VIII

238 21 11
                                    

- Oh.. Legolasie nie wiem jak to wytrzymam z tym.. tym.. imbecylem! - stwierdziła podburzona Genevieve, gdy to usiadła na zielonej trawie tuż przy szumiącym wodospadzie. - Przecież wysłuchiwanie jego wypowiedzi to będzie istna katorga! Kim on jest, żeby tak zwracał się do.. do jakiejkolwiek kobiety! Czy w Gondorze żyją tylko takie osły?

Elf z cichym chichotem pod nosem soiczął przy Genevieve, patrząc na nią z lekkim politowaniem.

- Znam pewnego Gondorczyka, który na pewno nie jest tak zwanym „osłem".

- Aragorn? Nigdy tak nie zwróciłabym się do Obieżyświata, proszę cię, Legolasie! A poza tym Aragorn to zupełnie inna historia niż ten..

- Boromir? - dopowiedział za nią.

- Chciałam powiedzieć „bufon nadęty jak trąba", lecz to też może być. - z cichym westchnieniem zwinęła kolana pod brodę, wpatrując się tępo w czyste jak łza jeziorko.

- Przecież zawsze może być inaczej, lecz mnie bardziej trapi reakcja twej matki na wieść, że jej najmłodsza córka wraz w dziewięcioma mężczyznami zmierza do Mordoru. - rzekł zerkając na niebieskooką.

- Nie powinna być zbytnio zaskoczona. - stwierdziła pokrótce Jen. - No może trochę, lecz niczego większego bym się nie obawiała. - spojrzała kątem oka na elfa. - Legolasie.. czy ty obawiasz się reakcji mej matki? - spytała z rosnącym uśmiechem.

- Błagam cię, Genevieve. Nie mam powodu by teraz zacząć obawiać się twej matki. - stwierdził elf nie odrywając wzorku od zaplatanego wianka z pasm trawy.

- A Thorina?

Na to imię elf podniósł głowę i spojrzał znacząco na dziewczynę.

- Jak nie wezwie elfów na wojnę z krasnoludami to będzie połowa sukcesu. - przyznał.

Genevieve roześmiała się na słowa elfa.

Mimo różnicy wieku między Jen a Legolasem, rozmawiali tak, jakby byli w tym samym wieku, tak jakby byli kuzynami. Genevieve kompletnie pomijała fakt, że powinna zwracać się do elfa „wujku".

- Jen.. jesteś pewna, że chcesz ruszyć wraz z nami na tą podróż? Domyślasz się pewnie, że podczas niej może stać się wiele złych, przykrych i niebezpiecznych rzeczy? To nie wstyd jak się wycofasz. - Legolasie. - spojrzała na elfa pełnym odwagi wzrokiem. - Nie mogę i nie chcę rezygnować. A poza tym kto jak nie ja utrze nosa Boromirowi?

Te słowa spowodowały natychmiastowy śmiech Legolasa.

- Nie uwierzę, że tak bardzo nie znosisz Boromira, Jen. - stwierdził nagle Aragorn siadając pomiędzy dwójką.

- Aragornie.. - szepnęła Genevieve, gdyż nie spodziewała się nagłego zjawienia się Obieżyświata.

Skierowała wzrok na falującą wodę, czując delikatny rumieniec na polikach. Aragorn słyszał ich całą rozmowę? Gorzej być nie mogło!

- To jak między wami jest? - zapytał opierając dłonie o ziemię.

- Tak jak słyszałeś przyjacielu. - westchnął elf. - Darzą się wielkim uczuciem. - stwierdził. Na te słowa Aragorn zaśmiał się pod nosem, zaś Genevieve spłonęła nerwowym rumieńcem.

- To prawda, Jen?

- Tak. - odpowiedziała w końcu. - Z tą różnicą, że nasza miłość jest jak miłość psa i kota, a pasujemy do siebie jak pięść do nosa. - stwierdziła jakby to było oczywiste. - Będziecie musieli mnie przywiązać do drzewa, bym w końcu nie wyrządziła mu krzywdy. - ostrzegła.

Wzrok Aragorna i Legolasa spotkał się.

- Myślę, że da się załatwić. - stwierdził elf po najmniejszym namyśle. - Prawda, Aragornie?

Mężczyzna skinął głową.

- Myślę, że nie ma problemu, Jen. - spojrzał na skrępowaną do granic możliwości dziewczynę.

- Za parę chwil kolacja. - stwierdziła, po tym jak pośpiesznie wstała. - Wypadłoby się przyszykować. - dodała odwracając się i bez słowa kierując się do swojej tymczasowej komnaty.

Co im się nagle stało, do najjaśniejszej Vardy? Gorszej pomyłki usłyszeć nie mogła! To było istne ośmieszenie!

Szła zamyślona, póki przed sobą nie ujrzała kogo? Panicza Boromira we własnej osobie! Genevieve skrzywiła się natychmiast i przyśpieszyła korku, chcąc jak najszybciej minąć spacerującego Gondorczyka.

- Ignorowanie to mało królewskie zachowanie. - dosłyszała za plecami. - Nie wiem jak u krasnoludów bywa..

- Oh, Boromirze. - odwróciła się nagle z potulnym wyrazem twarzy. - Nie zauważyłam cię, mości rycerzu, proszę o wybaczenie. - dygnęła teatralnie. - Lecz teraz muszę panicza przeprosić, bowiem śpieszy mi się na rychłą kolację..

- Krasnoludzi słyną ze swojego sarkazmu, prawda? - zapytał pochodząc powoli do dziewczyny. Genevieve na te słowa zacisnęła szczękę i pięści, a w jej oczach błysnęły iskierki gniewu.

- Bardzo możliwe, mości dowódco. - stwierdziła przyglądając mu się. - Lecz czy to prawda, że Gondorscy mężczyźni słyną ze swojej nadętości, patetyczności, narcyzmu, cynizmu, bezwstydności i bezczelności? Nie? To niedobrze, ponieważ ty reprezentujesz wszystkie te cechy. - odwróciła się z zamiarem odejścia, jednakże zatrzymała się nagle. - Dam ci pewną radę. - stwierdziła odwracając się i podchodząc do nic nie przejętego Gondorczyka. - Pewnego dnia rozejrzysz się i zdasz sobie sprawę, że wszyscy wokół cię kochają! Jednakże nikt cię nie lubi, a to właśnie jest najbardziej samotne uczucie. - niemal wysyczała, a potem już nie przedłużając ruszyła za siebie. Nie miała ochoty dłużej patrzeć na tą.. nadętą twarz! A osłupiały mężczyzna stał tam i stał.

_________________________________

tak no

przypadkowo zapomniałam o rozdziale, lecz to nie ważne! najważniejsze, że się pojawił.

ciekawi mnie, ile osób przeze mnie zrazi się do boromika xD
ale przecież to istne wcielenie dobroci, czyż nie? :**

a i jeszcze jedno!
w dniu nadchodzących świąt wielkanocnych chciałbym życzyć wam dużo zdrowia, szczęścia i spokoju w tych dniach!

pozdrowieńska! :*

no cóż to tyle
byee ❤️🦄🧙‍♂️

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα