mamy przygotować kilka eliksirów potrzebnych do turnieju. Albus uważa, że potrzebuje Twojej pomocy. Staw się u mnie w laboratorium o 20 i nie spóźnij się.

S.S.

Zaskoczyła ją ta wiadomość. Widocznie jej ojciec zmusił Severusa do współpracy z nią, nie widziała innej opcji. Postanowiła spełnić jego "prośbę" i zjawić się wieczorem w jego laboratorium. Stwierdziła, że nie chce odchodzić z tego świata będąc skłóconą z najlepszym przyjacielem, więc obiecała sobie, że nie będzie się z nim kłócić. Musi być twarda i przede wszystkim cierpliwa, bo przy tym człowieku cierpliwość to podstawa. Zastanawiała się, jak jej ojciec sobie z nim radzi. Stwierdziła, że będzie myśleć o tym później, a jak na razie uda się do Wielkiej Sali na śniadanie, by następnie wraz z Moodym poprowadzić Obronę.

~ * ~

Severus Snape zastanawiał się jak ma się zachowywać, gdy przyjdzie Juliet. Zdał sobie sprawę, że nie może być dalej jak skończony dupek, bo kiedyś będzie tego żałował. Może i po raz kolejny pakuje się w uczucia i będzie przez to cierpieć, jednak nie chce żałować utraconej przyjaźni. Postanowił, że tym razem nie będzie jej prowokował, a na jej wredne komentarze przestanie reagować (o ile wytrzyma), jednak nie mógł się teraz nad tym zastanawiać, w końcu ma tych idiotów do ogarnięcia (czyli jego ukochaną świętą trójcę).

Kiedy zjawił się na śniadaniu ona już tam była. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się jednocześnie kiwając głową na powitanie. Zaskoczyło go to, jednak postanowił sobie naprawić jej relację, więc również skiną jej na powitanie. Siedzieli koło siebie, mimo to żadne z nich nie odezwało się słowem. Czuli pewnego rodzaju dyskomfort, gdyż każde z nich powstrzymywało się przed rzuceniem jakimś uszczypliwym komentarzem. Kiedy skończyli jeść odetchnęli z ulgą i udali się w kierunku swoich klas.

Kiedy mężczyzna dotarł do pracowni eliksirów wszyscy już tam byli. Warknął na klasę i kazał im wejść. Zauważył, że rudzielec pogodził się z Potterem, gdyż usiedli koło siebie, a nie robili tego od ich pamiętnej kłótni. Młoda Granger standardowo przysiadła się do Malfoya, co już nikogo nie dziwiło. Mężczyzna po pierwszej części zajęć zdążył odjąć domowi lwa jakieś 100 punktów za brak subordynacji oraz za ciągłe gadulstwo. Już wolał jak ciągle się kłócili. Kiedy zajęcia dobiegły końca, dziękował Merlinowi za cierpliwość. Kolejne zajęcia nie były już tak męczące, jednak, kiedy wrócił do swoich komnat padł na fotel przy kominku i przywołał swój ukochany trunek. Do jej przyjścia została mu godzina, podczas której postanowił sobie wszystko poukładać w głowie. To będzie ciężki wieczór.

~ * ~

Pierwsza lekcja tego dnia przebiegła dość spokojnie. Większość uczniów bała się Aurora, dlatego nie próbowali mu podpaść. Ona za to była darzona dużym szacunkiem wśród uczniów. Mimo, że nie była jeszcze nauczycielką wiele razy słyszała, że jest surowa, jednak bardzo sprawiedliwa i niejednokrotnie pomaga słabszym uczniom w ich trudnościach. Bardzo cieszył ją taki obrót spraw. Nigdy nie chciała robić z siebie postrachu Hogwartu tak jak to robił jej przyjaciel. Jego rozumiała, miała świadomość, że gdy rozpoczął nauczanie, uczniowie pamiętali go jeszcze z czasów szkolnych, dlatego niejednokrotnie był ofiarą drwin i żartów z ich strony. A to, że straszenie pozostało mu do dziś było już inną sprawą.

Kolejne zajęcia również należały do przyjemnych. Moody, okazał się takim samym wrednym dupkiem jak Severus, ale jakoś odnalazła z nim wspólny język. Dyskutowali o rezultatach treningów z ich podopiecznymi. Okazało się, że Harry dobrze radzi sobie z Obroną, jednak zaklęcia nie idą mu tak dobrze jak Hermionie. Dodatkowo Potter jest tak samo leniwy jak jego ojciec, dlatego Alastor, musiał zastosować mniej przyjemne metody nauki, co spotkało się z wybuchem śmiechu ze strony jego rozmówczyni. Na szczęście jej młoda podopieczna nie była problematyczna i chętnie przyswajała wiedzę. Dzisiaj ze względu na spotkanie z Severusem, musiała przesunąć ich trening na wcześniejszą godzinę. Na szczęście gryfonka nie miała innych zajęć, dlatego spotkały się w ich sali ćwiczeń punkt 18. Mogły skorzystać ze zmieniaczy, ale postanowiły powoli przestawiać się na pracę bez tego udogodnienia.

Hermiona jak zwykle była punktualnie. Od razu przystąpiły do ćwiczeń i po godzinie obydwie były wykończone. Trenowały Oklumencję, mimo, że dziewczyna radziła sobie z nią całkiem dobrze, musiały raz na jakiś czas poćwiczyć. Juliet uważała, że w tej dziedzinie nie ma miejsca na pomyłkę, a treningi nie zaszkodzą jej przyjaciółce. Później chwilę spędziły na pojedynkowaniu się, ale czas szybko zleciał i kobieta musiała się zbierać. Zbierając swoje rzeczy gryfonka zaczęła.

- Ron już się od obraził. Wydaje mi się, że sukces Harrego go do tego przekonał. Dalej sądzę, że przyjaciele się tak nie zachowują, on bardzo dziwnie się zachowuje. Mam wrażenie, że robi to wszystko tylko dla sławy.

- Co masz na myśli? - zainteresowała się kobieta.

- Dużo rozmawia z Harrym, a bardziej wypytuje go o wszystko. Uparł się, że ten powinien już znać wskazówkę do następnego zadania. W dodatku wszystkim rozpowiada jak to wspólnie z Harrym rozwiązują sprawę tego jaja. Trochę to żałosne.

- Rzeczywiście, zachowuje się okropnie. Ma widocznie większe parcie na szkło niż mogło się wydawać.

- Ginny jest taka sama, przystawia się do Harrego i na siłę chce się z nami przyjaźnić. Nie rozumiem tej rodziny.

- Tylko ta dwójką taka jest. Znam większość Weasley i pozostali są w porządku.

Hermiona spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się przebiegle. Miała już pewien plan.

- Zauważyłam. Billy bardzo cię lubi. Wybierasz się z nim na bal?

- Co? Nie. Raczej pójdę sama, z resztą kobiecie nie wypada zapraszać mężczyzny na imprezę. Z resztą nie myślę o nim w ten sposób. My tylko się przyjaźnimy, w sumie od dziecka.

- Ale wiesz, z przyjaźni powstają najlepsze związki.

Obydwie zaśmiały się z tego stwierdzenia i udały do wyjścia. Na korytarzu, Juliet pożegnała Hermionę i udała się do lochów, aby skonfrontować się z największym gburem Hogwartu.

~ * ~

Kiedy zapukała do drzwi była punkt 20. Standardowo usłyszała stanowcze "Wejść" i przeszła do środka. Mężczyzna już stał przy kociołku przygotowując jakiś eliksir. Uśmiechnęła się do niego i transmutując swoją szatę stanęła przy "swoim" stanowisku.

- Co na dzisiaj mamy?

- Kilka eliksirów na złamania, wzmacniających i na skaleczenia. Pomfrey stwierdziła, że przy tak dużej ilości osób w zamku jej zapasy na rok schodzą w miesiąc. Turniej nie ułatwia.

- Rozumiem, to idę po składniki.

Chciała go minąć i wejść do składzika, jednak poczuła, jak łapię ją za przedramię. Spojrzała na niego zaskoczona. On miał wzrok skierowany na podłogę, kiedy stanęła wypuścił ją i się odezwał.

- Chciałbym zakopać topór wojenny. To żałosne, że dorośli ludzie zachowują się jak dzieci, obrażając siebie nawzajem i robiąc kawały.

- Muszę ci przypomnieć, że to ty rozpocząłeś tą bezsensowną przepychankę.

- Nie przerywaj mi kobieto - podniósł głos za co skarcił się w myślach, odetchnął dwa razy by następnie kontynuować - wiem, że ja to zacząłem i teraz tego żałuje. Może spróbujmy na początek się tolerować, a potem zobaczymy co z tego wyniknie. Zgoda?

Uśmiechnęła się do siebie, no tak nie przeprosi mnie za te akcję, to dla niego za trudne - pomyślała, jednak postanowiła zadowolić się tym co otrzymała i podała mu dłoń mówiąc.

- Zgoda.

Dziedziczka ✓Where stories live. Discover now