30

1K 57 11
                                    

●miesiąc później●
Ostatnie tygodnie mijały w ponurej pogodzie. Niebo było szare oraz pełne chmur, z których niemal nieustannie padał deszcz. W tydzień przed wyjazdem pogoda nie ulegała zmianie, a nasza podróż wachała się nad przepaścią, gdyż nie tylko u nas pogoda nie sprzyjała. Jednak po kilku dniach, na niebie znów zawitało letnie słońce, które zapowiadali jeszcze na najbliższy miesiąc. Mi tam deszczowa pogoda nie przeszkadza, wręcz przeciwnie zacząłem ją wręcz uwielbiać. W takie właśnie dni, traci się poczucie czasu, nie ma nic do roboty, ani gdzie wyjść, ani nikomu się poprostu nic nie chce. Tak było i tym razem, żadnych zajęć,co oznaczało że całymi dniami mogłem leżeć i tulić moje słońce. Jednak czas wyjazdu wkońcu nastał. Aktualnie czekamy przed willą,aż pojawi się Slender oraz reszta, abyśmy mogli chociaż spakować walizki i udać się do pojazdu. Po kwadransie nasz oczekiwany gość się zjawił, oznajmiając nam to po przez donośny dźwięk busa, charakterystyczny przy otwieraniu. Wszyscy ruszyli w kierunku pojazdu. Niektórzy wkładali swoje rzeczy do bagażnika, a niektórzy poprostu wyręczeni przez kogoś odrazu wsiedli by zająć miejsca. Po chwili również i ja znalazłem się w środku. Nasze miejsce było prawie na samym końcu, by nikt zbytnio nie zwracał na nas uwagi. Usiadłem obok chłopaka, który był wpatrzony w coś za oknem. Odparłem głowę na jego ramieniu i również spojrzałem w okno.
--Co tam tak patrzysz?- spytałem zerkając kątem oka na jego rozpromienioną mordkę
-- Lis- odrzekł krótko, wskazując na coś w głąb lasu. Przypatrzyłem się uważnie i wkońcu i ja dostrzegłem rudego futrzaka
-- Masz słabość do zwierząt?-spytałem ponownie tym razem pełną uwagę poświęciłem na jego twarzy. Jack spojrzał na mnie z uśmiechem i przytaknął tylko głową. Jego cudowny uśmiech działa jak reakcja łańcuchowa, mimowolnie sam się uśmiechasz. Przynajmniej w moim przypadku. Po dość długim czekaniu nareszcie wyruszyliśmy w drogę. Czekały nas długie godziny jazdy. Jednak tym razem bardziej pozytywnie do tego podszedłem. Tylko sześć godzin, dłużej potrafiłem leżeć w łóżku z Jack'iem, do tego jedziemy tam na całe dwa tygodnie. Może trochę się prześpię? Kto wie? W każdym razie czeka nas długa i monotonna podróż... już kiedyś tak mówiłem nie?
^^♡♡♡♡^^
Znów jesteśmy w połowie drogi, tym razem w innym fast foodzie, na stacji benzynowej, w tatalnie nieznanym nam mieście. I znów ta sama kolejka...w której nie miałem zamiaru stać... Znów prawie żadnego pustego miejsca...Znów szarpiący się Liu i Jack... CZEKAJ CO?! O co oni się znów kłócą?! Ruszyłem odrazu w ich stronę, by zaprzestać ich "walki" jednak nie zdążyłem... gdy już miałem ich oddzielić,mój Jacky dostał w twarz... od mojego własnego brata...który o nas wiedział! Coś w środku się we mnie zagotowało, miałem ochotę zadźgać Liu na oczach wszystkich. Podbiegłem chybko do nich i stanąłem między nimi. Byłem gotowy rozpętać istne piekło dla Liu. Jednak natychmiastowo odwróciłem się w stronę poszkodowanego chłopaka. Jack był lekko schylony,prawą ręką trzymał miejsce, w które oberwał, a z jego ust pociekła stróżka krwi.
--Jack, nic ci nie jest?!- spytałem już zmartwiony na maksa, kucając przed nim i odciągając jego rękę od policzka.
--T-Tak nic mi nie jest...-mruknął cicho podnosząc wzrok na mnie. Na policzku była dość duża rana, najwidoczniej Liu nosi coś na palcach co mogło przeciąć mu skórę przy uderzeniu. Szybko ogarnąłem jakiś plaster i zakryłem nim ranę, z której sączyła się krew. Odetchnąłem z ulgą wiedząc że nic się mu poważnego nie stało,jednak coś się stało i zostało jeszcze ochrzanić winowajcę. Uczucie niewyobrażalnego gniewu i złości wróciło, przez co odwróciłem się spowrotem w stronę brata. Spojrzałem na niego z chęcią mordu, a on patrzył na mnie przepraszająco, jednak mnie to nie poruszyło. Nadal miałem niepochamowaną ochotę zabicia gnoja.
