*pocieszenie*

487 23 8
                                    

Próbowałam się ogarnąć, ale nawet to, że sama do siebie krzyczałam "nie rycz" - nie zadziałało. Jedyne co, to udało mi się przemieścić z kolan na tyłek, ale byłam zbyt wyczerpana, by wstać. Siedziałam i płakałam myśląc o tym wszystkim co się stało. O tym jak mnie potraktował i o tym jak go nazwałam. Nie wiem ile czasu minęło, aż w końcu udało mi się opanować, w miarę wytrzeć z łez i wstać. Do domu szłam jak najwolniejszym krokiem, aby w trakcie zniwelować trochę pewną jak w banku czerwień i opuchliznę na mojej twarzy od płaczu. Chciałam złapać za klamkę, ale zamiast tego obróciłam się i opadłam plecami na ścianę obok. Tura głębokich wdechów i wchodzę. Oparłam się ramieniem o budynek i chciałam złapać za klamkę, lecz ktoś mnie wyprzedził. To i tak mnie nie wzruszyło, więc wyczerpana obojętnie patrzyłam jak George wychodzi ze środka i staje przede mną.

- Co się stało? - spytał zabierając włosy z mojej twarzy.

- Nic Georgie. Nie martw się. - pomyślałam o tym, by się uśmiechnąć, ale jak szybko mi to do głowy przyszło tak szybko wyszło. Poklepałam tylko zmartwionego chłopaka po ramieniu i weszłam do środka. Znów zasłoniłam twarz włosami i nie zważając na nic dookoła wolnym krokiem poszłam do siebie. Zamknęłam drzwi i jak stałam rzuciłam się na łóżko.

Jakiś czas później obudziło mnie pukanie w drzwi. Obróciłam się na plecy przecierając twarz, a Lucy weszła do środka.

- Co tu robisz? - sen nie bardzo mnie zregenerował, więc ledwo usiadłam i oparłam się plecami o ścianę.

- Mam ci jutro pomóc w pakowaniu, zapomniałaś? - zapytała spadając obok.

- A tak, przepraszam. - odgarnęłam włosy i zatopiłam wzrok w szarej ścianie.

- Powiesz co się stało? - położyła mi dłoń na udzie i pochyliła się, żebym zwróciła na nią uwagę.

- A co się miało stać? - zapytałam już bardziej trzeźwo sztucznie się uśmiechając.

- Rozmawiałam z George'm. - odparła niepewnie.

- Proszę, nie. - spojrzałam na nią smutno, a Lu delikatnie pokiwała głową i mnie przytuliła. Przez blisko pół godziny siedziała ze mną przytulając i bawiąc się moimi włosami. Opowiadała też różne historie i w końcu udało jej się mnie pocieszyć i rozśmieszyć. - To było dobre. - powiedziałam śmiejąc się i usiadłam na brzegu łóżka.

- To teraz jest szansa, że powiesz o co chodzi? - spytała dołączając do mnie.

- Mhm. - mruknęłam cicho. - Ale najpierw chodźmy do kuchni. - powiedziałam wstając.

- Dobry pomysł, od tego pocieszania strasznie zgłodniałam. - roześmiałyśmy się.

- To co, kanapki? - spytałam wychodząc.

- Jak zawsze. - odparła z uśmiechem i zamknęła drzwi.

Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~Where stories live. Discover now