*rodzinna kolacja*

287 23 8
                                    

Jeszcze przed domem słychać było hałas z części kuchennej. Ciocia Molly z pewnością szykuje cały szwedzki stół na nasz przyjazd. Już nie mogłem się doczekać, aż ją zobaczę. Weszliśmy do środka i po schodach, lecz kobieta była zbyt zajęta piekarnikiem, żeby nas zobaczyć. Odchrząknęłam próbując się nie roześmiać, na co odwróciła się w naszą stronę.

- Natasha, dziecko! - krzyknęła podchodząc, aby mnie przytulić. Zrobiłam to samo, a potem znów nie mogłam wyswobodzić się z uścisku.

- Tak, ja też tęskniłam. - uśmiechnęłam się, a ona przyjrzała mi się uważnie.

- Oni Cię tam karmili w ogóle? No ale nawet jeśli, co to za jedzenie. Zaraz podaję kolację, to zdjęcie coś porządnego wreszcie. - uściskała mnie jeszcze raz i spojrzała za moje plecy.

- Z przyjemnością zjemy te pyszności, prawda kochanie? - zwróciłam się do dziewczynki również spoglądając do tyłu, lecz nie ją pierwszą zauważyłam. Okazało się, że przy schodach stał wysoki chłopak i czekał na moją reakcję.

- George! - krzyknęłam i dosłownie wbiegłam w jego ramiona. Uniósł mnie nad ziemię i zrobił obrót wokół własnej osi. Tym razem to ja nie chciałam go puścić. Tak bardzo się za nim stęskniłam.

- Wiem, wiem mała. Też mi cię brakowało. - odsunęłam głowę i spojrzałam na niego z uśmiechem. Założył mi kosmyk ucha z twarzy za ucho i pogładził dłonią po policzku.

- Kocham Cię braciszku. - nie okazywałam publicznie uczuć zbyt często, lecz tym razem coś kazało mi to powiedzieć. Chciałam, żeby wiedział.

- Ja Ciebie też Natt.. - uścisnął mnie jeszcze raz zanurzając twarz w moich włosach i wreszcie przyszedł czas na przedstawienie postaci. Odbębniłam standardową procedurę, a pani Molly oczywiście od razu kazała Lili mówić na siebie ciociu. Ta kobieta czasem mnie rozbraja. Młody Weasley chyba też zrobił na dziewczynie dobre wrażenie, a przynajmniej na pewno najmniej się go wstydziła. Myślę, że po naszym przywitaniu już wie, że może mu zaufać. Dalej było to co zwykle - walizki, pokój, no i kolacja. Pyszna kolacja oczywiście.

- To było naprawdę wspaniałe. - podsumowałam odsuwając się z pełnym brzuchem od stołu.

- Mhmm. - mała przytaknęła wsuwając na deser jeszcze kawałek ciasta. Razem się roześmialiśmy, a pani Molly była widocznie zachwycona moją siostrzyczką. Wpatrywała się w nią jak w obrazek. W końcu miała nową i pojemną osóbkę do tuczenia swoimi pysznościami.

- Dobrze, to ja pójdę sobie zrobić kawę. - wstając od stołu usłyszałam zdziwiony głos kobiety.

- Kawę o tej porze?!

- Wie ciocia, że ja kawę zawsze, o każdej porze. - zaśmiałam się, a ona pokręciła głową.

- Ależ mi tego brakowało. - wtrącił pan Arthur, czym znów wywołał rozbawienie w narodzie.

- Oj mi też tato. - dorzucił George.

- Dobrze, dobrze. Czy ktoś chciałby kawę, herbatę? - zapytałam, a w odpowiedzi dostałam dwie herbaty. Skinęłam głową i przemierzyłam salon wchodząc do kuchni. Włączyłam wodę i wyjęłam kubki. Moją uwagę zwrócił widok za oknem. Zapadła już noc, a nad lasem w pełnej krasie widać było księżyc. Znów ta cholerna pełnia. Choć piękna, na jej widok już zawsze będą przechodziły mnie ciarki po plecach.

- Martwisz się o niego? - usłyszałam cichy głos za plecami, ale nie musiałam się nawet odwracać, żeby rozpoznać jego właściciela.

- Boję się, że coś mu się stanie.. - chłopak objął mnie dłońmi w pasie, a głowę delikatnie oparł na ramieniu.

- Poradzi sobie. Jak zawsze..

- Wiem. Tylko ta wiedza niczego nie zmienia. Dlaczego?

- Bo wciąż Ci zależy. - obróciła się w jego stronę i oparłam tyłem o blat.

- Dlaczego? - spytałam ponownie ze smutkiem marszcząc brwi. George dobrze wiedział, że nie oczekuje odpowiedzi. Uśmiechnął się pobłażliwie, przytulił mocno i pocałował w czoło.

- Chodź, zrobimy tą kawę. - zalał wszystko wrzątkiem, a do mojego kubka wlał mleko. Chwycił moją dłoń i za jej pomocą podniósł różdżkę. Skierował ją na białą ciecz i wykonywał razem ze mną ruch zaklęcia. Widok powstającej piany wywołał uśmiech na mojej twarzy. Rudzielec zaraz zaczął mnie łaskotać i się wygłupiać. W końcu przypomniałam sobie o słodkościach w salonie.

- Już, już, wystarczy! - krzyczałam przez łzy śmiechu. - Wracajmy, bo mi cały sernik zjedzą. - rozbawiony zgodził się na moją propozycję i cali obładowani wróciliśmy do rodziny. Nikt tak jak on nie potrafił mnie rozweselić. Miał prawdziwy talent do żartów i dowcipów, tak samo jak niegdyś Fred..

Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt