34

1.1K 67 48
                                    

Minęły już dwa lata od feralnego wydarzenia, w którym wszystkie wspomnienia o członkach rezydencji prysneły jak bańka mydlana, pomimo tak długiego czasu dalej nie byłem w stanie znaleźć w miarę bezpieczego miejsca gdzie mógłbym zamieszkać na dłużej. Przez cały ten okres przenosiłem się z miejsca na miejsce, w skutku tego znalazłem się bardzo daleko od morza a nawet i rezydencji. Tak, byłem tam, jednak to już nie przypominało tej rezydencji,nie przypominało jakiejkolwiek rezydencji. To był budynek,stary i opuszczony, zniszczony przez czas i ludzi którzy przez brak "ochrony" byli w stanie dojść aż tu. Niegdyś piękna i zadbana rezydencji zmieniła się w pusty budynek bez okien,rzeczy... Nie byłem wstanie dokładnie zbadać wszystkiego, gdyż poprzez różnego rodzaju zniszczenia poprostu nie było to możliwe. Przez ten czas zmieniłem się, nie byłem już wstanie przywiązać się do niczego...nic już nie było ważne. Nikomu już nie ufałem, działałem sam,zabijałem z znudzeniem na twarzy,poprostu skorupa dawnego mnie. To śmieszne na swój sposób, bezlitosny morderca, który ma na koncie kilka set osób załamuje się po jednej stracie. Zaśmiałem się cicho pod nosem, na tę jakże trafną myśl. Aktualnie "mieszkałem " w czyimś domu, właściciel wyjechał na urlop i dzięki temu miałem szansę zobaczyć jak to jest mieszkać w luksusach. Duży taras, wielkie pokoje,wielki telewizor, dobrze wyposażona łazienka...żyć nie umierać. Dzięki temu również mogłem dowiedzieć się wiecej na temat tego co się dzieję na świecie. Ahh...nie wiem czy to plus czy minus...w końcu jedyne co się dowiedziałem przydatnego że mnie jakoś bardzo nie szukają....połowa moich dawnych "współlokatorów" w domu nie żyje a druga siedzi za kratami...Tylko małej garstce udało się uciec, jednak i tak ich szukali. Jedyne co mnie bardzo niepokoi to brak jakichkolwiek informacji na temat go...nic totalne zero...czy to oznaka że nie żyje? A może coś jeszcze gorszego skoro to ukrywają...? Mimo mojej zmiany dalej nie potrafiłem się pogodzić z myślą że go nie ma i możliwe że nigdy już nie będzie, co dzień czekam w nadziei że to dzisiaj dotrzyma obietnicy i się zjawi...jednak z dnia na dzień mój entuzjazm spada...nadzieja niknie...a wspomnienia bolą jeszcze bardziej...jedyne co mi zostało to lekko podłamana niebieska maska, która niegdyś kryła tajemnice jego twarzy... Uśmiechnąłem się na to wspomnienie, a zaraz potem pojawiło się następno i następno, a mój uśmiech przeradzał się w uśmiech pełny bólu. Przypomniałem sobie jak pierszy raz powiedziałem mu że go kocham, jak pierwszy raz go zobaczyłem, jak bał się burzy... los chciał że znajdowałem się w podobnym miejscu, jezioro,zachód, tylko drzewa brakowało...na samą tą myśl w moich oczach zgromadziły się łzy, pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna. W jednej chwili wszystkie wpomnienia znikły, gdyż usłyszałem że ktoś się niebezpiecznie do mnie zbliża, kto to może być, tu jest praktycznie pustkowie, czyżby policja...? Nie powinienem się teraz o to martwić trzeba spławić intruza. Gdy uznałem że nieznajomy jest już blisko, szybkim ruchem powaliłem go na ziemie przyciągając mu nóż do gardła. Spojrzałem groźnie w jego oczy....czarne oczy...przez chwilę nie mogłem przeanalizować co się stało, oczy wciąż wpatrywały się w te czarne, dopiero po chwili zaczęły wędrować po twarzy by upewnić się że to napewno on...czarne piękne oczy, szarawa skóra...i ten uśmiech...uśmiech który wzbudził u mnie dawno dawno temu poczucie że mam kogoś o kogo chcę się troszczyć...
-J-Jack....?-wydusiłem po chwili z niedowierzaniem, w duchu modląc się by przytaknał
-Tak Jeff?-spytał cicho czule się uśmiechając. W moje oczy natychmiast napłynęło morze łez, które natychmiastowo zaczęły spływać mi po twarzy. Szybkim ruchem go podniosłem i mocno do siebie przyciągnąłem chowając go w moich objęciach. Czułem że on również przestał powstrzymywać się od płaczu i z tęsknotą się we mnie wtulił.
-Myślałem że już nigdy cię nie zobaczę!-wydusiłem z siebie po chwili
-Nie zostawię Cię nigdy więcej, nie ważne co się stanie!-dodałem po chwili, zacisakając dłonie na jego bluzie
-P-przepraszam!-mruknął łkając
-Nie masz za co przepraszać....-odpowiedziałem,delikatnie go od siebie odsunąłem i wytarłem kciukiem łzy z kącików jego oczu. Uśmiechnąłem się czule do niego
-Nie wiem jak mnie znalazłeś, ale cieszę się...naprawdę się o Ciebie bałem...ale teraz już cię nie opuszczę, nieważne co by to nie było....-powiedziałem cicho i przesunąłem się do niego by złączyć nasze usta w słodkim i tak bardzo upragnionym pocałunku....I nawet jakby świat miał się zawalić i tak ze wszystkich sił będę starał się dotrzymać danego słowa....

Ahhh i takim oto pięknym akcentem dobrneliśmy do końca. Przepraszam za cringe i dziękuję wszystkim osobą które na bieżąco czytały nowe rozdziały i osobą które wogule dotarły do końca. Mam nadzieję że nie było aż tak źle i że się podobało. Nie wiem czy będę jeszcze coś pisać ale obawiam się że nie więc przepraszam i jeszcze raz dziękuję UwU

-Cutie^^~

🎉 Zakończyłeś czytanie Chcę być z Tobą na zawsze, ale czy to możliwe? //Jeff the killer x E.j// 🎉
Chcę być z Tobą na zawsze, ale czy to możliwe? //Jeff the killer x E.j//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz