XXX

143 12 1
                                    

_______________________________________

Wokół niej pył i kurz, okrzyki wojenne jednały się z charkotami, a jeszcze te mieszały się z jękami bólu. Świst strzał, szczękoty mieczy i brzdęki metalu zderzającego się z innym metalem. Gdzieniegdzie słyszała również zgrzyty kling. Całe te zamieszanie o jedno poniszczone miejsce, które dzisiejszej nocy przypominało jedną wielką ruinę.

Otarłszy krew cieknącą spod nosa, Jen wyprostowała się z okrzykiem wbijając ostrze do ciała wrogiego orka, który podszedł do niej o wiele za blisko. Smród krwi i cielsk orków mieszały się ze sobą, tworząc na końcu woń, która potrafiła zamieszać w głowach. Kurz pokrywający twarz młodej kobiety pomieszał się z rozbitym łukiem brwiowym, co powodowało niemiłe pieczenie, lecz przez to co działo się wokół niej nie mogła zwrócić na to uwagę. Walcząc cały czas na murze, kobieta widziała wszystko. Ilość ciał poległych i ciał, które wciąż próbują wedrzeć się do środka. Była zmęczona, okropnie zmęczona, lecz nie mogła się skarżyć.

- Aragornie! Wracaj do baszty! Zwołaj swoich ludzi!

Po ruinach rozbiegł się donośny głos króla Theodena, na który Obieżyświat podniósł wzrok ze świstem wysuwając klingę z ciała orka. Mężczyzna rozejrzał się, łapiąc za ramię Boromira tak samo zmęczonego jak on.

- Do twierdzy! Zbierz ludzi! - krzyknął, na co gondorczyk skinął głową, zwołując ludzi.

Aragorn podniósł wzrok na walczącego na ruinach muru Haldira, a jeszcze później rozejrzał się za Genevieve, która w tym samym czasie wymierzyła cios mieczem. Oboje słabli, mimo zawziętości.

- Am Marad! Am Marad! Haldir, am Marad! [Do twierdzy! Wycofać się pod twierdze! Haldirze, do twierdzy!] - krzyczał do zdarcia gardła, machając mieczem.

Kurz i drobinki przysłaniały mu widok, lecz i z nimi widział wspaniale. Haldir pokiwał niezgrabnie głową, łapiąc posiniaczonego elfa i mówiąc mu rozkaz króla. Machnął ręką do elfów, którzy rzucili się biegiem w stronę poniszczonego zejścia z wysokich murów, a sam zaczekał, wykręcając kark jednej bestii. Lecz co komu po jednym z tysiąca orków? Nieoczekiwanie, skupiony na zwołaniu swoich elfów, wróg zatopił nóż w żebrach elfa, na co Haldir zgiął się, blednąc nagle. Elf zdążył, niezgrabnie obronić się przed kolejnymi ranami, lecz to było wszystko na co w tym stanie było go stać. Galadrim spojrzał z szokiem na dłoń pokrytą krwistą posoką, oddychając szybciej. Rozejrzał się po zwłokach swych poległych braci, lecz zanim dotarł do niego krzyk Genevieve, było za późno. Wróg pchnął go mieczem w plecy.

Elf odetchnął ciężko, skupiając wzrok siwych oczu na ciemnym niebie, zanim to padł na ziemie. Zwabiony krzykiem Genevieve Aragorn, podniósł wzrok na podającego na kolana elfa i na kobietę dopadającą do niego i biorącą konającego w ramiona.

- Haldirze! - ryknął, niemal natychmiast rzucając się na popękane schodki prowadzące na mur, lecz zamarł, gdy usłyszał jeden potężny ryk z wielu ryków, które w tamtej chwili miały miejsce. Obieżyświat z panicznie bijącym sercem rozejrzał się i zamarł. Pot kapał mu z czoła patrząc to na przyjaciela konającego powoli, a rychłą śmierć, którą widział w mroźnych jak zimowy poranek oczach swej siostry. Mirabella ocknąwszy się z ciężkiego stanu utraty przytomności podniosła na ramieniu i strach ją sparaliżował.

Po upadku w uszach jej piszczało, a mocno strząśnięta głowa pulsowała przenikliwym bólem, a jedynym zapachem który czuła, był zapach gorzkiej krwi tłumiony przez kusz, który w tamtej chwili zdołała poczuć. Na ciemnych włosach częściowo posklejanych z tyłu przez krew osadziły się drobinki kurzu, które wraz z wybuchem wzniosły się w powietrze. Z cichutkim jękiem podniosła się na ramieniu i właśnie w tej chwili spostrzegła ciężkie koślawe stopy okute w żelastwo, które ciężkim krokiem zbliżały się do niej, a ich właściciel unosił miecz.

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Where stories live. Discover now