*aquamenti*

801 45 7
                                    

*Uprzedzam, że ten rozdział jest zjebany, gdyż iż nie wiem jak to opisać, żeby było dobrze. Ogólnie podejrzewam, że pisze głupoty, więc nie bierzcie tego zbyt no xd fuck i nie pamiętam co chciałam napisać

A dobra, WYOBRAŹCIE SOBIE, ŻE TA AKCJA JEST BARDZO DYNAMICZNA I SZYBKA, BO NIE MAM POMYSŁU JAK TO OPISAĆ, ŻEBY BYŁO DOBRZE ZINTERPRETOWANE. wybaczcie xd *

Na polane wbiegł młody smok. Był niewielki. Trochę większy ode mnie, może nie będzie tak źle. Młode nie są, aż tak groźne jak dorosłe. Logiczne. Choć coś tu nie gra. Zionie ogniem, a nie wygląda na większego niż parę miesięcy. Wychyliłam się bardziej, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Pożałowałam moich słów. Wcale nie będzie tak źle, będzie tragicznie. To Rogogon Węgierski. Ale co on tutaj robi. Pewnie nie zdążyli jeszcze o wszystkie zadbać po wojnie. Znów zionął wprost w Lunatyka. Nawet dobrze, że jest w innej skórze, choć jako czarodziej na pewno lepiej by sobie poradził. Muszę działać, bo właśnie zaczęli atakować..

Stanęłam między nimi jako wilk, zwracając tym samym uwagę obu na sobie. Jednak zdziczała postać Remusa nie bardzo mi pomagała, bo mimo że najpierw skupili się na mnie, tak po chwili znów sobie przypomnieli o sobie nawzajem. Smok stał się teraz dużo bardziej agresywny, a ja zauważyłam pewną rzecz. Ma kolce wzdłuż grzbietu! To nie rogogon, to Norweski Kolczasty! Dlatego potrafi używać ognia jako młody. One rozwijają się szybciej od innych gatunków. Kto by pomyślał, że wiedza z ONMS mi się teraz przyda. Choć wątpię, że to jakkolwiek poprawia obecną sytuacje..

Kolejne minuty były straszne. Paliło się kilka drzew i wszyscy byli w średnim stanie, choć smok ewidentnie w najlepszym. Rzucił się w kierunku Lupina, lecz przewaliłam go w bok. Zaczął ziać odcinając wilkołaka od nas i zaatakował. Próbowałam się bronić, ale przygniótł mnie, a jego pysk był tuż przy moim. Byłam za słaba jako człowiek, byłam za słaba jako wilk. To chyba koniec. Błysk. Norweski poleciał kilka metrów w dal. Zaklęcie dochodziło z lasu. Zwrócił się ku drzewom. Potem przez polanę przebiegł lis, a smok ruszył za nim zupełnie zapominając o swoim przeciwniku. To Lucy.

Remus uratowany, więc czas pomóc mojej wybawicielce. Wbiegłam w las i zmieniłam się w człowieka. Rzuciłam na szybko aquamenti gasząc pożar. Powróciłam do wilka. Wytropiłam ich ślady. Kiedy czułam, że jestem blisko zmieniłam się w siebie. Mimo, że przemiany mnie trochę wyczerpały, tym razem będę miała większe szanse w swoim pierwotnym wcieleniu. Usłyszałam szelest i schowałam się za drzewem, a obok mnie przebiegł kot. Na horyzoncie pojawił się wróg. Muszę dać jej trochę czasu. Cóż..

- Aquamenti! Brachiabindo! Konjunktiwitis! - szczerze na szczęście skutecznie unikał moich zaklęć, bo nie chciałam zrobić mu najmniejszej krzywdy. Wszyscy moi przyjaciele i rodzina, której nie mam mogłaby potwierdzić, że nie potrafię skrzywdzić zwierzęcia. Nawet tak niebezpiecznego i agresywnego w stosunku do mnie. Co innego człowieka.. Kilka metrów obok zza drzew też zaczęły wyłaniać się zaklęcia. Lucy wróciła do zwyczajnej formy i pomogła mi go przepędzić nie wyrządzając mu przy tym krzywdy. Obie delikatnie się wycofałyśmy, gdy potwór wbiegł w zarośla i dopiero teraz ją zobaczyłam. Tak jak ja wybiegła w piżamie. Zaczęłam wracać w stronę polany, a Lucy kilka metrów za mną robiła to samo. Smok jednak nie odpuścił. Wręcz przeciwnie. Dwadzieścia sekund później o dziwo bardzo cicho zbliżył się do nas i celowo potrącając Lu, która uderzyła w drzewo rzucił się wprost na mnie. Nie miałyśmy szans, żadna z nas nie zdążyła zorientować się co się dzieje. Leżałam z krwiożerczą bestią na sobie, która swoimi ognistymi źrenicami wręcz wysysała mi duszę, a moja przyjaciółka leżała nieprzytomna kilka metrów dalej z rozwaloną głową. Czułam jak jeden jego pazur wbija mi się w przed ramię. Na szczęście nie trzymał łap bezpośrednio na mnie, bo już dawno połamał by mi kości. Sięgnęłam różdżkę, która leżała obok i znów rzuciłam aquamenti. Odrzuciło go kawałek, a ja zaczęłam czołgać się w tył. Smok w ostatniej chwili złapał mnie częścią paszczy za nogę nad kostką, a ja zamarłam. Nie mogłam się szarpać, nic by to nie dało, a tylko pogorszyło sytuację. Lu musiała już się ogarnąć, bo z całej siły uderzyła go w głowę jakąś kłodą. Stwór natychmiast mnie puścił i uciekł w las. Szczerze, nie spodziewałam się, że spłoszy go dopiero krwiożercza Lucy z patykiem w rękach.

*Sorry, wiem że to wszystko jest zjebane, ale mam pustkę w głowie. Chce już przejść do dalszej części, a mam wszystkiego dosyć i nie chce się z tym dłużej babrać. Także no.. Wybaczcie, paa..*

Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin