13. "Pracowała bez przerwy"

290 24 0
                                    

Bilbo nie sypiał dobrze. Nawiedzały go koszmary, na które nie pomogły nawet elfie napary ani niebiańsko wygodne łóżka. Większą część nocy spędzał, wpatrując się w sufit i rozmyślając nad wszystkim, co się wokół niego działo. Nie mógł uwierzyć w to, że wyruszył na wyprawę z kompanią. Opuścił swój przytulny, bezpieczny domek i wyszedł na spotkanie nieznanemu. Kolejne dni upływały mu na przemyśleniach. Był bardziej milczący niż zwykle, jednak gromadka krasnoludów skutecznie podwyższała jego morale. Mimo to z tyłu jego głowy wciąż czaiła się myśl, że ta wyprawa to szaleństwo.

Prawdopodobnie zapłaci za nie wysoką cenę.

Czy się bał? Troszkę. Ale przecież płynęła w nim krew Tuków, a oni nigdy nie odmawiają przygodzie. W pewnym sensie cieszył się, że Gandalf właśnie jego wybrał do tej misji. Nie mógł wyobrazić sobie lepszego powodu do opuszczenia Shire, niż wędrówka do Ereboru. Thorin Dębowa Tarcza go intrygował. Hobbit podziwiał księcia krasnoludów za jego poświęcenie i determinację. Miał szczerą nadzieję, że kompania odzyska królestwo. Że staną u stóp Góry wypełnionej złotem i klejnotami. Że kolejne pokolenia będą śpiewać pieśni na cześć tej wyprawy, która położy kres panowaniu smoka w Samotnej Górze. Bilbo wiedział, że to Thorin powinien pokonać Smauga i wywalczyć dawny dom. Książę był silny. Kto odzyska królestwo krasnoludów, jeśli nie on?

Hobbit szybko zrozumiał, czemu Thorin w dniu ucieczki z Rivendell tak zaskakująco chętnie rozmawiał z królewną Lindonu. Byli do siebie podobni pod wieloma względami. Oboje dostojni, odważni i gotowi do poświęceń. Przesiąknięci wręcz tajemnicami, które ciągnęły się za nimi, wzbudzając ciekawość ich rozmówców. To dlatego książę przestał patrzeć na nią wrogo, jakby to ona odwróciła się od niego, gdy Góra płonęła.

Thorin nie znał Indis prawie w ogóle, jednak wywarła na nim niezwykłe wrażenie. Gdy rozmawiał z nią w cztery oczy zrozumiał, że drzemała w niej siła, ukryta gdzieś głęboko pod maską zwyczajnej, sympatycznej dziewczyny. Nie zawahała się ani chwili, zanim z księciem elfów ruszyli naprzeciw hordzie orków. Nie była tchórzem, jak mieszkańcy Leśnego Królestwa.

Tymczasem hobbit, w przeciwieństwie do władcy krasnoludów, od razu poczuł się oczarowany królewną. Niedziwne. Była urocza, dobrze wychowana i uśmiechnięta. W rozmowie sprawiała wrażenie osoby szalenie charyzmatycznej, takiej, która potrafi dopasować się do swojego rozmówcy... i która byłaby idealną następczynią tronu.

- Bilbo, Bilbo... - Bofur potrząsał lekko ramieniem hobbita, wybudzając go z poobiedniej drzemki - Nasz mały śpioch wreszcie wstał, przyjaciele! - krasnolud roześmiał się donośnym głosem - Szykuj się, panie włamywaczu, wyruszamy w dalszą drogę.

Hobbit skinął głową i wstał z łóżka. Przeciągnął się niczym zaspany kot i spróbował pozbierać myśli. Musieli wymknąć się niepostrzeżenie, podczas gdy Gandalf odciągał uwagę Elronda rozmową o przyszłości kompanii. Ironiczne.

W ciągu kilku zaledwie minut wszyscy byli wyszykowani i gotowi do drogi. Nie mieli żadnych wierzchowców, ale to znacznie ułatwiało przeprawę przez Góry Mgliste.

- Czy możemy już wyruszać? - Thorin chodził z miejsca na miejsce, poddenerwowany. Co i rusz sprawdzał wszelkie pakunki i liczył, czy nikogo nie brakuje. Krasnoludy kiwnęły głowami w potwierdzeniu i cała grupa skierowała się w stronę potężnych drzwi, zamykających ich tymczasowe schronienie. Potem wystarczyło, że przeszliby krótkim korytarzem i wymknęli się na zewnątrz, omijając straże. Tylko tyle było im potrzebne.

Wyszli po cichu, bardzo niepodobnie do tego, jak zwykły krasnoludy chodzić. Skupieni na celu, stawiali ostrożnie każdy krok.

Wszyscy w tym samym momencie zastygli w bezruchu, gdy usłyszeli odgłos obcasów stukających o posadzkę. Nikogo nie powinno tu być, pomyślał z przestrachem Bilbo. Straże miały właśnie zmianę warty, więc nikt nie powinien interesować się tym miejscem.

Thorin po cichu wyjął miecz z pochwy, przygotowując się do walki o ucieczkę. Na jego twarzy malowała się determinacja.

Jakież było jego zdziwienie, gdy przez uchylone drzwi do korytarza wślizgnęła się czarnowłosa królewna Noldorów. Przystanęła, nie mniej zaskoczona co zgraja przed nią.

- Indis? Co tutaj robisz? - książę jako pierwszy wydobył z siebie głos i delikatnie opuścił ostrze swojej broni

- Szłam właśnie na spotkanie z lordem Elrondem, ale to chyba nie jest teraz istotne. Co wy robicie? - Żaden z mężczyzn się nie odezwał. Nie wiedzieli, co mieliby powiedzieć. - Cóż, to było głupie pytanie. Uciekacie z Rivendell, chcecie odzyskać dom.

Bilbo lekko wychylił się zza Bombura, chcąc coś odrzec. Krasnolud jednak szybko wepchnął go z powrotem za siebie. Hobbit syknął głośno, gdy uderzył się w stopę. Shara uniosła jedną brew, a na jej twarz wstąpił lekki uśmiech. Skinęła powoli głową i odsunęła się, dając kompanii wolne przejście.

- Idźcie, nikt was nie zatrzyma.

Z początku wydawali się zaskoczeni, jednak po chwili wszyscy tłoczyli się przy wyjściu. Posyłali kobiecie spojrzenia wdzięczności, a ona wydawała się pełna satysfakcji. I naprawdę szczęśliwa.

- Indis - książę przechodzący obok niej zatrzymał się i spojrzał na nią. Nie mogła odczytać jego emocji i poczuła, jak niewidzialna pętla stresu zaciska się na jej żołądku. - Czemu to robisz?

- Chcę, żebyście odzyskali dom. Zasługujecie na to jak nikt inny.

- Dziękuję. Naprawdę - mówił szczerze, widziała to.

- To twoja wielka szansa i jedyna nadzieja. Bądź rozważny, Thorinie. W tym świecie łatwo jest ulec złudzeniom.

- Żegnaj, królewno - po tych słowach drzwi zatrzasnęły się za Thorinem Dębową Tarczą, od tamtego momentu kolejną osobą, która zbyt szybko zaufała Sharze. Być może zrozumiałby prawdziwe znaczenie jej słów, gdyby dłużej się nad nimi zastanowił. Ale nie mógł - musiał uciekać.

Shara stała w pustym korytarzu, wpatrując się w wyjście. W jej głowie kłębiły się setki myśli. Wiedziała, że wszystko idzie zgodnie z planem. A to było najważniejsze. W jej srebrzystych oczach błyskało zadowolenie. Po raz pierwszy od dawna była pełna satysfakcji. Nie mogła oczywiście stwierdzić, że najgorsze było już za nią. Z pewnością jednak to ona rozdawała karty w tej rozgrywce. Przynajmniej na razie.

A z drugiej strony... Mimo tego uśmiechu na jej ustach, było coś jeszcze. Shara od wielu dni i tygodni nie odpoczywała. Gdy nastawała noc, przy wątłym świetle płomieni kilkunastu świec ona pracowała bez przerwy i bez wytchnienia. Spisywała dziesiątki stron notatek, analizowała setki arkuszy, składających się na absurdalnie wielką sieć powiązań między pionkami w jej rozgrywce. Rozgryzła każdego; każdej postaci przypisała zestaw możliwych ruchów. Czytała zapisy starożytnych ksiąg i nowszych, opisujących historię Śródziemia ostatnich kilku dekad. A nadto ciągle, tysiące razy zerkała na małą karteczkę, którą wszędzie ze sobą nosiła. Na niej zapisano tekst, który Shara uznawała za przepowiednię, jej spisane przeznaczenie.

Gdzieś w głębi serca przeczuwała, że te kilka wersów stanowi o jej śmierci.

Ale nie miała czasu nad tym myśleć. Musiała przeżyć, a do tego potrzebowała planu.

Planu, w którym rozgryzie każdego, tak jak to zrobiła na tych kilkuset stronach.

Tak jej się przynajmniej wydawało.

Pokręciła głową, otrząsając się z zamyślenia. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku sali, w której czekała na nią wcale niełatwa rozmowa.

Cień MordoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz