23. "Gotowi na wojnę"

171 17 4
                                    

- Hej, piękna – Shara roześmiała się cicho, gdy jej klacz, Roma, zarżała głośno na jej widok.

Mau przyprowadził tu Romę, gdy orkowie porwali kobietę. Taka była umowa pomiędzy przyjaciółmi – jeśli coś pójdzie nie tak, jej wierzchowiec miał zostać przekazany pod opiekę właścicielowi baru, w którym zatrzymali się niedługo przed przekroczeniem granic Leśnego Królestwa.

Kobieta wskoczyła na grzbiet wierzchowca i ruszyła w stronę wzgórza. Nie minęło wiele czasu, zanim dotarła na polanę, na której wcześniej mężczyzna na nią czekał, niepewny, czy Shara będzie chciała kontynuować misję. A wojowniczka stanęła w tym samym miejscu, tym razem z determinacją malującą się na jej twarzy. Odpięła niewielki szpadel przytroczony do siodła, odnalazła konkretny punkt na ziemi i zaczęła kopać.

Mimo potu, który prędko wstąpił na jej czoło, nie przerwała pracy, dopóki nie natrafiła na niewielki przedmiot. Otrzepała z ziemi oprawiony w skórę zeszyt i przekartkowała go. Na jej usta wstąpił delikatny uśmieszek, gdy zobaczyła w nim znajome nazwiska. A potem zbladł, bo na ostatniej stronie widniało tylko jedno imię.

Shara.

Kobieta znała tę listę niemal na pamięć, jednak dalej czuła nieprzyjemny ucisk na żołądku, gdy widziała, że również na niej widnieje.

Wiedziała, że teraz jest już za późno na odwrót. Wolne Ludy pragną jej śmierci, a gdy się potknie, również i Mordor upomni się o jej głowę. Musiała wykonać plan idealnie, ponieważ to była jej jedyna szansa na przeżycie tej wojny.

Klacz uderzyła kopytem w ziemię. Shara spojrzała w górę, w stronę słońca. Zmrużyła oczy i uśmiechnęła się. Wepchnęła zeszyt do przepastnej kieszeni swojego płaszcza i wskoczyła z powrotem w siodło.

Roma ruszyła z miejsca galopem.

Kobieta kierowała się na wschód, w stronę Góry.

---

Mężczyzna szedł przez wąskie, ciemne i cuchnące korytarze twierdzy. Mruczał pod nosem słowa jakiejś dawno zapomnianej piosenki, żeby choć trochę poprawić sobie nastrój. Starał się znaleźć wygodniejszy sposób trzymania kilkunastu zakurzonych atlasów i dzienników. Jego kręgosłup przeszywał ból. Kopnął drzwi przed sobą, które uchyliły się nieznacznie.

Skrzywił się, gdy wokół niego nie ustały głośne śmiechy i rozmowy jego towarzyszy broni.

Żołnierze Gniazda nawet nie zwrócili na niego uwagi.

Mężczyzna odłożył wszystkie zapiski na potężny stół na samym końcu dusznej sali jadalnej. Przysunął do siebie jedną z kilku świec i przygryzł wargę. Przez chwilę wydawało mu się, że żołnierze umilkną, ale nic z tego.

Mau zatem złapał atlas z wierzchu sterty i upuścił go ze znacznej wysokości na powierzchnię biurka. Głuchy łoskot dał się słyszeć wyraźnie i na końcu pomieszczenia.

Rozmowy zostały przerwane, a w wojownika wpatrywało się kilkadziesiąt par zaskoczonych oczu.

- Jak długo jeszcze zamierzacie tu siedzieć? – nikt nie odpowiedział, więc kontynuował: - Pijecie, gracie w karty i uważacie, że wojna przejdzie niezauważona gdzieś obok, tak?

- Mau, nie jesteś już naszym dowódcą, nie przyjmiemy rozkazów od ciebie.

