II

352 27 1
                                    

_____________________________________

- I tak oto jadę do Rivendell! - oznajmiła księżniczka aż podskakując z radości.

- Do Rivendell?! Tam mieszka Glorfindel! Marzę o nim! - mówiła z rozmarzeniem Rosenne przewracając się z boku na bok.

- Elfy są paskudne. - stwierdził Gimli ze skwaszoną miną.

- Ej! - warknęła Vivianne marszcząc groźnie brwi na krasnoluda, dając tym samym do rozumu, że jej matka jest jedną z Najstarszych Dzieci Iluvatara. Krasnolud jedynie machnął lekceważąco dłonią. - Jen.. Jesteśmy z ciebie nad wyraz dumni i cieszymy się razem z tobą.. Nawet Gimli, prawda? - odwróciła się groźnie do krasnoluda.

- Tak, tak. - odpowiedział syn Gloina i oparł się o ścianę.

- Lecz Genevieve.. to jest tak daleko.. czekać cię będzie długa i pewnie niebezpieczna droga.. jesteś pewna? - spytała Vivian patrząc się na kuzynkę ciepłym spojrzeniem.

- Jeszcze nigdy nie byłam bardziej pewna! Ta podróż może być dla mnie.. niezwykłym przeżyciem i spełnieniem moich snów! Tam mamy brać udział w naradzie..

- Na której będzie Glorfindel..

- Umm.. tak, na niej będzie Glorfindel, a następnie zadecydować mamy o losach jedynego pierścienia!

- Brzmi przerażająco. - przyznała Rose siadając.

- Oh, tak, tak bo zapewne gdyby to jechała Rose, to tylko na podrywy! - stwierdził śmiejący się Gimli. Dziewczyna oblała się purpurą krzyżując ręce na piersi.

- Na pewno byłoby to bezpieczniejsze!

- Mówi dziewczyna, która potrafi zmienić się w latającego gada. - prychnął krasnolud.

- Dobra, wystarczy! - odparła powoli tracąca swą cierpliwość Vivienne. - Racja, brzmi przerażająco. Jen, a myślałaś nad tym, co by było jeśli rada zdecydowałaby się o unieszkodliwieniu pierścienia?

- Zostałby zniszczony..

- No i? - zachęcająco pokiwała głową.

- I zniszczony?

- Agh.. Jen. - westchnęła z załamania Vivianne. - Pierścienia nie da się zniszczyć bo tak. Trzeba zanieść go do Mordoru, gdzie w ogniu Góry Przeznaczenia został stworzony i tam raz na zawsze go zniszczyć poprzez wrzucenie do ognia. A to jest w Mordorze, gdzie obecnie siedzą orkowie i Eru wie jakie jeszcze paskudy.

- Skąd ty to wiesz? - zapytał krasnolud. - Skąd w ogóle przekonanie, że zostanie zniszczony?

- A jak inaczej chcesz ocalić Śródziemie? - klapnęła zrezygnowana na obity futrami fotel.

- Vivienne ma rację. - stwierdziła Genevieve podnosząc wzrok z niezidentyfikowanego punktu. - To by była najlepsza opcja, lecz kto z rosłych na radzie wysłuchałby takiego dziecka jakim jestem ja?

- Jen, kochanie! - zabrała głos Rose. - Po pierwsze, ty nie jesteś dzieckiem. Po drugie na radzie znajdą się tacy, którzy wysłuchają nawet najmniejszą istotę.

- Którą będzie Genevieve. - mruknął Gimli syn Gloina. Nim mógł spojrzeć za siebie i zrobić trzy fikołki, w jego stronę została rzucona blacha, na której to przyniesione zostały filiżanki.

- Zamilcz, krasnoludzie! - odparła władczym tonem Jen, a następnie wszystkie trzy roześmiały się, a ich śmiech rozniósł się po kamiennych korytarzach Samotnej Góry.

Słońce barwiło niebieskie niebo, które witało się z trawą, którą z kolei targał październikowy, zimny wiatr, który spotykał się z lekko rumianą skórą dziewczyny. Najstarszej z trójki. Nie było bowiem dnia, w którym nie rozmyślałaby. Nie było dnia, w którym nie myślałaby o swej matce, która lata temu poległa. Chciałaby ją poznać.. sama zobaczyć jaka jest i porozmawiać.. lecz myślami spływała również na temat swoich zmian w jak to ujął syn Gloina „latającego gada". Fili nie raz powtarzał jej, że to klątwa, którą przeklęta została Jolene. Że właśnie za sprawą tej klątwy teraz Rosenne prowadzi dwa życia. Ile by teraz dała, by móc żyć jak Vivianne, lub Genevieve. Mieć normalne życie.

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Where stories live. Discover now