Rozdział 42: Naucz się żyć

183 10 2
                                    

Ból. Niewyobrażalny ból. Przeszywający każdą kość, każdy mięsień. Nie wiedziała, kiedy się zaczął, ale zorientowała się, kiedy ustalił. A kiedy cierpienie minęło, przyszedł gniew.
Nienawidziła momentów, w których nie miała kontroli, a obecna sytuacja była takim momentem. W końcu nie widziała co się stało, a z reakcji jej ojca i Severusa wynikało, że oni doskonale zdawali sobie sprawę.
Ale co tym razem? Co znowu zaszło w jej życiu?
Co prawda sądziła, że już nie uda jej się przeżyć. Ostatnim co zapamiętała był wschód słońca i słowa przeprosin skierowane w stronę Severusa. A kiedy obudziła się pierwsze co zobaczyła był on. Z początku myślała, że to wszystko jej się tylko wydaje, tak jak wizja łąki. Jednak tym razem to była rzeczywistość, a ona w jakiś sposób zdołała to wszystko przeżyć. Nie widziała jak długo spała, ale patrząc na jej stan widocznie bardzo długo.
Czym jednak był ten ogień? I co jej się stało?
Kiedy wyszli postanowiła podsłuchać o czym mówią. Resztkami sił dostała się pod drzwi wyjściowe i przystanęła, bo to co usłyszała było jak cios w jej zniszczone serce.
Severus krzyczał na jej ojca każąc mu wyznać jej prawdę. Skrzywdził ją rytuałem. Nie jest już człowiekiem i nigdy nie zostanie matką.
Przerażona zaczęła wycofywać się w stronę łóżka.
- To nie może być prawda - powtarzała na głos, próbując jakoś samą siebie przekonać. Zdawała sobie jednak sprawę, że to puste słowa, a prawda trafiła w nią w momencie, gdy spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
W tamtym momencie mur tworzony latami pękł, a ona padła na ziemię i pierwszy raz w życiu zaczęła płakać. Płakała za wszystkie dni bólu, spowodowanego ciągłymi treningami. Płakała za dzień, gdy dowiedziała się o swoim przeznaczeniu, oraz ten, gdy dowiedziała się, że musi opuścić swoje dotychczasowe ciało. Za śmierć swojej matki i za stratę Severusa. Za brak dziecięcej beztroski i za dni z dala od jej życia. Każdy ból spowodowany swoim przeznaczeniem, za każdą śmierć z jej winy i słowa Harrego. Za te wszystkie kłamstwa.
Nie miała już siły a obecna sytuacja była jak iskra, która zapoczątkowała utratę kontroli.
Nigdy nie założy rodziny. Już nie jest człowiekiem w dodatku została oszpecona przez poparzenia.
Łkała leżąc na podłodze a ból w jej sercu był dużo gorszy niż wszystkie dotychczasowe rany. To uczucie jak, gdyby ktoś palił jej serce.
Leżała tam nie mając nawet świadomości, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Wszystko wtedy straciło znaczenie. Nie miała siły walczyć, poddała się. W końcu jej ostatnie marzenie legło w gruzach, ale kogo to obchodzi, w końcu urodziła się, aby zginąć w walce.
Zaczęła śmiać się przez łzy. Wtedy usłyszała ruch tuż przy jej łóżku, jednak nie zwracała na niego uwagi. W końcu życie przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie.
Poczuła ciepłe dłonie na swoim nagim ciele. Ktoś ją podniósł, ale nie widziała kto, przez zamknięte oczy. Po chwili leżała w łóżku okryta kocem, wtedy uświadomiła sobie, że drży z zimna.
Podniosła powieki i napotkała parę czarnych oczu. Chciała móc się w nich zatracić. Pragnęła teraz tylko tego. Mimo, że obraz był niewyraźny przez łzy, dostrzegła w jego spojrzeniu zmartwienie i coś na kształt troski?

- Od kiedy jesteś taki troskliwy? - zaskoczył ją jej własny głos. Był dziwnie zachrypnięty. Czyżby takie skutki niósł długotrwały płacz?

- Od momentu, gdy coś sobie uświadomiłem.

- Co masz na myśli?

- Los bywa okrutny a życie jest na to za kruche. Nie chcę kiedyś żałować stracenia tych krótkich chwil.

Przytaknęła ruchem głowy i spojrzała za niego w kierunku okien. Światło.

- Co teraz będzie?

- Będziesz musiała nauczyć się żyć na nowo. Nie cofniemy tego, choć bardzo byśmy chcieli. Pozostaje zaakceptowanie tego co jest teraz.

Znowu wróciła wzrokiem w kierunku jego osoby. Był całkowicie poważny i miał rację. W normalnych okolicznościach stwierdziła by to samo, ale dziś nie była sobą. Mur runą a ona nie wiedziała, jak ma go naprawić.

- Chce zostać sama - wyszeptała czując nową falę łez pod powiekami. Czy teraz już zawsze tak będzie?

- Niech będzie, ale uważaj na siebie. Nie zamierzam po raz kolejny dźwigać cię z podłogi. Nie mam już 20 lat.
Zaśmiała się na co zareagował jedynie prychnięciem i wyszedł z sali, a kiedy drzwi się zamknęły, powróciły słone łzy.

~ * ~

- Herm, proszę cię. Muszę z nią porozmawiać. 

- To jeszcze za wcześnie, nie jest w najlepszym stanie.

- To ważne. Proszę.

Dziewczyna odetchnęła zdenerwowana. Wiedziała, że wygrał chociaż nie bardzo jej się to podobało. Juliet może i obudziła się tydzień wcześniej i fizycznie miała się świetnie, ale jej psychika była zrujnowana. Dalej przebywała w Skrzydle Szpitalnym na obserwacji. Nie wiele jadła i piła, a gości przyjmowała jedynie z przymusu. Dziewczyna odwiedzała ją regularnie, tak samo jak Profesor Snape, ale tylko oni byli wpuszczani do jej sali. Nikogo innego nie chciała widzieć i młoda gryfonka miała pewne przypuszczenie, dlatego. Codziennie płakała, jej skóra stała się sina a oparzenia tylko pogarszały całość. Stała się wrakiem człowieka i nie chciała by ktoś widział ją w tym stanie. Madame Pomfrey starała się ją wzmocnić za pomocą eliksirów, ale niewiele udało jej się wskórać. Juliet ewidentnie się poddała, co martwiło Hermionę jeszcze bardziej, gdyż w świecie magicznym psychiatria była na słabym poziomie, a dziewczyna nie potrafiła pomóc.

Udała się w raz z Harrym pod drzwi do sali, w której leżała. 

- Tylko chwila rozumiesz? Tłumaczyłam ci w jakim jest teraz stanie.

- Tak wiem, chwila i będę delikatny.

- I proszę cię nie gap się na jej rany.

Chłopak jedynie spojrzał w jej kierunku z pobłażaniem i chwycił za klamkę. Kiedy weszli i ujrzeli puste łóżko byli zaskoczeni.

- Może jest w łazience. Poczekaj sprawdzę.

Nie było jej tam, a medyczka nie widziała, gdzie może się znajdować. Hermiona uświadamiając sobie, że Juliet zniknęła zaczęła panikować, mając w głowie najgorsze scenariusze. Szybko wysłała patronusa do Mistrza Eliksirów i pobiegła szukać przyjaciółki. Z młodym gryfonem przeczesywali cały zamek, jednak nigdzie jej nie było. W końcu natknęli się na równie przerażonego czarnowłosego.

- Wiadomo coś?

- Nie, ale powiadomiłam Profesor McGonagall.

W tym momencie z zakrętu wybiegła zdenerwowana starsza czarownica krzycząc.

- Boisko, musicie to zobaczyć!

Kiedy dotarli na miejsce przystanęli zaskoczeni. Na boisku w czarnych przylegających spodniach i tego samego koloru koszulce stała zdyszana Juliet. Jej skrzydła były wyprostowane i po chwili pobiegła wzdłuż boiska machając nimi. Uniosła się na około 5 metrów po czym runęła na ziemię.
Podniosła się by po chwili powtórzyć czynność.
Młody Potter spojrzał po reszcie nie wiedząc skąd u nich takie zadowolone miny. 

- Co ona właściwie robi?

Snape spojrzał w jego kierunku i odpowiedział. 

- Uczy się żyć na nowo.

Dziedziczka ✓Where stories live. Discover now