*magia uwodzenia*

468 32 6
                                    

Wbiegłam po kilku schodkach i znalazłam się w kolejnej sali. Była sporo szersza, więc zdawała się mniej zatłoczona, lecz wszystkie stoliki i tak były zajęte. Zrobiłam kilka kroków i po obejrzeniu wszystkich stołów został mi tylko drugi, dużo większy bar. Z tej perspektywy prawie cały zasłaniały mi kolumny, które dzieliły go i wysokie krzesła przy nim na trzy części. Jednak wydawały się one puste. Zrezygnowana podeszłam kilka kroków obracając się w między czasie, bo prawie wpadłam na kelnera. Znów spojrzałam w stronę baru i zguba się znalazła. Stał po środku opierając się o blat. Teraz albo nigdy! Ucieszona szłam w jego stronę, lecz po chwili mina mi zrzedła. Zza jednego ze słupów wyłoniła się także dziewczyna, a raczej, o ironio losu - panienka w skąpych ciuchach, którą można zaliczyć w kiblu. Wdzięczyła się do niego nawet, gdy nie zwracał na nią uwagi, bo pił wódkę z prawie pustej pół litrowej butelki, którą widocznie zostawił mu barman. Kiedy tylko ją odstawił blondynka wepchała się między Remusa, a bar i zarzuciła mu ręce na szyję świecąc cyckami przed twarzą. Nie słyszałam co mówi, lecz z pewnością nic mądrego. Stałam tam jak kołek i liczyłam na niemożliwe. Czekałam, aż ją odepchnie i skieruję się do wyjścia jednocześnie mnie zauważając. Chciałam z nim porozmawiać, przeprosić. I to wszystko na marne, bo ta dziwka przykleiła się do niego i zaczęła całować. Obserwowałam jak go dotyka, całuje, obmacuje, sama zadając sobie ból. Był zaskoczony, więc istniała jeszcze szansa, że ją odsunie. W końcu po pół litra doskonale wiedział co się dzieje. Mijały kolejne sekundy, a ja czułam jak łza spływa mi po policzku. Oparła się o blat, a on o nią. Położył na niej dłonie. Przekonał się, widocznie mu to pasuje, bo już po chwili to on na nią napierał. To on ją obmacywał. Odwróciłam się i jak najszybciej chciałam stamtąd wyjść. W przejściu wleciałam na barmana z tacą pustych kufli, która przez to wypadła mu z rąk. Ja za to potknęłam się na następnym stopniu i upadłam na dopiero zbite przeze mnie szkło.

- Nic ci nie jest? - spytał mężczyzna pochylając się nade mną. Chciałam się podnieść, ale kładąc dłoń na ziemi wbiłam sobie w nią dodatkowe szkło. - Ostrożnie. - dodał podając mi rękę i podnosząc z podłogi. - Poczekaj, trzeba to opatrzyć. - uśmiechnął się i wskazał na moją lewą dłoń, która właśnie sobie rozcięłam oraz trochę zarysowań z krwią na prawej ręce, aż do łokcia, którą chroniłam się w trakcie upadku.

- Nie, nie trzeba. - rzuciłam i pobiegłam w stronę wyjścia jeszcze krzycząc na odchodne. - Przepraszam! - spojrzałam na niego ostatni raz i opuściłam budynek. Od razu oczywiście wpadłam na tych palaczy, którzy nie omieszkali wydobyć z siebie jakiś okrzyków, zachwytów czy kij wie czego. Próbowałam przejść, ale jeden z nich napierał na mnie kierując do ściany. Odepchnęłam go tak mocno jak byłam w stanie, bo przez to co zobaczyłam czułam się jak wrak albo ..balonik, z którego odeszły wszystkie siły i chęci do życia. Znów wydali jakieś dźwięki czy gwizdy na znak zdziwienia dla mojego sprzeciwu i zapewne według nich - lekkomyślności. Ponowiłam próbę wydostania się, lecz drugi korzystając z okazji złapał mnie za tyłek coś bełkocząc pod nosem. Odruchowo energicznie się odwróciłam strzelając mu w twarz z otwartej dłoni, aż się odsunął.

- Taka cwana jesteś? - usłyszałam za sobą, a lampa nad nami sprawiła, że widziałam na ziemi dwa ogromne cienie, których właściciele stali tuż za mną. Przełknęłam głośno ślinę zdając sobie sprawę w co się wpakowałam. Pozostają mi pięści i magia bezróżdżkowa, która jest cholernie trudna do nauczenia i nadal nie potrafię jej ogarnąć. Ba, chyba jedynymi znanymi mi osobami, które się nią posługują jest Dumbledore, Lupin i Snape'a. Nawet Harry ma z nią problem, chociaż jakoś sobie radzi, a co dopiero ja w takiej sytuacji..

Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~Where stories live. Discover now