Podziękowania i co nieco wspominania!

111 6 7
                                    

_______________________________________

Dzień dobry! 

Na wstępnie chciałabym powitać wszystkich czytelników w prawdopodobnie ostatnim rozdziale z tej całej... "Trylogii"? Tak, chyba tak mogę ją nazwać. 

Chciałabym podziękować wszystkim, którzy byli ze mną od samego początku. Od historycznego dla mnie zdania "Czasami myślała, że jest na tym świecie zupełnie zbędna". 

Na samiutkim początku proszę, powspominajmy razem. 

9 marca roku 2018 z piątku na sobotę opublikowałam pierwszy rozdział "Póki śmierć nas nie rozłączy". Zrobiłam to pod wpływem chwili. Rozdział nie był ani sprawdzony, ani przemyślany. Można by było rzec, że urwałam się z kosmosu. Teraz trzy lata później dostaje białej gorączki, gdy zbiera mi się na myśli o pierwszych rozdziałach. Nie chodzi tu o sam styl pisania... Który też błagał o pomstę do nieba (pewnie do dziś błaga), ale o nie przemyślenie niektórych wątków. 

Teraz wam coś wyznam w sekrecie:

Arya na początku nie miała być ukochaną Thorina. Miała umrzeć, o czym o zgrozo zapomniałam ale jednak gdy niedawno zabrałam się za przeglądanie starych notatników przypomniało mi się. Arya nie miała mieć brata, nie miała mieć dzieci. Miała zostać Panią Smoka, tą, która przegna Smauga. Tą, która zginie w jego płomieniach. Taki zamysł miałam aż do jej pierwszych odwiedzin w domu Beorna. Jak pewnie wiecie odstąpiłam od tego pomysłu i chwała mi za to! A i jak mowa o tym smoczym płomieniu... To mam nadzieję, że nie pamiętacie fragmentu o niezwykłym śnie Aryi, gdy to widziała kolejno Thorina, a następnie swoich staruszków. 

Matko Boska, trzymajcie mnie. 

Inspirowałam się wtedy zjawiskiem samozapłonu. Ciekawił mnie ten temat. 

"Zdaniem osób, przekonanych co do faktycznego występowania samospalenia, typowymi zjawiskami zachodzącymi w jego trakcie są jasnoniebieski kolor płomieni oraz gęsty gryzący dym wydobywający się z ciała. Do tego dochodzi jeszcze syk do złudzenia przypominający syk ulatniającego się gazu. Z ciała pozostają tylko popioły – nawet kości ulegają spaleniu, co może świadczyć o olbrzymiej temperaturze ognia albo długim czasie spalania." - jak głosi wikipedia. 

Tak czy siak, mam nadzieję, że nie pamiętacie tego. 

Arya miała przejawiać zdolności podobne do zdolności Kahlan Amnell z "Miecza Prawdy" Terry'ego Goodkinda. 

Jej błękitne oczy zastępować miała czerń, a z jej ust wydobywać się syk. Tak, jeszcze wtedy nie miałam pojęcia o mojej Rednii w krainach Enedwaith. 

Arya miała być tragiczną postacią, której życie usłane tragediami i smutkami doprowadzić miało do śmierci... Tak jednak się nie stało. Okazało się, że jej matka była siostrą Thranduila, a ojciec jej władał Krainami Enedwaith, które jak wiecie przypadły jej najmłodszej córce. Okazało się, że posiada bliźniaczego brata, z którym została brutalnie rozdzielona. W czasie, w którym Tyrion wychowywał się w Mrocznej Puszczy wraz z Legolasem, mała Arya płakała w kącie małego domku w Dale. 

Jak się okazało, bohaterem tragicznym w tej książce był Tyrion. Syn Gotfryda i Jodelli. Gdy dorósł, pożegnał się z elfami i ruszył do Redanii, po swoje dziedzictwo, w sercu mając swoją zaginioną siostrę. By porównać czas, w tym samym momencie Arya wędrowała na spotkanie do Shire, ale to drobiazg. Tyrion nigdy nie zasiadł na tronie chcąc najpierw poznać swoją siostrę. Nie słuchał się ser Brenolira (tego, który przygotowywał Jen do koronacji) i został przy swojej decyzji informując miasto, że uroczystość koronacyjna odbędzie się, gdy odnajdzie swoją siostrę. Jednak koronacja Tyriona nigdy nie miała miejsca. Zginął na wierzy w Gundabadzie ugodzony w serce przez Syriona - złego czarownika, po którym jednak został popiół. Jego ostatnimi słowami, które resztkami sił szepnął do siostry były:

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Where stories live. Discover now