V [maraton #2]

223 20 4
                                    

___________________________________

- Martwię się o nią, Thorinie. - rzekła cicho królowa, okrywając swoje ciało futrzanym kocem. - Czy to był dobry pomysł posyłać ją tam, gdzie jeszcze nie była? Przecież to Dziki Kraj.. a wysyłanie tam tak delikatnej dziewczyny to samobójstwo. - spojrzała na męża. Dębowa Tarcza sprawiał wrażenie nic niezmartwionego. Jakby znał już cały los i przyszłość córki. Krasnolud jedynie podniósł wzrok znad zaplatanego warkoczyka na włosach ukochanej i uśmiechnął się subtelnie.

- Genevieve ma niespełna sześćdziesiąt osiem lat, Ary. Ona i Dwalin ćwiczyli dzień i noc. Noc i dzień. Jen ma walkę w krwi. - powiedziawszy to, objął królową ramieniem gładząc jej nagie ramie.

- Tak. - prychnęła niesłyszalnie. - Pamiętasz, ty też tak mówiłeś. Tak miałeś walkę we krwi, że po bitwie zastałam cię z dziurą w klatce piersiowej. Do tego zacząłeś mówić o kwiatkach i miłości. Takim byłeś wojownikiem. - przyznała patrząc na niego z politowaniem. Arya westchnęła głęboko. - Wiem, że Jen jest odważna, że ma złote i harde serce.. jednakże to moje dziecko. Jest delikatna jak płatek róży o poranku..

- Jesteś za poetycka. - stwierdził i bez uprzedzenia wpił się w jej pełne usta.

- Dobra królowa musi znać o parę więcej słów, Thorinie. - stwierdziła unosząc się na łokciu.

- Skąd takie przekonanie? - spytał sięgając do jej policzka.

- Pamiętam, jak twoja babka wypowiadała słowa. Starannie, każde inne. - na samą myśl uśmiechnęła się, a tym uśmiechem natychmiast zaraziła króla.

- Każde z innego królestwa. - nie powstrzymał nagłego chichotu, który wymsknął mu się. - I dlatego zaczęłaś tworzyć tak skomplikowane zdania?

- W rzeczy samej, czcigodny mężu. - odpowiedziała zawijając na palec zapleciony kosmyk jego kruczoczarnych włosów, a uśmiech na jej ustach poszerzył się, słysząc śmiech męża. Czujne i zimne oko spostrzegło pewien szczegół na koraliku, trzymającym całego warkoczyka. - Oh, Thorinie.. - odparła cicho nachylając się. Na koraliku wygrawerowane były ty inicjały, które sprawiły w niej ogromne emocje i wzruszenie. Przejechała kciukiem po malutkich literkach „T+A+F". - Ciągle to nosisz? - zapytała, chociaż odpowiedź była oczywista.

- Ciągle, Ary. - odpowiedział, a przy ich rychłym pocałunku przeszkodziły nagle otwarte ciemne drzwi. Królowa usiadła nagle nakrywając kocem swoje nagie ramiona i spojrzała w stronę osoby, która miała czelność zakłócić im spokój. Król również zdenerwowany spojrzał za drzwi, a gdy zobaczył dwójkę swoich ukochanych siostrzeńców zmarszczył nagle brwi.

- Co się stało, ktoś umarł?! - zapytał, albowiem twarz Kiliego i Filiego mówiła niewięcej.

*

- Nie mogły odjechać daleko. Stajenny mówił, że spał jedyne piętnaście minut, w których zdążyły zabrać rzeczy, osiodłać konie i wsiąść na nie. Nie mogły więc odjechać daleko. - powiedziawszy to, elfica ścisnęła w dłoniach list podpisany imieniem jej córki.

Książę Kili nachylił się nad mapę i groźnie zmarszczył brwi.

- W takim razie muszą być niedaleko Gór Mglistych. Wątpię, że w nocy postanowiłyby przekraczać Góry.

Po niedługiej chwili do komnaty wszedł Fili. Jakby po szaleńczym biegu.

- Straże ruszyli w poszukiwania. - oznajmił i z westchnieniem pełnym zrezygnowania i żalu upadł na fotel równocześnie chowając twarz w dłoniach. To wszystko wydawało się być dla niego snem. Nigdy nie spodziewałby się, że Rosenne wpadnie na pomysł, by uciec. W tym momencie przypomniało mu się, jak za dzieciaka okazało się, że Arya uciekła. Czy właśnie tak czuł się Dwalin? Nie wiedział tego, bowiem Dwalina już dawno nie było z nimi. Jego mała Rose w tak wielkim świecie.. to jakby posadzić różyczkę w Mordorze! Różyczka nie pożyje za długo bez wody.

Nie było sekundy, której nie wykorzystał na intensywne modły.

- Fili.. Fili, spójrz na mnie. - nie mogąc dłużej patrzyć na tak wielką rozpacz siostrzeńca, królowa ukucnęła przed nim, by następnie wziąć jego twarz w swe dłonie. - Wszystko się ułoży. Powtórz.

Krasnolud spojrzał na nią z lekkim wahaniem, lecz w końcu przystał i powoli skinął głową.

- Wszystko się ułoży. - powtórzył.

- Cieszę się, że się zrozumieliśmy. - uśmiechnęła się ciepło. Mimo tych mijających lat nic nie zmieniło się. Arya zawsze jest przy swoich „siostrzeńcach". Tak jak za dawnych lat.

*

- I to jest to Rivendell? - zapytał Gimli z powątpieniem i skwaszeniem.

Długie dni wędrówki pozostawili za sobą, gdy stanęli u wrót Rivendell, czy jak nasi elficcy bracia wolą „Imladris". Wiele nazw ma to miejsce, lecz te nazwy są miej ważne, ponieważ oznaczają to samo.

Już na samym początku, gdy zeszli od strony Gór Mglistych Genevieve rozpłynęła się pod wspaniałością tego miejsca. Już z miejsca zauważyła piękne ogrody, tarasy, których było bardzo dużo!

- Nic się nie zmieniło. - stwierdził Gloin ze śmiechem. - Ciągle tak samo. Królewsko. Tak elfy lubią najbardziej. - stwierdził z westchnieniem rozglądając się. - Witajcie w Rivendell. - rzekł Gloin z rozmarzonym uśmiechem.

Jen była przekonana, że takiego piękna w swoim całym życiu nie widziała. Słysząc szum pobliskich wodospadów była pewna, że i po naradzie zostanie tu na troszkę dłużej.

- Jak tu wspaniale.. - stwierdziła z utopijnym wyrazem twarzy. Zsunęła się z siodła i zapominając o bólu stawów, stanęła na dziedzińcu, rozglądając się po zdobnych białych filarach i równie białych jak śnieg domach. W powietrzu można było poczuć magiczną aurę, której mało no świecie.

- Mae govannen mellon nin! Czekaliśmy na was!

___________________________________

dzień dobry w drugim rozdziale! uwu

witam również w rivendell - czego chyba najbardziej się obawiam.

mam nadzieję, że nie spieprzę ważnych i istotnych wydarzeń, które będą miały miejsce w niedalekiej przyszłości, a znając mnie to bardzo możliwe xD

pozdrowienia przysyłam ja wam uwu

do zobaczenia o 15:30!

no cóż to tyle
byee ❤️🧙‍♂️🦄

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Where stories live. Discover now