XVII

187 19 4
                                    

______________________________________

Genevieve z towarzystwem Boromira ruszyła na południowy zachód, by w jak najszybszym czasie odnaleźć Aragorna, Legolasa i Gimliego, którzy w zupełności oddali się poszukiwaniom Merrego i Pippina. Jednakże trójka piechurów nie domyślała się, że ktoś mógłby ich wyprzedzić i już czyhać za plecami bandy uruków. Jednak mało kto domyślałby się losów Powiernika i jego dwójki kompanów. Tak dwójki.

Rosie nie wybaczyłaby sobie, gdyby tak po prostu porzuciłaby hobbitów na łaskę okrutnego świata i pierścienia, który kusił, cholernie kusił.

Młoda kobieta rozpaliła ogień i poprosiła, by hobbici choć na chwilę zaspokoili ważną potrzebę jaką jest sen. Froda udało jej się przekonać, ale przy warcie pozostał Sam, który skulony siedział na rozłożonym wcześniej posłaniu i spoglądał w ogień, co jakiś czas podnosząc wzrok na kobietę. Ogniste płomyki idealnie komponowały się z kształtem jej twarzy, kręconymi, złocistymi włosami i specyficznym kolorem oczu. Jej oczy były dla niego dość trudną zagadką.. a przecież nie raz w Bree pokonywał Fredegara Bolgera na zagadki! Wygrywał za to sporą ilość kufli piwa miodowego! Ale teraz? Nie wygrałby ani łyka! Rose była dla niego zagadką.. nie małą zagadką. Jedno oko ciemne, a drugie jasne! Nigdy tego zjawiska nie widział. Było bardzo interesujące i specyficzne.. i bardzo ładne i pasowały jej takie oczy. Rosie bardzo przypominała mu Różyczkę. Jego Różę Cotton. Nieświadomie sam uśmiechnął się do siebie, gdy przypomniał sobie Różyczkę tańczącą wesoło przy ogniskach. Ile by dał, by teraz zatańczyć z nią.. lecz teraz, gdy tak spoglądał na Rosie wszystkie martwienia zastępował miły spokój i nawet przed wschodem słońca udało mu się zasnąć, lecz w tej samej chwili Froda wybudził sen. A raczej tego snem nie można było nazwać, bowiem w swoim wyimaginowanym świecie zobaczył Gandalfa, który resztką sił niszczył marne życie sługi Morgotha, aż do czasu, gdy ich postacie pochłonęła woda..

- Gandalfie! - krzyknął podnosząc się od razu.

- Panie Frodo? Co się stało? - zapytał od razu oprzytomniały hobbit.

Sennym spojrzeniem spojrzał po siedzącej naprzeciwko Rose, która obdarowała go czujnym, jednakże troskliwym spojrzeniem.

- Nic.. to nic. - odpowiedział i powoli ułożył się z powrotem. - To tylko sen. - dopowiedział szeptem.

*

- Widać dno?! - wykrzyknął nerwowo Samwise, tuląc się do elfiej liny. Lęk wysokości dawał się we znaki. Że też w tym momencie!

- Spokojnie, Samie! Grunt tuż, tuż! - zawołała pomagając Powiernikowi wstąpić na ziemię.

W pewnym momencie, skupiony na pobliskim gruncie Sam nie zauważył, gdzie układa stopę i tuż po chwili jego noga ześlizgnęła się w wilgotnego kamienia, a hobbit uderzył w ścianę. Niewielka szkatułka wypadła z kieszeni hobbita.

- Łap! - wykrzyknął Sam, a w tym samym momencie szkatułkę złapała Rose.

- To jakieś nieziemskie sztuczki! - odparł Sam ześlizgując się z liny i w subtelny sposób odmawiając pomocy, którą zaoferowała mu kobieta przy zejściu z niej.

- Co tam masz? - zapytała wkrótce potem Rose, obracając w dłoni malutką szkatułkę.

- Nic. - odpowiedział od razu. - Przyprawę. Gdybyśmy chcieli kiedyś opiec kurczaka. - stwierdził prosto.

- Kurczaka? - zapytał niedowierzający Frodo.

- Nigdy nic nie wiadomo. - stwierdził. - A to przyprawa najlepsza! Takiej tam w Górach nie macie!

Rosenne zaśmiała się pod nosem.

- Oh, Samie. Drogi Samie. - szepnęła kręcąc głową i podała szkatułkę Frodowi, by jednym pociągnięciem sprowadzić linę do swych stóp.

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum