*żal*

310 29 10
                                    

- Dobra, o ile się nie mylę to chyba wszystko mamy. - stwierdziłam patrząc, a zaraz chowając listę zakupów szkolnych do kieszeni.

- A możemy jeszcze tam? - Lila wskazała na sklep ze słodyczami Sugarpluma. Na Pokątnej interesowało ją dosłownie wszystko i nie ma się co dziwić, magiczny świat był dla niej nowy. Od początku była bardzo podekscytowana i nie kryła rozczarowania, gdy usłyszała, że nie możemy kupić miotły na pierwszy rok.

- Właściwie, też bym zjadła coś słodkiego. - uśmiechnęłam się i ruszyłyśmy w tamtym kierunku. Wzięła fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta, balonówki Drooblego i kociołkowe pieguski, a ja dorzuciłam jeszcze czekoladowe żaby, do których nie była przekonana i zapłaciłam za całość. W banku okazało się, że jej rodzice też zostawili coś po sobie, więc wypłaciłyśmy tyle, aby wystarczyło na zakupy i cały rok szkolny. - Okej, teraz już naprawdę wszystko mamy. Możemy wracać.

- A możemy jakoś inaczej? - zapytała robiąc minę zbitego psiaka.

- A co, proszek fiuu Ci się nie podobał? - zaśmiałam się, a ona wywróciła oczami z udawanym nadąsaniem. - No jest jeszcze jeden sposób, ale nie wiem czy Ci bardziej przypadnie do gustu.

- Natasha! - usłyszałam znajomy głos za plecami, na który obie natychmiast się odwróciłyśmy. Zobaczyłam mężczyznę, który szedł w naszą stronę, lecz zwolnił spotykając się z moim spojrzeniem.

- Daj mi rękę. - powiedziałam wyciągając różdżkę i wciąż patrząc w oddaloną postać. Lila posłusznie wykonała polecenie, a ja skupiłam swoje myśli na norze i deportowałam się. W ostatnich sekundach zobaczyłam jak wyciąga rękę próbując mnie tym gestem zatrzymać i staje zrezygnowany. Upadając na kolana wylądowałyśmy na trawie przed domem. Gdy próbowałam uspokoić swoje emocje, jedenastolatka ledwo wstrzymała odruch wymiotny.

- Co to było?!

- Teleportacja. - rzuciłam cicho.

- Straszne! Mogłaś chociaż uprzedzić!.. - narzekała chwilę, lecz widząc brak mojej reakcji w końcu przestała. Po kilkudziesięciu sekundach ciszy z mojej strony obie głęboko oddychając weszłyśmy do środka. Moja pierwszy raz upierdliwa siostra widać poczuła się lepiej, bo znów zaczęła zadawać pytania. - Kto to był?

- Nikt. - przeszłam pierwsze schody i weszłam do salonu, a ona za mną. Siedzieli tam wszyscy domownicy.

- O już jesteście. - pani Molly wychyliła nos zza gazety, a George podejrzanie mi się przyglądał.

- No powiedz! I czemu przed nim uciekłyśmy? - napierala dalej, a ja nie byłam pewna czy za chwilę zacznę płakać, czy raczej krzyczeć. Zdjęłam plecak i razem z torbą oparłam go o ścianę.

- Nudzi Ci się? To zanieś to na górę i spakuj. - mój ton wobec niej chyba nigdy jeszcze nie był tak chłodny. Mała też to zrozumiała i po prostu zamilkła.

- Coś się stało? - wychyliła się pani domu, ale byłam już w trakcie wychodzenia z pokoju.

- Zostaw.. - usłyszałam jeszcze szept chłopaka i zaczełam nalewać sobie wody z dzbanka, chociaż marnie mi to szło, bo ręce mi się trzęsły jak cholera. - Daj. - teraz jego głos był dużo wyraźniejszy. Nie wiem nawet kiedy zdążył tu przyjść za mną, ale posłusznie oddałam mu naczynie. - Powiesz czemu jesteś taka?

- Jaka?! - prawie na niego krzyczałam, ale szybko zdałam sobie z tego sprawę i spuściłam głowę. Nie chciałam się na nich wyżywać.

- Rozbita. - podniósł mój podbródek dłonią, a ja przymknęłam oczy powstrzymując łzy.

- Spotkałam go. - odparłam po wzięciu głębokiego wdechu dla uspokojenia.

- Remusa? - zabrał kosmyki włosów z mojej twarzy, lecz na ich miejsce spadły kolejne.

- Mhm.. - mruknęłam unikając jego spojrzenia.

- I co? - był oazą spokoju. W przeciwieństwie do mnie.

- I nie potrafię, rozumiesz? Nie potrafię się z nim rozmawiać, spojrzeć mu w twarz! Gdy słyszę jego głos nogi mi się uginają, a gdy zobaczę - serce na chwilę przestaje bić. Nie potrafię się ruszyć, myśleć, nic nie potrafię.. Nie umiem znieść nawet jego spojrzenia, bo wszystko rozpada się we mnie na milion kawałów.. - zaczęłam wpadać w panikę i płakać, a chłopak chwycił moją zaczerwienioną twarz, przez co ucichłam. Pocałował mnie w twarz i w końcu powiedział to co naprawdę myślał.

- Bo go kochasz Natt.. - cisza trwała jeszcze moment, a ja zaczęłam kręcić głową wyrażając sprzeciw. On natomiast kiwał swoją, przekonując mnie, abym w końcu to przed sobą przyznała. Łzy znów zaczęły mi ciec strumieniami, więc mocno się w niego wtuliłam, a George odwzajemnił uścisk. - Zwyczajnie go kochasz mała.. - trzymał mnie w ramionach dając mi szansę się wypłakać i głaskał kojąco po głowie. Czułam się rozwalona psychicznie, ale bezpieczna. Miałam żal do siebie, za wszystko i żal do Remusa, że w ogóle pozwolił mi się w sobie zakochać..

Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt