21. Książę

187 17 3
                                    

- Ja... Ja się zgadzam.

Mężczyzna zaśmiał się z ulgą, nałożył na palec kobiety pierścień i mocno ją przytulił. Przez wrzawę i oklaski, jakie potem nastąpiły, żadne z nich nie usłyszało kroków króla, który momentalnie się przy nich pojawił. Złapał oboje za ramiona i, uśmiechając się sztucznie do tłumu, pociągnął ich w stronę wyjścia z sali. Gdy tylko cała trójka znalazła się w pustej komnacie, poza zasięgiem wzroku i słuchu kogokolwiek, puścił ich i odetchnął głęboko kilka razy, próbując się uspokoić. Prawdopodobnie nieskutecznie.

- Czy ty jesteś niepoważny? – warknął tak głośno, że jego syn podskoczył w miejscu – Co ty wyrabiasz?

- Kocham ją i nie żałuję tego, co zrobiłem.

- Więc musiałeś mi się od razu oświadczać?! – krzyknęła na niego kobieta, a zarówno Legolas, jak i jego ojciec spojrzeli na nią z identycznym, zaskoczonym wyrazem twarzy

- Ty też jesteś przeciw? – książę wydawał się oszołomiony

- Oczywiście, że jestem przeciw! Jak mogłeś mnie prosić o rękę, kompletnie mnie nie znając?

- Czy to znaczy, że sam wpadłeś na pomysł oświadczyn? – król odszedł kilka kroków, oddychając nierównomiernie – Nie zdziwiłbym się tylko, gdyby to ona podsunęła ci ten pomysł. Wiele kobiet chciałoby wykorzystać twoją pozycję.

- Jestem spadkobierczynią prawdopodobnie najważniejszego tronu Śródziemia. Jakim cudem małżeństwo z nim miałoby mi dać jakieś znaczące korzyści? – Thranduil po chwili zastanowienia musiał jej przyznać rację. Kobieta uznała za zabawny fakt, że stało się to dopiero w takim momencie.

- Znam Indis wystarczająco dobrze i wiem, że to ją chcę mieć za żonę – Legolas starał się zignorować uwagę kobiety

- I nie mogłeś z tym zaczekać, aż, nie wiem, wstąpi na tron? – król wyglądał, jakby miał ochotę wrzucić syna do celi obok Thorina

- Bardzo źle się czuję – mruknęła kobieta, chwytając się za brzuch. – Czy mogę pójść do swojej komnaty? – Thranduil skinął głową i machnął ręką z przyzwoleniem.

- Odprowadzę cię – zaoferował się Legolas.

- Nie, nie trzeba – uśmiechnęła się blado. Dokładnie tak, jak uśmiechnęłaby się bezradna królewna przytłoczona pięknym balem i zaślubinami z księciem z bajki.

Gdy dotarła do pokoju, rozejrzała się ostatni raz po korytarzu. W zasięgu wzroku nie dojrzała żadnego żołnierza. Od razu rzuciła się do pakowania torby podróżnej, do której wrzuciła notatki. Zmieniła suknię na swój strój ze smoczej łuski, narzuciła na niego pelerynę, do uchwytu na plecach przypięła włócznię króla Noldorów i rozejrzała się po pokoju.

A potem roześmiała się bezgłośnie, a w jej oczach zawirowały łzy.

Mimo tego jak wielką przeszkodą mogły okazać się oświadczyny księcia, wyglądało na to, że wszystko miało się ułożyć. Wystarczyło tylko zdobyć klucze do cel, wypuścić kompanię na wolność i przetrwać na tyle długo, by opuścić mury pałacu.

Spojrzała na lśniące kamienie na jej palcu i uśmiechnęła się.

Nie zabije księcia.

Nie musi.

Elf skompromituje się wystarczająco. Ona ucieknie z domu jego ojca z pierścieniem zaręczynowym, a poddani dowiedzą się, że narzeczona księcia go porzuciła.

Chwyciła swoją torbę i złapała klamkę. Otworzyła drzwi i wyszła z pomieszczenia. Wiedziała, że któryś ze strażników musi mieć przy sobie klucze do cel. Musiała tylko pokonać tych, którzy potencjalnie mogli jej przeszkodzić.

Cień MordoruWhere stories live. Discover now