--No! Słucham co to miało znaczyć?- warknąłem na niego. Wiedziałem że może trochę przesadzam, wkońcu nic wielkiego się nie stało,ale cóż mogę poradzić na moją nadopiekuńczość względem chłopaka, który aktualnie "ukrywał" się za moimi plecami.
--No...bo...-zaczął niepewnie Liu,definitywnie nie mając nic na swoją obronę. Posłałem mu ponownie złowrogie spojrzenie na znak, że brak mi już cierpliwości. Co najwyraźniej zrozumiał,bo szybko zaczął się tłumaczyć.
--To on zaczął! Sprowokował mnie!- popatrzyłem z niedowierzaniem, że uważa że w to uwierzę, lecz spojrzałem jeszcze na Jack'a by mieć pewność swojej racji. Chłopak rozumiejąc o co chodzi, pokiwał przecząco głową. Po czym wróciłem wzrokiem na Liu, który próbując się jakoś uratować , zaczął podchodzić chcąc wziąć mnie na litość.
-- Oj Jeffy przepraszam.. przecież wiesz że nie chciałem...-zaczął mówić coraz bardziej podchodząc. Był pewny że mu wybaczę,więc bez problemu się zbliżał.
--Przecież jesteśmy braćm- urwał, gdyż dostał ode mnie z liścia w twarz. Nie chamowałem się by nie był zbyt mocny więc dość mocno oberwał. Przekroczył granicę mojej cierpliwości. Najpierw bezkarnie rani moje najukochańsze słoneczko, potem próbuje wszystko na niego zwalić, a teraz ma czelność brać mnie na litość, bo "jesteśmy braćmi ". Wszyscy zgromadzeni, którzy wszystkiemu się przyglądali skierowali na mnie pełen zdumienia wzrok, łącznie z Jack'iem, który nie spodziewał się tego.
-Nie podchodź do mnie, a tym bardziej nie zbliżaj się do mojego Jack'a!-warknąłem gniewnie i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych, trzymając chłopaka za rękę.
^^♡♡♡^^
Po kolejnych godzinach drogi, dojechaliśmy do hotelu. Przez ten czas zdążyłem się uspokoić, po incydenicie z przed paru godzin. Wszyscy po zabraniu bagaży ruszyli po odbiór kluczy. Tym razem nasz domek znajdował się nieco bliżej, tak mniej więcej w połowie drogi domków po prawej stronie. Mieszkanie wyglądało identycznie. Jeden pokój z dwoma łóżkami, salon połączony z małą kuchnią oraz niewielka łazienka. Postawiłem walizki w pokoju z łóżkami i wróciłem spowrotem do salonu.
-- Idziemy na kolację?-spytałem chłopaka stojącego na małym tarasiku
--Jasne!-odrzekł radośnie, obdarowując mnie swoim uroczym uśmiechem.
--To choć-mruknąłem i chwytając go za rękę ruszyłem w kierunku niewielkiego baru, przy wejściu do hotelu. Chłopak chicho się zaśmiał i wyrównując ze mną kroku położył głowę na moim ramieniu i szliśmy dalej. Po zjedzonej kolacji wróciliśmy do naszego domku. Szybko się ogarneliśmy i położyliśmy się do dużego łóżka. To małe raczej się nam nie przyda.
--Dobranoc słonko-mruknąłem mu do ucha i mocno się w niego wtuliłem
--Dobranoc...-odrzekł cicho również się we mnie wtulając
--Dziękuję...-dodał po chwili
--Hm??-
--Za to że mnie tak obroniłeś w knajpce... to było bardzo...urocze że się tak o mnie martwisz...-szepnął i z promiennym uśmiechem popatrzył mi w oczy
--Dziękuję-powtórzył, na powrót się wtulając w moją klatkę piersiową
--No,a jak mam się nie martwić o taką osobę, której uśmiech może rozweselić każdego, której oczy są najpiękniejsze na świecie, której osobowość jest tak wspaniała że nie da się tego słowami opisać? To chyba normalne że się o ciebie troszczę, wkońcu cie kocham-rzekłem, wymieniając pare rzeczy, które są w nim cudowne, i uśmiechając się sam do siebie
-- Aj c-cicho!-jęknął zawstydzony ukrywając swoją czerwoną twarz w moją koszulę. Zaśmiałem się cicho i po chwili zasnąłem, rozmyślając jak piękny będzie ten wyjazd...

----------------------------------------------
Witam ponownie! Dziś taki długi rozdział ale nie przyzyczajajcie się.
~Kamyczek^^

Chcę być z Tobą na zawsze, ale czy to możliwe? //Jeff the killer x E.j//Where stories live. Discover now