Rozdział 87: List Zuzanny

149 9 13
                                    

a/n: ważna notka na końcu rozdziału!

Łucja

Ostatnio czuła się jakoś... Inaczej.

Zauważyła zmianę w swoim zachowaniu około miesiąca temu. Miewała dziwne wahania nastrojów; w jednej chwili była wesoła, szukała towarzystwa przyjaciół, a w drugiej potrafiła rozpłakać się w samym środku lekcji. Na początku nic nie podejrzewała, sądziła, że to pozostałości po przesłuchaniu Bellatrix. Co prawda, dzięki eliksirom od profesora Snape'a, ręce powoli przestawały się jej trząść w losowych momentach. Mimo to nauczyciel eliksirów, którego od tamtego wydarzenia zaczęła darzyć większym szacunkiem, powiedział, że niestety zostaną jej blizny, których usunąć się nie da. Nóż, którym katowała ją Bellatrix miał specjalne właściwości czarnomagiczne. Później powiedziano jej, że przedmiot był przechowywany w rezydencji Malfoyów bez wiedzy właścicieli. Narcyza bez wahania zgodziła się, aby aurorzy zabezpieczyli broń. Jednak sama Bellatrix zbiegła i do tej pory pozostawała nieuchwytna, co powodowało strach u młodej Pevensie, że któregoś dnia czarownica powróci. Póki co była w Hogwarcie bezpieczna. Nie wiedziała, co się stało później z Lucjuszem Malfoyem, ale niespecjalnie obchodził ją los tego człowieka. Tego Draco nie chciał jej powiedzieć.

Później okazało się, że wahania nastroju to było nic. Już i tak wystarczająco Piper się o nią martwiła i z anielską cierpliwością słuchała każdego jej płaczu. Nieraz po nocy, w dormitorium, kiedy teoretycznie powinny spać. Przez to zdarzało się, że opuszczała lekcje, ale nauczyciele byli dla niej wyjątkowo wyrozumiali. Wiedzieli, że padła ofiarą tortur przez szaloną Śmierciożerczynię. Całe grono pedagogiczne wiedziało i z tego powodu również przymykali oko na jej słabe oceny. Obiecywała sobie, że się poprawi, ale jakoś nie potrafiła wykrzesać z siebie chęci do nauki. Edmund, Hermiona i Annabeth kuli zawzięcie do swoich egzaminów i nie chciała im dokładać jeszcze swoich problemów. Liczyła, że sama się z nimi upora. Z tego stresu zaczęła więcej jeść i miała dziwne zachcianki. Jej znajomi często biegali z nią z tego powodu do kuchni. Miała wrażenie, że ciągle była głodna i posiłki serwowane regularnie w Wielkiej Sali jej nie wystarczały. Jadła znacznie częściej. Piper cieszyła się, że wrócił jej apetyt. Szczególną chęć miała na kiszone ogórki. Potrafiła wstać w środku nocy i pójść po nie do kuchni. Tyle dobrze, że Puchoni mieli kuchnię blisko i nie ryzykowała złapaniem przez prefektów za szwendanie się po ciszy nocnej.

Jak się okazało, kursy teleportacji obejmowały szósty i siódmy rocznik, ponieważ rok temu nie było możliwości zorganizowania takich dodatkowych szkoleń z wiadomych powodów. Pierwsze zajęcia miały odbyć się w Wielkiej Sali w sobotę po obiedzie. Z Wielkiej Sali zostały zdjęte osłony teleportacyjne, specjalnie na tą okazję. Ona, Piper, Jason, Hazel i Frank pojawili się jako jedni z pierwszych. Poza nimi było dużo chętnych. Leo i Ginny dołączyli do nich chwilę później.

Zajęcia miał prowadzić jakiś mężczyzna z Ministerstwa. Na początku, gdy zebrali się już wszyscy chętni, przedstawił się i mniej więcej wyjaśnił zasady. Same zajęcia miały potrwać godzinę, a oni mieli próbować przenieść się na drugą stronę obręczy. Obręcze były ustawione w odległości kilku metrów od siebie, żeby każdy miał miejsce do ćwiczeń. Oczywiście na dany sygnał wszyscy zaczęli się skupiać w punkcie przed sobą. Prawie nikomu nie udało się przenieść za pierwszym razem. Za pierwszym razem udało się przenieść jedynie Hermionie i Annabeth. Krukonka wylądowała co prawda po drugiej stronie, ale bez... Ucha. Zanim dziewczyna zdążyła się przerazić, pan z Ministerstwa podszedł do niej i przytwierdził z powrotem jej ucho na odpowiednie miejsce.

— Spokojnie, spokojnie, takie rzeczy się zdarzają — uspokajał mężczyzna z lekkim uśmiechem. — Minie trochę czasu, zanim przestaniecie gubić swoje części ciała...

Klucze cierpienia [wolno pisane]Where stories live. Discover now