*najlepiej*

646 38 5
                                    

Siedziałam wpatrzona w ciemną ciecz obecną w moim ulubionym, granatowym kubku. Czekałam, aż wszyscy odejdą od stołu, żeby móc spokojnie posprzątać. Wcześniej już się do tego zadeklarowałam, więc moi rówieśnicy wrócili już na górę. Nawet pan Arthur przesiadł się do salonu. Pani Molly chyba wyczuła napięta sytuacje między mną, a Lunatykiem, bo właśnie wstała od stołu mamrocząc coś w ramach wyjaśnień i poszła do kuchni. Kolejne sekundy siedzenia na przeciw niego dłużyły mi się w nieskończoność, jednak dalej nie podnosiłam wzroku znad kawy.

- Najlepiej będzie jeśli wyjadę. - niespodziewałam się, że w ogóle się odezwie.

- Nie musisz. - odparłam wstając. - Ja wyjeżdżam. - powiedziałam najzwyczajniej jak mogłam. Zebrałam trzy kubki w jedną rękę i zrobiłam krok w stronę kuchni.

- Dokąd? - wstał i zatrzymał mnie łapiąc za przedramię. Odwróciłam się i pierwszy raz od wczoraj spojrzałam na niego. Spojrzałam mu w oczy, ale nie wyrażały nic. Moje wyglądały jakby przebyły wojne, a jego były takie spokojne.

- Do.. - sierocińca.. - Do ciotki. - odpowiedziałam na co poluzował uścisk i weszłam do kuchni. Odłożyłam je na blat i oparłam się o niego tyłem z głośnym westchnieniem.

- Ja wiem, że Ci ciężko kochana, ale zobaczysz, że z czasem będzie lepiej. - pani Molly starała się mnie pocieszyć wyrywając mnie tym samym z przemyśleń i wewnętrznej rozpaczy.

- Słucham? - spytałam zdziwiona odwracając się w jej stronę.

- No ja wiem dziecko, że to twoja sprawa. I nie gniewaj się na niego, ale martwiłam się, że nie wychodzisz i Remus mi powiedział. - pogłaskała mnie po policzku w stylu typowej cioci i zajęła się zmywaniem. Zastanawiałem się przez chwilę czy oby na pewno chcę pytać dalej, ale jeśli powiedział jej prawdę to raczej tak jak wszyscy byłaby przeciwko i uznała, że bardzo dobrze zrobił, a ja jestem młoda i naiwna. Nie usłyszałam od niej nic takiego, więc postanowiłam dociekać prawdy.

- A co takiego, Remus pan.. Cioci powiedział? - spojrzała na mnie niepewnie, chyba zastanawiając się czy powinna mi odpowiedzieć. Za chwilę kiwnęła głową z cichym westchnieniem i zmywając kontynuowała.

- No.. Tak ogólnie tylko.. Że chyba.. Zbliżyłaś się zbyt bardzo do nieodpowiedniej osoby i potrzebujesz czasu, żeby o niej zapomnieć. Ale naprawdę się nie przejmuj, wszystko się ułoży, poznasz kogoś fajnego.. Pewnie jeszcze w Hogwarcie. - uśmiechnęła się do mnie, a ja z trudem to odwzajemniłam. Byłam wściekła. Jak mógł mówić o mnie za moimi plecami, w dodatku kłamać?! On nie jest "niewłaściwą osobą" tylko tchórzem! Wpadłam do salonu, ale już go tam nie było. W minutę pozbierałam wszystkie naczynia i zaniosłam pani Molly, a potem wbiegłam na górę. Nie, ta chwila nie sprawiła, że się uspokoiłam. Nadal byłam wściekła.

- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyczałam popychając z impetem drzwi i wchodząc do jego pokoju. Leżał na łóżku i patrzył w sufit, ale gdy tylko mnie usłyszał zaczął się podnosić.

- Co się stało? - jakim cudem on zawsze jest taki spokojny? Ja nie potrafię, zwłaszcza jak ktoś ma mnie za głupszą niż jestem.

- Co?! A może to, że opowiadasz ludziom to co chciałbyś, aby było prawdą, a nie to co nią jest?! - krzyczałam tak, że chyba słyszał mnie cały dom.

- Proszę cię, nie krzycz. - powiedział podchodząc do drzwi i zamykając je.

- Trzeba było nie kłamać! - oczywiście wymachiwałam przy tym rękoma.

- Przestań, bo cię wszyscy słyszą. - podszedł bliżej.

- Bo co, boisz się, że się dowiedzą, że to o Ciebie chodzi?! - nadal unosiłam głos, ale już nie krzyczałam. Podszedł do mnie i złapał dłońmi za moje oba ramiona po bokach. Automatycznie przeszły mnie ciarki, a po nich ciepło, więc zamilkłam.

- Uwierz, że nie chcesz, aby wiedzieli. Zaufaj mi. - patrzył wprost w moje oczy i znów mówił ciepłym głosem.

- Jak? Skoro ty nie potrafisz mi zaufać? - powiedziałam prawie szeptem, a z mojego zgaszonego już oka wypłynęła łza. Wytarł ją palcami na policzku, a drugą rękę przełożył na moją szyję przygniatając mi tym samym włosy.

- To nie jest takie proste. - wyszeptał mi do ucha, tak że czułam jego ciepły oddech na karku i znów skierował twarz w stronę mojej. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, aż nasze usta dzieliły milimetry.

- Prostsze, niż ci się wydaje. - wyszeptałam i dotknęłam jego warg swoimi. Wahał się przez chwilę, bo pozostał niewzruszony. Jednak kiedy się odsunęłam i przez parę sekund patrzyliśmy sobie w oczy, sam postanowił to powtórzyć. Lekko zacisnął dłoń na mojej szyi, a drugą objął w talii. Czułam jak parzą mnie miejsca, których dotyka. Zaczęło robić mi się duszno, a jego usta na moich nie dawały oddychać chłodnym powietrzem. Położyłam rękę na jego policzku i szczęce, a drugą nad karkiem przy włosach. Nie odrywał się ode mnie nawet na moment. Nie zostawiał mnie, choć mówił, że tak będzie lepiej. Nieprawda. Tak jest lepiej. Tak jest najlepiej..



Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~حيث تعيش القصص. اكتشف الآن