XXIII

156 15 1
                                    

__________________________________

- Twoja śmierć rozniosła się po całym państwie. - oznajmiła Eowina podając towarzyszom ciepłą strawę. - Gondor jest w głębokiej żałobie. Opłakuje cię.

- Jakim sposobem? - zapytał skinięciem głowy dziękując za posiłek.

- Przekupki rozsiały plotkę, że w dole Anduiny z wody wyłowiona została część twojego rogu.. kawałek dalej znaleźli drugą część. Rozpołowiony róg migiem trafił do twojego ojca, który łagodnie mówiąc oszalał z rozpaczy. - odpowiedział spokojnie czarodziej. - Dwie części gondorskiego rogu były jednoznacznym dowodem, że poległeś. W to właśnie uwierzyli Gondorczycy. - wytłumaczył z zrezygnowanym westchnieniem.

- Nadchodzi wojna. Posługusy Sarumana niszczą, palą, plądrują wioski należące do ziem Rohanu. Strażnicy z granicy donoszą, że na ziemiach Gondoru też nie dzieję się ciekawie. Kolejne wioski naznaczane są ogniem i krwią bezbronnych ludzi. Denethor powołał Strażników Ithilien, jednakże wojska Mordoru nie lękają się. Namiestnik pogrążony w żałobie zamknął się w cytadeli i nie chce słuchać o zjednoczeniu sił i odnowieniu sojuszy. Gondor stracił nadzieję. - opowiedział Theoden, opierając się dłońmi i stół.

- Jednak przy nadziei pozostaje Rohan. - dopowiedział Aragorn. - Nie możemy pozwolić na zagładę Saurona i Sarumana. Póki Frodo dzierży brzemię pierścienia i niesie go do Mordoru. Saruman myśli, że ma nas w garści. Lecz nie spodziewa się, że to my trzymamy ich los w swoich rękach. Rękach z Shire'u .

- Nie mamy wsparcia Denethora. Ludzie Sarumana naciskają na nas i wywołują presję. - zaczął Theoden nerwowo stukając palcami o stół. - Musimy uciec z Złotego Dworu. To będzie chwila, zanim Saruman zaatakuje i Meduseld. - wytłumaczył.

- Ludzie żyjący pod Dworem są w niebezpieczeństwie. Nie ważne ile postawilibyśmy ludzi u stóp Rohanu. - stwierdził Boromir, gdy pozostawił pustą miskę po strawie.

- Dlatego jutro rano wyruszamy. Schronimy się pod dachem Helmowego Jaru. - oznajmił, prostując się.

- Jednak..

- Nie, Aragornie. - wystawił dłoń, uciszając tym samym Gondorczyka. - Nie możemy czekać. Każda przetracona godzina daje Sarumanowi większe szanse, a my nie możemy na to zezwolić. - oznajmiwszy, na odchodne spojrzał na Gamlinga. - Powiadom ludzi o tej decyzji. Niech jutro gotowi będą do wymarszu. - rozkazał i wyszedł.

*

Spokój i trel ptaków, który panował od kilku dni podróży, zakłócił zdesperowany jęk Golluma, który taplając się w wodzie próbował dorwać którąś z świeżych rybek. Głód okazał się silniejszy od woli stwora.

-(...) czyli Pani jest najstarsza ze kuzynostwa? - zapytał łącząc wątki Samwise.

- Można tak powiedzieć. - odpowiedziała. - Choć niektórzy z rodziny traktują mnie jak młodą panienkę. Brata Vivienne i rodzeństwo bliźniacze Jen traktują niczym najprawdziwszych dorosłych. I jak tu nie mieć zarzutów, hm? - roześmiała się, po tym wzdychając świeżym powietrzem. Na bagnach tak pięknego powietrza nie było. Trzeba było się nim nacieszyć, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy natrafią na kolejne takie Martwe Bagna.

- A Pani ma rodzeństwo? - zapytał Sam, urywając sobie kawałek lembasa i pokrótce konsumując.

Rose podniosła wzrok na wyżyny rozciągające się nad nimi i westchnęła cichutko.

- Niestety, Samie. Los zabrał mi tę możliwość, choć gdyby niektóre zdarzenia z przeszłości poszły w inną stronę.. może nie byłabym sama. Kto wie. - odpowiedziała, przemywając dłonie w strumyku.

