VII [maraton #4]

235 20 1
                                    

_____________________________________

- Nieznajomi z daleka, starzy przyjaciele. - zaczął dumnie Elrond. - Wezwano was ty byście sprzeciwili się groźbie Mordoru. Śródziemiu grozi zagłada, nikogo nie ominie. Możecie się zjednoczyć lub ulec. Nad wszystkimi rasami wisi jedno fatum. - stwierdził elf przyglądając się każdemu po kolei. Już na początku przemówienie elfa, Genevieve czuła dziwny niepokój.. dziwną złą energie, która zakłóca magię panującą wkoło. - Przynieś pierścień, Frodo. - wskazał dłonią na kamienny, okrągły stół stojący na środku tarasu, w której całe zgromadzenie się odbywało.

Gdy hobbit posłusznie położył złoty pierścień na stole, Jen nerwowo poprawiła się na miejscu, bowiem poczuła dziwną słabość do tej niewielkiej biżuterii. Poczuła.. jakby to malutkie coś wołało ją.. kusiło swym złotym blaskiem. Zmarszczyła brwi, gdy usłyszała szepty, których za cholerę nie potrafiła przetłumaczyć. Tępo wpatrywała się w pierścień, który nie stwarzał pozoru, że jest on śmiertelnie niebezpieczną bronią. Jej uwagę przykuł dopiero Gondorczyk, który wstał i postanowił zebrać głos.

- We śnie.. - zaczął powoli. - Widziałem ciemniejące niebo wschodu.. a na zachodzie migotało blade światło. Jakiś głos wołał, że przeznaczenie jest blisko. - mówił cicho coraz bliżej podchodząc do pierścienia. - Znalazła się zguba Isildura.. - dodał szeptem już wyciągając dłoń po błyskotkę.

Widzący to Elrond i Gandalf wstali, z tą różnicą, że Gandalf mówić zaczął niezrozumiałe wszystkim słowa. Jakby rzucał klątwę w obcym dla wszystkich języku.

Magiczna atmosfera pękła jak bańka, a wraz z tym nadszedł mrok. Elfy jednocześnie się skrzywiły, a co po niektórzy krasnoludzi złapali za topory. Księżniczka z Gór przymknęła oczy, gdyż poczuła w sobie gromadzące się pragnienie, by zgarnąć pierścień dla siebie, które powoli niknęło. Zacisnęła dłoń na rzeźbionych podłokietnikach, gdy wokół ponownie zapanowała jasność i wspaniała atmosfera. Dziewczyna odetchnęła głębiej, rozejrzawszy się wkoło.

- Jeszcze nikt nie ośmielił się przemówić w Imladris słowami tego języka. - stwierdził podburzony Elrond kierując spojrzenie w stronę siwego maga.

- Nie będę cię prosił o wybaczenie, panie Elrondzie, bowiem Czarna Mowa Mordoru może dotrzeć w najdalsze kąty zachodu. Pierścień to zło wcielone. - stwierdził jeszcze zanim spoczął, kierując podburzone spojrzenia w stronę Gondorczyka.

- To dar. - stwierdził po chwili. - To dar dla wrogów Mordoru. Wykorzystajmy go! - stwierdził mężczyzna urządzając przechadzkę po tarasie.

Genevieve niezauważalnie dla czujnych oczu Mithrandira przekręciła oczyma, bowiem nie mogła dłużej słuchać tak wielkich głupot!

- Mój ojciec, namiestnik Gondoru długo trzymał siły Mordoru w szachu. Krew naszych braci zapewniała bezpieczeństwo waszym ziemiom. Dajcie nam broń wroga, a użyjemy ją przeciwko jemu! - kontynuował żwawo przy tym gestykulując.

W końcu nie mogąc tego słuchać, Genevieve postanowiła wstać i nazbierawszy w sobie odwagi, zabrać głos.

- Nie posłucha żadnego z nas. - stwierdziła patrząc na mężczyznę. - Pierścień zna tylko jednego pana - Saurona. - rzekła. Gondorczyk odwrócił się w stronę młodej kobiety, kierując w jej stronę ironiczny uśmieszek.

- Co byle panna jak ty może wiedzieć? - warknął.

Następnie z miejsca zerwał się blondwłosy elf, którego Jen bardzo dobrze znała.

- To nie byle panna, Boromirze z Gondoru. - oznajmił kierując w stronę mężczyzny oskarżycielskie spojrzenie. - To Genevieve, córka Władców Gór. Jesteś jej winien posłuszeństwo. - stwierdził przenosząc wzrok na wdzięczną mu Jen, która następnie spojrzała na Gondorczyka najwidoczniej zadziwionego słowami elfa, bowiem wpatrywał się w dziewczynę nie mogąc uwierzyć w jego słowa.

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Onde as histórias ganham vida. Descobre agora