XLII

129 8 0
                                    

________________________________________

Gdy nastał poranek, zadziało się wiele. Za namiotem do usłyszenia był niecichy harmider, który zamiast cichnąć rósł. Rżenie koni, pokrzykiwania, krótkie komendy mieszały się ze sobą tworząc wspomniany wcześniej hałas. Końcowo jednak nie to przebudziło Mirabelle, a promyki słońca pląsające po jej twarzy wraz z podmuchem rześkiego choć zimnego wiatru. Kobieta leniwie rozchyliła powieki, osłaniając oczy przed nieprzyjemnym blaskiem. Gdy wzrok jej przyzwyczaił się do migotania słońca, księżniczka chcąc się podnieść choćby do siadu, krzywiła się koszmarnie mrużąc powieki. Ból w kręgosłupie nie mijał, a miała nawet takie wrażenie, że coraz bardziej jej ciążył, a był to nieprzyjemny ból, kłujący i niemal duszący.

Jednak przezwyciężyła ten ból i udało jej się podnieść do siadu, co jednak nie złagodziło tego nieprzyjemnego uczucia.

- Mirabello.. - Genevieve szybkim krokiem ukucnęła koło siostry i widząc ból malujący się na jej twarzy zacisnęła usta w cienką linie.

- Pomóż mi Jen. - zacisnęła palce na ramieniu siostry i ku jej zaskoczeniu, palce nie zacisnęły się na czymś miękkim, a wręcz przeciwnie. Na zimnej kolczudze. Kobieta rozchyliła szerzej oczy podnosząc wzrok na siostrę. - Czy to.. Już dzisiaj? - zapytała z wahaniem.

Jen pokiwała lekko głową ze smutnym uśmiechem.

- To już dzisiaj. - odpowiedziała jej wstając i wsuwając dłoń pod jej ramię, by pomóc podnieść się i usiąść na obitym w futra krześle. - Zostaniesz w obozie wraz z księżniczką Eowiną.

- Co..? - zapytała wmurowana w fotel. - Nie mówisz chyba poważnie, Genevieve. - pokręciła przecząco głową i mimo bólu podnosząc się. - Nie Jen. Nie zostanę. Nie mogę zostać.

- Możesz, a nawet musisz. A ponadto przed chwilą sama sobie zaprzeczyłaś. - spojrzała na nią z politowaniem, ale i z troską. - Mirabello.. Nie możesz w twoim stanie jechać na wojnę. Masz problemy z plecami, a z prawą dłonią? Tu już nie wspomnę. Jak zamierzasz walczyć z tak poważną kontuzją?

Kobieta opuściła głowę, zagryzając wnętrze polika. Genevieve miała rację. Każdy, który próbował odwieźć ją od tego pomysłu miał rację.

- Nie walczę tylko mieczem. - powiedziała i podniosła wzrok z powrotem na siostrę.

- Agh.. No dobrze, masz łuk ale..

- I nie walczę tylko łukiem. - przerwała i kącik ust drgnął kobiecie w znaczącym uśmieszku. - Czy nie po to Gandalf mnie nauczał?

*

Vivienne zacisnęła splecione ze sobą palce i jednocześnie spojrzała na złowrogą armię. Widziała wielkie trolle, które w swoim tempie uderzały w wielkie bębny tworząc przy tym mrożącą krew w żyłach atmosferę. Jednak nic tak bardzo nie mroziło krwi w żyłach jak samo oczekiwanie. Wiatr, który od tych kilku tygodni był nie znośny, dzisiejszego dnia szalał zapowiadając tym samym wydarzenia, które za jakiś czas odbędą się na polach Pelennoru. W całym swoim życiu nie widziała większej armii. Dodatkowo przerażała panika wśród ludzi. Kobiety płakały w ramionach trzymając swe malutkie dzieci. Ludzie w panice barykadowali drzwi, okna. Do boju rwali się młodzieńcy, którzy na oko nie ukończyli jeszcze piętnastego roku życia. Najstraszniejsze było jednak to, że ich zapał do walki nie został gaszony przez gondorskich żołnierzy, a wręcz przeciwnie. Dawano im za duże kolczugi i miecze.

- Do czego ten świat zmierza, Pippinie? - zapytała szeptem, sunąc opuszkami palców po białym murze, który pozostawił po sobie biały tynk na jej palcach. Hobbit podniósł na nią smutny wzrok, w którym było pełno żalu. Tuk dzisiejszego dnia nie przypominał roześmianego Pippina, któremu zawsze było w śmiech. Przypominał za to Peregrina Strażnika Wieży, który przy boku śmiało nosił ciężki miecz, a na ramionach kaftan, który sprzed laty nosił Faramir jeszcze będąc szczęśliwym dzieckiem. - Czy dane nam będzie wyjść z tego cało? Zobaczyć bliskich, czy zaznać spokoju? - pytała, a Pippinowi zdawało się, że jej ton stawał się coraz to cichszy. To tak samo jak z jej skórą, która zdawała się co minutę blednąć.

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Where stories live. Discover now