- Nie jesteś sama, Rose. - stwierdził Frodo, patrząc z wyrzutem na kobietę. - Masz kuzynostwo, masz rodzinę..

- Masz nas, Pani Rosie. - dodał pokrótce Sam, ukucnąwszy i robiąc to samo co Rose.

Kobieta podniosła zadziwiony wzrok na hobbitów, po chwili posyłając im wielki, szczery i piękny uśmiech. Dziś ujrzeli go po raz pierwszy.

- Jesteście prze kochani. Naprawdę. - odpowiedziała, prostując się i czule roztrzepując loki na głowach niziołków. Lecz gdy powietrze przeszył plusk, odwrócili swoje spojrzenia, które trafiły na Smeagola. - Chodźmy zanim utopi się w tej wodzie. - stwierdziła, ruszając z miejsca.

Samwise skrzywił się natychmiast, gdy spojrzał na łowiącego, a raczej łapiącego ryby Golluma. Ten stwór nie dość, że sprawiał mdłości od samego patrzenia, to jeszcze zakłócił piękny uśmiech Rose, który nie zdarza się często!

- Śmierdzielu nie zapędź się za daleko! - zawołał za Smeagolem. To była chwila, zanim podszedł do niego Frodo z wzrokiem pełnym po wątpienia.

- Dlaczego to robisz? - zapytał szeptem pomiędzy nimi. - Wciąż go wyzywasz, poniżasz.

- Dlaczego? - zapytał z niedowierzaniem, odwracając się i patrząc z obrzydzeniem na kreaturę. - Dlatego, że jest taki. Fałszywy i kłamliwy. Pierścień to jedyne o co dba.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak go omamił. I jak go dalej mami. - fuknął i ruszył za Rosenne i pokracznie idącym kawałek przed nią Smeagolem, widocznie zadowolonym z upolowanej rybki.

- Chcę mu pomóc. - stwierdził, patrząc z żałością na kreaturę. - Bo muszę wierzyć, że znów będzie sobą. - westchnął cicho, gdy Gollum uśmiechnął się jego mniemaniem pięknie najpierw do Rose, a potem do dwójki towarzyszy.

- Nie ocalisz go. - stwierdził z wątpieniem Samwise. Hobbit wiedział i czuł, że jego przyjaciel się zmienił. Frodo zaczął ulegać i szeptaniu pierścienia i szeptaniu Smeagola, który swą żałością i biedotą zaczął przeciągać Froda na swą stronę.

- A co tym o tym wiesz?! Nic! - podniósł głos, przybliżając się do przyjaciela. Samwise podniósł powoli wzrok na hobbita i pokręcił z zrezygnowaniem głową, wymijając go.

- Przepraszam, Sam.. - odezwał się po chwili ze skruchą Frodo. - Nie wiem czemu to powiedziałem. - przyznał.

- Ale ja wiem. - stwierdził. - To wina pierścienia. Nie możesz oderwać od niego wzroku. Wiedziałem. - podszedł do przyjaciela. - Nie jesz, nie pijesz, nie sypiasz. Musisz się przed nim bronić. - stwierdził niemal szeptem.

- Wiem, co muszę! To moja misja, powierzono go mnie! Moja misja, moja własna! - podniósł niebezpiecznie głos, bowiem ich krzyki wybudziły Rosie z natłoku myśli. Kobieta spojrzała na hobbitów i posłała im znaczące spojrzenia. Coś się zbliżało. Coś wielkiego.

________________________________

5.VI.20

dzień dobry, słonka!
witam was w tym niepięknym, nie cudownym dniu, bowiem u mnie jest mokro, brzydko i szaro.

lecz czy tak brzydko?
na przykład jeśli chodzi o mnie to deszcz i burza działają na mnie wenotwórczo, lecz niestety pisanie muszę na chwilę odstawić, bowiem za niecałe dwa tygodnie prawdopodobnie umrę uduszona przez maseczkę w małej sali i pisząc pieprzną matme.

więc.. jeśli rozdziały na małą chwilę będą mieć mało literek.. to przepraszam :<<

trzymajcie za mnie kciuczki hihi

życzę wam dużo zdrówka i cierpliwości, bowiem ta książka powoli wkracza na inny tor!

psst..
tak ty.
dzisiaj prawdopodobnie zacznę pisać szkic prologu na fanfiction o grze o tron.

to wszystko ^^

no cóż to tyle
byee ❤️🦄🧙‍♂️

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Where stories live. Discover now