- Zastanówcie się, czy chcecie ślepo podążać za Mordorem i jego wojnami. Nigdy przecież nic na nich nie zyskaliśmy, prawda? – prychnął – Zbliża się wielka bitwa. Armie orków zaatakują Samotną Górę. Zetrą się z wojskami krasnoludów i elfów. Wszyscy będą żądni jednego, złota. A my... – uśmiechnął się i rozejrzał po swoich ludziach. Wiedział, że chętnie lub nie, pójdą za nim gdziekolwiek ich poprowadzi. – My zdobędziemy własne państwo.

Gdyby żołnierze Gniazda mniej nienawidzili Saurona i jego wojska lub byli mniej zmęczeni ciągłym czekaniem w ukryciu przed Wolnymi Ludami, prawdopodobnie by go wyśmiali.

Ale oni milczeli. Spoglądali po sobie, brwi ściągnięte w zamyśleniu, oczy rozjaśnione nagłą nadzieją.

Kalkulowali.

Ważyli szanse.

Na końcu pomieszczenia ze swojego miejsca wstał Generał oddziału. Bez zastanowienia ruszył w kierunku swojego przyjaciela. Stanął obok niego i ścisnął jego ramię. Skinął głową.

Kto wie, być może tak jak Mau zobaczył potencjał w pewnej niepozornej kobiecie, która w tamtym momencie pędziła w stronę Ereboru.

- Nadszedł czas.

---

Książę elfów siedział na grzbiecie swojego wierzchowca, odwrócony plecami do oddziału żołnierzy, których miał poprowadzić pod Górę.

Patrzył w dal, ściskając wodze tak mocno, że pobielały mu kostki.

Przed oczami miał ciepło ognia, gdy powrócił myślami do letniej nocy. Do rozmów z kobietą, której zaufał.

Obok niego stanął jego ojciec w mieniącej się w słońcu, srebrnej zbroi. Spojrzał na syna lodowatym wzrokiem.

W tym samym czasie, daleko na wschodzie, Azog, Bolg i Wąż również stanęli na czele swoich wojsk. Furia w ich oczach przekreśliła wszelkie wątpliwości. Szli nie tylko po skarby Góry, ale też po zemstę.

Książę i orkowie podjęli już decyzję. Przybędą do Ereboru, choćby miało to być jedynie po to, żeby złapać i samodzielnie doprowadzić zdrajczynię na egzekucję.

---

Góra przyprószona śniegiem mieniła się w zachodzącym słońcu. Rześkie, jesienne powietrze było już nieco chłodne o tej porze dnia, ale żaden z krasnoludów nie zwracał na to uwagi. Wesołe okrzyki tłumu mieszkańców Miasta na Jeziorze dawno umilkły, zastąpione ciszą, przeszywaną jedynie miarowymi uderzeniami wioseł o jasną niczym lustro powierzchnię wody.

Thorin siedzący na przodzie jednej z łodzi nie mógł oderwać wzroku od szczytu wznoszącego się przed jego oczami. Pamiętał każdy najdrobniejszy kamień tej Góry i jego serce łamało się z tęsknoty za nią każdego dnia na wygnaniu.

Był królem bez tronu, który powracał do swojego królestwa.

Przymknął powieki i opuszkami palców musnął burtę.

Wilgotna bryza sprawiła, że drgnął i otworzył oczy.

Dobili do brzegu u podnóża Góry.

Mężczyzna wstał. Spojrzał na kompanię swoich braci, którzy pomogli mu przetrwać najważniejszą wyprawę jego życia. Nawet, jeśli zginie pochłonięty przez smoczy ogień, umrze na swojej ziemi.

Balin skinął głową, mimo łez wzbierających pod jego powiekami.

Książę powoli, ostrożnie, postawił stopę na piasku.

- Wróciliśmy do domu, Balinie – powiedział cicho, ale jego słów nie zagłuszył najmniejszy podmuch wiatru. – I tym razem... Tym razem będziemy o niego walczyć.

---

Hej! Dzisiaj dużo krótszy rozdział niż zwykle, jednak uznałam, że całkiem potrzebny. Jak widać, wszyscy są gotowi walczyć w nadchodzącej wojnie. Kto jednak najwięcej na niej zyska?

Cień MordoruWhere stories live. Discover now