Rozdział 64: Ciemna strona Malfoya

407 31 81
                                    

Draco

Ze znudzoną miną stał w gabinecie dyrektorki, słuchając, co wolno mu było robić, a czego nie. Nie był głupi. Jego matka znajdowała się tuż przy biurku McGonagall. Chwilę temu sprzeczały się, czy powinien był wrócić do szkoły. Niósł za sobą ogromne ryzyko, doskonale o tym wiedział. Dzieci Hadesa zwykle obdarzone były silną, mroczną mocą. Wcześniej nie mieli nic przeciwko temu, żeby wpuścić do szkoły całą gromadkę dzieci bogów. A teraz mieli z tym jakiś problem, kiedy on stał się jednym z nich. Półbogiem. Herosem. Draco prychnął pogardliwie, krzyżując ramiona. Przecież nadal był czarodziejem czystej krwi. To, że jego ojcem był sam Król Upiorów - niczego nie zmieniało. Nadal powinni się z nim liczyć. Długo dawał sobie dyktować, rozkazywać, co miał robić. Teraz postanowił, że to się skończy. Sam będzie podejmował decyzje. I tak wróciłby do szkoły, nawet bez zgody McGonagall. Przestał się jej obawiać, a cały szacunek do tej kobiety zniknął. Nic nie mogła mu zrobić i dobrze o tym wiedziała. Był zbyt potężny. Uśmiechał się kpiąco. Niech to się już skończy.

– Najlepiej byłoby, gdybyś z nikim dzisiaj nie rozmawiał, dobrze? – Usłyszał zaniepokojony głos McGonagall. – Idź prosto do dormitorium i odpocznij.

– Tak, tak. – Machnął ręką, znudzony. I tak zamierzał to zrobić. Chociaż nie obiecywał, że na nikogo się nie natknie. To mogłoby być trudne. – Mogę już iść?

McGonagall kiwnęła głową. Matka podeszła do niego i objęła syna delikatnie na pożegnanie. Musiała wracać do domu.

– Bądź ostrożny – szepnęła, po czym popatrzyła na niego surowo – I dbaj o Łucję.

– Dobrze. – Tego nie musiała mu mówić, ale przytaknął, dla świętego spokoju.

Narcyza odsunęła się od niego i skierowała w stronę kominka w gabinecie. Weszła do środka, by po chwili zniknąć w zielonych płomieniach. Odetchnął z ulgą i odwrócił się, by również wyjść. Był zmęczony. Jedyne, o czym marzył, to zakopanie się we własnej pościeli. Gdy zbliżał się już do drzwi, McGonagall zatrzymała go jeszcze na chwilę. Westchnął, zirytowany.

– Uważaj na siebie – poprosiła poważnym tonem pani dyrektor, a on pokiwał tylko głową.

Wyszedł bez słowa. Skierował się prosto do Salonu Prefektów. Pozostawało mu liczyć na to, że nikogo nie zastanie. Chciał uniknąć konfrontacji i niepotrzebnych pytań. Nawet gdyby chciał, nie mógł im powiedzieć za wiele. Tu chodziło nie tylko o jego bezpieczeństwo, ale też Łucji. Szkolne korytarze, na jego szczęście, były opustoszałe. Widocznie było już późno i większość uczniów spała w swoich dormitoriach. Po krótkim czasie znalazł się na czwartym piętrze. Wypowiedział hasło do Pokoju Prefektów i wszedł do środka, mając zamiar od razu skierować się do swojego dormitorium i zapaść w sen. Tak też zrobił. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia, przywitała go cisza. Draco odruchowo spojrzał na drzwi do dormitorium Hermiony. Dziewczyna na pewno już spała. W sumie cieszył się, że się na nią nie natknął. Poszedł do siebie i od razu rzucił się na łóżko, nie przejmując się zdejmowaniem ubrań. Po chwili zapadł w wymarzony sen.

*

Draco Malfoy słyszał wiele plotek o snach herosów, ale nigdy nie spodziewał się, że będzie mu dane ich doświadczyć. Annabeth ciągle powtarzała, że sny są ważne, niemal jak mantrę.

Zobaczył chaos. Wszystko dookoła płonęło. Ludzie biegali, krzyczeli, rozpaczliwie się bronili. Z Zakazanego Lasu wyłaniały się stworzenia, których nigdy nie wiedział na oczy. Hogwart w ruinie. Na środku dziedzińca stała grupka nastolatków. Każde z nich trzymało w dłoni miecz. To nie byli czarodzieje, tego był pewien. Więc co tu robili?

Klucze cierpienia [wolno pisane]Where stories live. Discover now