XXXIII

157 11 2
                                    

______________________________________

- Młody pan Gandlaf! - rozległ się nader przyjazny głos enta. Drzewiec powolnym i dostojnym krokiem podszedł do jeźdźców, przeprawiających się przez bujną sadzawkę i sterczące maszyny. - Widzę też elfa, pięknego leśnego elfa.. Moje stare oczęta widzą również krasnoluda.. Widzę też króla Rohanu, tak.. Hmhpm.. Króla Theodena.. - mówił i tak jak stał niezgrabnie pokłonił się. Gałęzie enta przyjemnie zaszeleściły, a twardą mimikę Rohańczyka rozbarwił uśmiech. - Widzę też.. I czuję mieszaną krew. Krew elfa i krasnoluda. - mówił przenosząc wzrok na Aidena i Vivienne siedzącą za bratem. - Tak.. Mhmphm.. Cieszę się z waszego przybycia. - oznajmił przyjaźnie zaczynając stawiać kroki w stronę wieży. - Z wodą, drewnem i kamieniem sobie poradzę. Ale tu trzeba przypilnować czarodzieja, który coś knuje.

- I tam Saruman ma pozostać. Pod twoją strażą. - odpowiedział mu Gandalf, ponosząc wzrok na szorstkie oblicze enta. Drzewiec skinął mu głową i odszedł tnąc przed sobą wodę.

- Utnijmy mu łeb i po sprawię. - stwierdził Gimli wzruszywszy ramionami i wówczas próbując spojrzeć na samą górę wieży.

- Nie. - odpowiedział Gandalf z niechęcią. - Stracił swoją moc. Jest nieszkodliwy. - oznajmił kierując spojrzenie pełne wyrzutów w stronę białej szaty stojącej na szczycie wieży.

- Brudy Sarumana spływają wraz z wodą. Wraz z przemarszem entów skończyły się jego krwawe rządy. Nie ucierpi już żadna istota. Żadna roślina. Pókim żyw nic ani nikt nie zetnie choćby jednego drzewa i nie zapoluje na żadne zwierzę, które żyje w lesie Fangorn. - oznajmił groźnie, lecz jego mimika pozostała nie zmienna. - A teraz udam się na spoczynek.. Hmhphm.. - powiedziawszy to, drzewiec powolnym, ciężkim krokiem zawrócił, posyłając rudowłosej ciepłe spojrzenie.

Pippin wychylił się zza siodła machając na pożegnanie drzewcowi, który lada moment zniknął im z oczu. Boromir jednak musiał poprawić w siodle hobbita, który o mało co nie zsunął się z niego i nie wylądował w zimnej wodzie.

- Uważaj, Pippinie. - gondorczyk uśmiechnął się lekko, naciskając piętami na boki konia.

- Uważać? Ha ha! Przy tobie nam nic nie grozi, Boromirze! - oznajmił hobbit uśmiechając się widocznie zadowolony.

Gondorczyk poszerzył uśmiech parsknąwszy bezgłośnym śmiechem. Podniósł dłoń, którą pieszczotliwie rozczochrał loki hobbita. Jednakże uśmiechy kompanów spłynęły, gdy przystanęli pod czarną wieżą stojącą w centrum Isengardu, a Pippin niezauważalnie spostrzegł coś w wodzie.

*

Genevieve odłożyła dzban na szafkę, podchodząc szybkim krokiem do siostry, która nie raczyła posłuchać

- Mirabello. Nie powinnaś wstawać! - oznajmiła oburzona, łapiąc kobietę za ramiona i asekurując w razie omdlenia. Lecz Bella nie miała zamiaru usłuchać siostry. Liczyła się dla niej dalsza sprawność i powrót do zdrowa. Gdy uderzyła w nią fala ciepła, kobieta chwiejnie złapała się rzeźbionego w konia oparcia krzesła.

- Dam radę, Jen. Daj spokój, przestań mamować. - rzuciła siostrze krótkie spojrzenie, prostując się tyle, na ile pozwolił jej ból w kręgosłupie. Po upadku z paru metrów nie tylko jej ręka ucierpiała, która jak się okazało była dość porządnie zwichnięta. Kręgosłup też został stłuczony i jak to Gandalf stwierdził: "Szczęścia miałaś tyle, ile twój ojciec podczas przeprawy przez Puszczę."

- Muszę, skoro ty to bagatelizujesz. - odpowiedziała po chwili zmuszając ją do spoczynku. - Wiesz co by powiedziała matka widząc cię teraz?

Bella parsknęła bezgłośnym śmiechem.

- "Geny krasnoluda w tobie zagórowały, Mirabello..

- Jakbym patrzyła na ojca sprzed stu lat" - dokończyły razem, patrząc sobie w oczy.

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Where stories live. Discover now