Rozdział 70: Slytherin kontra Slytherin

281 25 67
                                    

Pansy

Dzisiaj nadszedł dzień wprowadzenia ich planu w życie. Mieli zamiar odrobinę uprzykrzyć życie pewnej zapatrzonej w siebie blondynkę. Ona, Edmund i Blaise wzięli na siebie część główną operacji. Oczywiście wkręcili w plan kilka innych osób, którym nie podobało panoszenie się Astorii. Zaczęło się niewinnie.

Dziewczyna spóźniła się na zaklęcia, bo nie mogła znaleźć książki. Pansy miała za zadanie udawać jej koleżaneczkę, dlatego gdy narzekała na znikający przedmiot, słuchała i kiwała ze współczuciem głową. Pozwoliła jej nawet usiąść koło niej. Ku jej utrapieniu profesor Flitwick odjął Slytherinowi punkty.

- Nie wierzę, że ten stary pokurcz to zrobił! - jęczała jej nad uchem Ślizgonka. - To nie moja wina, że ta cholerna książka mi zniknęła! Byłam pewna, że wieczorem chowałam ją do torby...

- Może po prostu masz sklerozę - zasugerował złośliwie Blaise, który siedział w ławce za nią razem z Edmundem.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, jakby próbując wychwycić ironię w słowach mulata, ale najwidoczniej była za głupia, by ją zauważyć. Prychnęła ostentacyjnie, mordując chłopaka wzrokiem. Edmund patrzył na nią z niewinnym uśmiechem na twarzy. Kąciki ust Pansy powędrowały do góry, gdy kiwnął ledwo zauważalnie głową. Pamiętał o planie. Po prostu czekał na odpowiedni moment.

Wczoraj zastanawiali się, jaka lekcja byłaby najbardziej odpowiednia, by przeprowadzić małą zemstę na Ślizgonach, u których mieli na pieńku. Pansy chciała, by była to taka lekcja, na której można było zrobić zamieszanie i pozostać niezauważonym. Blaise sugerował historię magii, bo wtedy wszyscy przysypiali, ale ona odrzuciła ten pomysł. Jasne, przedmiot był dla nich mało ważny, ale nie chciała ryzykować przyłapania. Nie była też zadowolona z wyboru zaklęć, bo potrzebowała mieć dobre stopnie, żeby potem móc pracować w wymarzonym zawodzie. A Pansy była osobą ambitną i nie chciała mieć żadnej plamy na honorze. Przy tworzeniu planu każda lekcja wydawała się nieodpowiednia, albo akurat na te zajęcia, na które chodziła, nie miała ich z którymś z chłopaków. Tak więc musieli być obecni na lekcji wszyscy troje.

Test na zaklęciach był więc świetną okazją, by zrobić kilka niegroźnych żartów.

- Niech każdy podejdzie do mojego biurka i wylosuje kartkę z pytaniem. Proszę o bardzo dokładny opis danego zaklęcia, ze wszystkimi skutkami i zastosowaniami. Nie liczcie, że uda wam się ściągnąć, bo nie ma szansy, żeby ktoś wylosował to samo zaklęcie! - zarządził profesor Flitwick.

Usłyszała niezadowolone jęknięcia kilku Gryfonów, którzy się nie przygotowali. Ona sama uśmiechnęła się, zadowolona. Łatwizna. Na pewno pójdzie jej szybko. Obok niej Astoria podniosła się z miejsca.

- Idziesz? - spytała obojętnym tonem.

- Idź pierwsza - rzuciła brunetka. Tamta uniosła brwi. - Na końcu są najłatwiejsze pytania.

- Jak wolisz - dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła do biurka, przepychając się przez uczniów. Widziała, jak niby przypadkiem odepchnęła jakąś Puchonkę, zajmując jej miejsce w kolejce.

- Zachowuje się jak jakaś królowa - warknął z tyłu Edmund. Blaise parsknął zduszonym śmiechem.

- Nie podoba ci się, że wkręca się w twoją rolę? - zapytał, szturchając go znacząco w ramię. Pansy patrzyła na nich, mrużąc oczy. Wiedziała, że czegoś jeszcze jej nie mówili, ale nie naciskała. Nie była wścibska. Kiedyś zrobiłaby wszystko, żeby się tylko dowiedzieć, co ukrywali. Ale tamta Pansy umarła wraz z nadejściem wojny. Dlatego odpuściła. To nie była jej sprawa. Nie zamierzała stracić tej cienkiej linii zaufania, którym ją obdarzyli, przyjmując ją do Drużyny.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon