Rozdział 54: Przepowiednia

154 7 4
                                    

Kiedy spojrzała na błonia słońce już zachodziło. Myślała o tych wszystkich wydarzeniach, o każdym słowie, które zadawało śmiertelne rany. Ta rozmowa nie powinna tak wyglądać, a oni nie powinni byli tego mówić. Zdawała sobie sprawę z prawdy, Samuel zdradził ją tamtego dnia podczas ćwiczeń:

Nie mogłaś przeżyć przemiany, twój organizm był za słaby. Maeve postanowiła coś z tym zrobić i zaraz po waszym wyjeździe zjawiła się znowu. Oddała 20 lat, by cię ocalić. 

Ta informacja dotknęła ją, jednak pośród tych wszystkich tajemnic i kłamstw nie byłam niczym odkrywczym. Mogła się tego spodziewać, w końcu śmierć Maeve była niespodziewana. Lekarze zapewniali ją, że matka była w dobrym stanie, a umarła z dnia na dzień. A jej ojciec? Od tego dnia stał się oschły i mimo, że na pogrzebie starał się ją wspierać, czuła, że nie tylko ból odczuwał. Wewnątrz, daleko za cierpieniem skrywał gniew. 

Usłyszała szelest, ale nie musiała się odwracać by wiedzieć, kto stał za nią. Obserwował ją, jednak nie wypowiedział ani jednego słowa. Cisza była dla niej ukojeniem, Severus wiedział, że są rzeczy, o których nie powinno się wspominać. Dlatego czekał, obserwując Juliet okalaną ostatnimi promieniami słońca. 

Gdy odwróciła się, była już spokojna. Dostrzegł w jej spojrzeniu determinację. Na cierpienie było już zdecydowanie za późno, a zmarli już dawno temu zostali opłakani. Dla niego, informacja o krokach dyrektora również nie była łatwa. W końcu karał się tak długo za śmierć Lili, mimo, że nie przyczynił się do jej śmierci. Stała się przypadkową ofiarą, która stała na drodze dopełniającej się przepowiedni. 

- Czas zakończyć tę grę. 

Z tymi słowami na ustach minęła go i zniknęła w ciemności. 


~ * ~

- Wiedziałam, że mnie odwiedzisz. 

- Czekałam wystraczająco długo. Nie mogę trwać w zawieszeniu. Mój czas się kończy, nie mylę się prawda?

- Masz rację - twarz Maeve stała się pusta i bez życia. W oczach brakowało ognia. Obserwowała Juliet a po chwili upadła na kolana.

- Przepraszam cię córeczko, tak bardzo przepraszam - łkała, a Juliet obserwowała to nie czując nic. Czas na łzy minął - Mam pełną przepowiednię, proszę cię tylko, sama spróbuj ją rozwiązać. Albus sądzi, że zginiesz, jednak dobrze wiesz, że w naszych wizjach nic nie jest pewne.

- Dobrze, nie martw się - kucnęła przy starszej kobiecie i uniosła jej twarz by mogła na nią spojrzeć - dam sobie radę, to co było, to przeszłość, nie marnuj na nią łez. 

Maeve zapłakała ale tym razem uśmiechnęła się do córki i wręczyła jej kopertę. 

- Chciałabym z kimś jeszcze porozmawiać, mogę? 

Kobieta patrzyła jej głęboko w oczy po czym kiwnęła głową na zgodę i wstała. Poszła w stronę wielkich dębowych wrót i weszła do pomieszczenia obok. Chwilę później Juliet usłyszała stukot obcasów a zza drzwi wyłoniła się kobieta wyglądająca tak samo jak ona. Rude włosy miała spięte wysoko w koka, a jej czarna suknia ciągnęła się za nią na ziemi. Wyglądała jak Panna Młoda udająca się na własny pogrzeb. 

- Chciałaś ze mną rozmawiać, Juliet?

- Owszem, są pewne sprawy, które muszą zostać wyjaśnione, jeszcze za nim dojdzie do ostatecznej bitwy.

- Nie rozumiem - spojrzała na nią zaskoczona, jednak w jej spojrzeniu mogła dostrzec iskierki zainteresowania. 

- Jest ktoś, kto czeka na ciebie...

Dziedziczka ✓Donde viven las historias. Descúbrelo ahora