Rozdział 62: Ostatnia melodia

107 9 0
                                    

Ten dzień nie należał do przyjemnych, ale nikt z zebranych tego nie oczekiwał. Deszcz jak gdyby wczuł się w panującą atmosferę i przyniósł zadumę, która była potrzebna.

Żałobna melodia grała a goście zbierali się, osoba po osobie i zasiadali w rozstawionych ławkach. Nikt nie mówił, gdyż słowa nie były potrzebne. Ból tego dnia był silniejszy niż mogli się tego spodziewać, jednak połączył ich i pozwolił zjednoczyć się.

Kobieta w czarnej sukni do ziemi przemierzała sale w kierunku wielkiej drewnianej skrzyni, która miała stać się ostatnim łożem jej ojca. Na jej twarzy gościła kamienna maska, która kryła cierpienie związane z odejściem. Ból był silniejszy niż mogła przewidzieć, jednak tego dnia nie mogła pozwolić sobie na jego ujście. Musiała dotrzymać kroku i doprowadzić ojca do końca jego ostatniego zadania. Musiała dać ukojenie w cierpieniu wszystkich zebranych osób, tym samym uczcić śmierć jednego z najważniejszych ludzi tamtego wieku.

Muzyka dźwieczała w jej uszach, gdy stanęła na podium i spojrzała na zebranych. Widziała co musi powiedzieć, była przygotowana, ale wypowiedź stała się dużo trudniejsza niż się tego spodziewała. Zerkneła jeszcze raz na oblicze ojca i biorąc głęboki oddech powiedziała.

- Tego dnia przyszło nam porzegnać bardzo bliską nam osobę. Ojca, przyjaciela, dyrektora, mętora oraz osobę wybitną. Nigdy nie spodziewała bym się, że stanie się to tak nagle. Był pełen życia, gotowy stanąć do walki z każdym złem tego świata. Nie chcę mówić, że odszedł zbyt wcześnie, gdyż nie nam oceniać to ile czasu powinniśmy służyć na ziemi. Jednakże trudno jest pogodzić się z tą stratą. Proszę was, aby jego pamięć nigdy nie zginęła w waszych sercach, co uczynię sama. Zawsze będzie dla niego miejsce. Teraz i na zawsze. Żegnaj ojcze.

Ostatnie słowa wypowiedziała niemalże szeptem, powstrzymując zbliżające się łzy. Jeszcze wiele osób przemówiło tego dnia, żegnając go jak bohatera, którym był dla niej. Mimo wszelkiej złość i żalu, kochała go szczerą miłością i oczyma wyobraźni widziała czasy gdy uśmiechnięty unosił ją nad głowę. Stara się zapomnieć to co złe. Starała się zachować w pamięci obraz kochającego ojca, który był nim, mimo wielu trudnych chwil.

Wyszła z sali, gdy ostatni gość opuścił pożegnały bankiet. Czarna postać udała się za nią i gdy zostali sami wzięła ją w swoje ramiona pozwalająca się wypłakać. Stali tam w uścisku pełnym bólu. Kobieta łkała a mężczyzna stał i trzymał ją nie mówiąc ani słowa.

Pamiętał jak kilka dni wcześniej siedząc w swoim gabinecie poczuł, że coś jest nie tak. Jakaś siła podpowiadała mu, że ma się wydarzyć coś złego. Nie mylił się, bo gdy usłyszał w głowie przeraźliwy kobiecy jęk przepełniony rozpaczą, widział już, że stało się najgorsze. Tego dnia świat opuścił nie tylko wybitny czarodziej, ale również kawalek serca utraciła jego ukochana.

~ * ~

Gdy się zbudziła trwała jeszcze noc. Ostrożnie wstała starając się nie obudzić mężczyzny. Nie wiedziała nawet jak znalazła się w jego łóżku. Długo płakała po czym usnęła z wyczerpania i dopiero ocknęła się u jego boku w sypialni.

Gdy wyszła na korytarz, panował na nim dziwny chłód. Okryła się szczególniej swetrem i otworzyła wrota. Tak jak podejrzewała na samym środku znajdował się stary fortepian, ten sam na którym grywała jej matka. Podeszła do niego i delikatnie przejechała palcami po zimnym drewnie. Powoli usiadła na pufie i podniosła klapę dostrzegając piękne błyszczące klawisze. Zdarzyła zapomnieć jak oszałamiający to był instrument. Niepewnie opuściła na niego dłoń i rozpoczęła grę.

Melodia była jedną z tych, które grywała matka. Robiła to zawsze gdy ojciec wracał do domu. Siadła przy instrumencie i grywała jego ulubione melodie, a mała Juliet siedziała u niego na kolanach.

Dziedziczka ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz