XXXIV

168 11 0
                                    

________________________________________

Księżyc zaszczycił gwiazdy swą obecnością lśniąc pośród nich i nakazując wszelką ciszę. Przystanąwszy na zewnątrz rudowłosa objęła swoje ramiona dłońmi z utęsknieniem wpatrując się w nocne niebo i na gwiazdy, które co jakiś czas błyskały. To wszystko umilały świerszcze, które przebudzone przez noc cykały znaną wszystkim melodię. Rohhirrimskie pola i łąki spowiła ciemna i chłodna noc, która mimo późnej pory ciągnęła do siebie.

Kogo mogła ciągnąć?

Zagubione elfy rzecz jasna. Vivienne odgarnęła kosmyki włosów, które z niewyjaśnionego powodu dostały się na jej twarz i stanęła prościej, by załapać się na rześki powiew wiatru. Tak los niestety chciał, by dziewczyna urodziła się z mieszaną krwią i w pewnym momencie w życiu mogła zadecydować kogo żywot pragnęłaby pełnić. Pięknego, niestarzejącego się elfa, czy śmiertelnika, na którego przyjdzie kiedyś czas? Chociaż dla niektórych odpowiedź zdawałaby się jednoznaczna, dla Vivi była ona najtrudniejsza w życiu. Starzenie się i śmierć miała przecież wiele zalet.. Tak samo jak nieśmiertelność i piękność w każdym ruchu. Dzisiaj jej życie było takie piękne i nie rozumiała więc po co komu takie decyzje. Czy zostanie nieśmiertelnym elfem, czy podatnym na śmierć i choroby człowiekiem. Jednak jakie to życie elfa musi być nudne! Każda ze stron ma swoje wady i chociaż wyglądem bliżej jej do matki, do elfów, to serce ciągnie do trudnego życia, obawy i strachu przed chorobami, przygodami, skaleczeniami, które długo się goją.

Kobieta odetchnęła ociężale, przymykając oczy i swoją twarz oddając w pełni blasku księżyca i towarzyszących mu gwiazd.

- O czym myślisz, Vivianne? - zagadnął ją nagle głęboki choć melodyjny i ciepły głos, a nozdrza wypełnił zapach leśnego igliwa i olejków. Gdzieś tam również przebił się zapach fajkowego ziela.

Kobieta powoli rozchyliła oczy i zerknęła na przysiadającego koło niej Obieżyświata ćmiącego fajkę. Uśmiechnęła się delikatnie, sposobem dedukcji domyślając się, że Legolas nie mogący znieść zapachu fajki i dymu wyrzucił Aragorna na zewnątrz. Odetchnęła, opierając dłonie o kamień za sobą.

- Głupotki. Nie warte dalszego rozmyślania. - odpowiedziała, powracając wzrokiem do rozległych pól, gdzie co jakiś czas pomykały stada dzikich koni.

- Pozwolę się nie zgodzić z tobą. Elfy nie pozwalają sobie zakrzątać głowę tymi głupotkami. Nawet te połowiczne. - zerknął na nią, dosypując do fajki ziela.

Vivienne parsknęła bezgłośnie, wzdychając z zrezygnowaniem.

- Przebywasz tyle z elfami, że musisz to wiedzieć, Aragornie. Los zgotował dla mnie zagwozdkę, na którą nie sposób mi rozgryść.

- A.. Chodzi o twoją przyszłość? Jako nieśmiertelna albo jako śmiertelnik? - podłapał, chowając resztkę ziela do kieszeni.

- Mhm. - odpowiedziała pomrukiem, skupiając się na bazgraniu butem w ziemi. - Poradź mi Aragornie. Proszę. - dodała ciszej.

- Wiesz, Vivienne. Nigdy nie miałem zaszczytu doradzać w tej sprawie, lecz z znajomością elfa, który też musiał przez to przejść wyznam ci, że musisz kierować się sercem.. Chociaż to z kolei pewnie każdy ci powtarza, co? - z rozbawieniem zerknął na nią.

- Dokładnie. - odpowiedziała parsknąwszy śmiechem.

- Tak czy siak po opowieściach hobbitów mogę stwierdzić, że jesteś inteligenta..

- Tak, tak, po tylu razach kiedy mi to powtarzali znam to na pamięć.

- Widzisz? Czyli po towarzystwie Merrego i Pippina na pewno nie czujesz się niedoceniana. - spojrzał na nią rozbawiony. Na słowa Obierzyświata kobieta roześmiała się nagle. Dźwięczny i słodki śmiech wypełnił serce mężczyzny, co skutkowało, że Aragorn parsknął sam ze śmiechu.

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Where stories live. Discover now